Daniel Pisiak przez cztery lata pracował w Inowrocławskich Kopalniach Soli Solino jako radca prawny koordynator. Do jego obowiązków należał m.in. nadzór nad kancelariami zewnętrznymi, uczesniczył w radach nadzroczych i miał dostęp do informacji tajnych. Został zwolniony w sierpniu ubiegłego roku, czego powodem była utrata zaufania ze strony zarządu spółki.
W procesie, który toczy się przed inowrocławskim sądem Pisiak chce udowodnić, że wypowiedzenie mu umowy o pracę było niezasadne i niezgodne z prawem pod względem formalnym. Jak twierdzi, gdy do tego doszło, wracał do pracy z długotrwałego zwolnienia lekarskiego. Teraz walczy o przywrócenie do pracy.
Utrata zaufania
Główną przyczyną zwolnienia Daniela Pisiaka z Solino miało być to, że zarząd spółki utracił do niego zaufanie. Złożyło się to kilka elementów, m.in. wprowadzenie w błąd pracodawcy przez złożenie błędnego oświadczenia we wniosku o wypłatę kosztów zastępstwa procesowego w zakresie ich wysokości, niestosowne zachowanie w stosunku do jednego z pracowników spółki oraz przekazanie informacji niejawnej innemu pracownikowi, z którym Solino było w sporze.
Podczas poniedziałkowej rozprawy zeznawali pracownicy Solino. Jednym ze świadków była kierowniczka działu personalnego, która m.in. weryfikowała wniosek o wypłatę kosztów zastępstwa procesowego.
- Na wniosku były dwie kwoty, z czego jedna - ta niższa - za zastępstwo procesowe. Bez żadnych wątpliwości ją wypłaciliśmy. Następnie pan Pisiak zgłosił reklamację wynagrodzenia, twierdząc, że kwota jest za niska. Temat został omówiony z prezesem, który zobowiązał mnie, żebym wyjaśniła skąd ta kwota się wzięła i czy jest podstawa, aby te pieniądze wypłacić. Ja nie znałam się na tym na tyle, aby stwierdzić, czy trzeba wypłacić obie kwoty. Poprosiliśmy o orzeczenie komornika - zeznała świadek. - Po kolejnych wyjaśnieniach pana Pisiaka okazało się, że kwota jest wyższa i wypłaciliśmy ją w trzech częściach. Ale to nie wynikało wprost z wniosku, który na początku został złożony. Prezes poczuł, że został wprowadzony w błąd i miało to olbrzymie znaczenie na utratę zaufania przez pracodwacę - powiedziała.
Mecenas Daniel Pisiak dopytywał, dlaczego nie dostał wówczas kary porządkowej, a błąd we wniosku został wykorzystany rok później przy zwalnianiu go z pracy. Zauważył też, że pracodawca nie cofnął mu wtedy pełnomocnictw.
- O tych kwestiach decyduje pracodawca - zeznała kierowniczka działu personalnego.
Incydent w sądzie
Kolejnym powodem do zwolnienia radcy prawnego było rzekome naganne zachowanie w stosunku do innego pracownika spółki. Do zdarzenia miało dojść w styczniu 2018 roku przed salą rozpraw w inowrocławskim sądzie.
- Pan Daniel oskarżył mnie, że przyszedłem go kontrolować i wysłał mnie zarząd. Ja byłem w tej sprawie powołany na świadka. Miał też pretensje, że nie udostępniliśmy mu służbowego samochodu, który wtedy nie był dostępny - zeznał świadek, który w Solino pracuje od 2005 roku.
Mec. Pisiak twierdzi, że obecność pracownika Solino go zaskoczyła. Jak mówi, powinnien wcześniej poinformować go - jako radcę prawnego, który w sądzie reprezentuje interesy spółki - że na rozprawie będzie występował w roli świadka, aby mógł się do tego przygotować. Przekonuje też, że ten celowo tego nie zrobił.
Po tej sytuacji mężczyzna, który przestraszył się zachowania mecenasa Pisiaka, napisał notatkę służbową, którą przekazał swojemu przełożonemu.
Inni pracownicy i związkowcy
W poniedziałek w sądzie pojawił się inny były pracownik IKS Solino oraz Zbigniew Gedowski, pełnomocnik Związku Zawodowego Górników, którzy wspierają Daniela Pisiaka. Ten drugi już wcześniej podkreślał, że jego zdaniem zwolnienia w spółce były po to, by zrobić miejsce dla osób powiązanych z PiS.
- To jest skandal polityczny. Nawet za komuny tak nie było. Na biednych, uczciwych ludziach, wyrabia się karierę polityczną, a oprócz tego bije kasę i okłamuje społeczeństwo. W Solino zwolniono dobrych, uczciwych ludzi i przyjęto na ich miejsce słabszych, gorszych. To były zwolnienia polityczne, aby jedno ugrupowanie polityczne doszło do władzy. To, co się stało i dzieje teraz - jest poniżające. W tym kraju prawda się sama nie obroni i trzeba jej pomóc - skomentował Zbigniew Gedowski, pełnomocnik Związku Zawodowego Górników.