Test: Volkswagen ID.7. Zakręci miednicą i zawiezie na wakacje
Kiedy na rynku pojawia się jakiś nowy model, marketingowcy zazwyczaj przygotowują tzw. teczkę prasową dla dziennikarzy, w której piszą w szczegółach, jaki to jest wspaniały. Ja zazwyczaj takie teczki skrzętnie przeglądam, żeby później przekazać Wam najciekawsze informacje. W przypadku ID.7 taki PDF liczy niemałe 14 stron, a zaintrygowało mnie już pierwsze zdanie. Napisano w nim, że to samochód dla kierowców, którzy “pokonują długie dystanse”. Myślałem, że dla takich kierowców robi się auta z silnikami diesla. A może żyłem w błędzie? No to sprawdźmy.
ID. na każdą okazję
Seria modeli o oznaczeniu ID. to auta od podstaw tworzone z myślą o elektromobilności. Jako pierwszego, w 2019 roku zaprezentowano światu ID.3, czyli miejski kompakt rozmiarami zbliżony do Golfa. W międzyczasie do rodziny ID. dołączyły ID.4, ID.5 oraz testowany dziś przeze mnie ID.7. Z dziennikarskiego obowiązku wspomnę jeszcze o ID.Buzzie, ale to bardziej świat dostawczaków.
Jak sama nazwa wskazuje, model z cyferką 7 to największy wśród “ajdików”. Dostępny jest w nadwoziu liftback oraz kombi. Ja testuję właśnie wersję z powiększonym kufrem zwaną przez producenta Tourer. Przyjęło się, że ten wariant jest nazywany elektrycznym Passatem, który w najnowszej generacji dostępny jest tylko jako kombi.
ID.7 liczy prawie 5 metrów długości. To typowa wartość dla segmentu D, czyli np. dla Skody Superb, Toyoty Camry, czy właśnie Passata.
Samochód wyróżnia się stosunkowo krótką maską i dużą przestrzenią pasażerską. Chyba właśnie z tego powodu nie jestem wielkim fanem stylistyki aut z serii ID. Podobne proporcje znajdziemy w serii EQ Mercedesa, gdzie samochody wyglądają trochę jajowato. Mimo to, spośród elektrycznej rodziny Volkswagena, ID.7 podoba mi się chyba najbardziej. Może po prostu dlatego, że jest największy. Mimo pokaźnego rozstawu osi wynoszącego 2,97 m, auto ma bardzo małą średnicę zawracania, co wyraźnie ułatwia parkowanie (10,9 m).
Wracając jeszcze do samego wyglądu, z przodu dostajemy dość spokojną stylistykę w postaci “grzecznych” reflektorów i braku grilla. Bok auta to kontynuacja tej myśli, czyli niewielka ilość przetłoczeń, schludne klamki i przyciemniane szyby. Smaczku dodają tu duże, 20-calowe koła oraz czarne nakładki na progi.
Z tyłu sylwetka jest raczej klasyczna dla kombi, natomiast za sprawą efektownych świateł, ID.7 z tej strony wygląda bardzo dobrze. Generalnie ID.7 świetnie prezentuje się po zmroku. Kiedy kierowca zbliża się do auta, przednie lampy “odgrywają” specjalną animację, a jako pierwszy podświetla się znaczek VW.
Matrycowe reflektory LED Matrix są standardem w 3 wyższych wersjach z 5 dostępnych. Ja testuję pośredni wariant Plus, dlatego miałem okazję je sprawdzić. Lampy spisują się wyśmienicie. Odległość i moc świecenia są bardzo dobre, a w przypadku wykrycia innych pojazdów, system wycina wąską wiązkę światła, cały czas oświetlając pozostałe obszary “długimi”. Światła ponadto kręcą się wraz z ruchami kierownicy, co przydaje się na zakrętach.
Z tyłu również światła ciągną się przez całą szerokość auta i tu też podświetlony jest nawet znaczek Volkswagena. Lampy mają ciekawą strukturę i prezentują się bardzo nowocześnie. Tematowi podświetlenia poświęcono również wiele uwagi we wnętrzu. Do dyspozycji możemy mieć 10 lub 30 kolorów. Barwy są mocne, wyraziste i dodają fajnego klimatu.
Przestrzeń i komfort
Samo wnętrze ID.7 jest proste i stonowane. To kompletne przeciwieństwo tego, co znajdziemy choćby w Peugeocie. Każda marka ma przecież swój styl i przyzwyczaiła klientów do określonych rozwiązań.
Zaczynając od perspektywy kierowcy, ubolewam, że na kierownicy znalazły się dotykowe przyciski z haptyką. W innych wersjach wyposażenia jest natomiast możliwość wybrania zwykłych, nieprzekombinowanych przycisków.
Ekran przed kierowcą, jak to w serii ID., jest niewielkich rozmiarów i prezentuje tylko najważniejsze dane. Jego uzupełnieniem jest rozbudowany head-up display z rozszerzoną rzeczywistością. Volkswagen szczyci się, że ID.7 to jedyne auto w swojej klasie z takim gadżetem w standardzie.
Możliwości tego wyświetlacza przeziernego są duże. Poza standardową prezentacją danych, jak prędkość, zasięg, czy dane z tempomatu, ciekawie robi się choćby w trakcie nawigacji. Wskazówki dotyczące skrętu sprawiają wrażenie pojawiania się kilka metrów przed samochodem i w miarę zbliżania do skrzyżowania, stają się coraz większe, jakbyśmy się do nich zbliżali. System potrafi również wyświetlić linie pasa ruchu, gdy zbliżamy się do zakrętu, a w sytuacjach awaryjnych ostrzeże nas, gdy zbyt szybko zbliżamy się do auta z przodu.
Dopełnieniem komunikacji auta z kierowcą jest ciągnący się przez całe podszybie LED-owy pasek świetlny pełniący różne funkcje. On również aktywuje się w trakcie nawigacji (ale tylko tej fabrycznej), miga na czerwono, kiedy powinniśmy zacząć hamować, czy animuje podczas rozmowy głosowej z asystentką. Jeśli już mówimy o rozmowie z Volkswagenem, to nadal nie jestem fanem tej formy komunikacji z samochodem. Do swobodnej rozmowy, jak z jakimś AI, jeszcze dużo brakuje.
Multimedialnym centrum dowodzenia jest duży, 15-calowy ekran. Ma znakomitą jakość obrazu, intuicyjne menu i rozbudowane funkcje. Początkowo przytłaczać może sposób sterowania nawiewami, które są w pełni elektryczne. W praktyce wystarczy kliknąć na ekranie na wybrany nawiew i przesunąć go w dowolnym kierunku. Czy nie łatwiej byłoby zrobić to tradycyjnie, chwytając za uchwyt na nawiewie?
Pewnie tak, natomiast Volkswagen podkreśla, że oddanie tych czynności komputerowi korzystnie wpływa na komfort pasażerów. System dba bowiem o to, żeby wpływające do kabiny w środku lata chłodne powietrze, nie wiało nam prosto w oczy albo kark. To rzeczywiście działa, ale w naprawdę upalny dzień, na poczucie komfortu spowodowanego chłodem trzeba poczekać dłużej.
Osobny akapit warto poświęcić fotelom ID.7. Nawet wielogodzinne podróże upływały mi komfortowo i przyjemnie. Siedziska i oparcia są duże, posiadają grzanie i wentylację, pełną elektrykę oraz wysuwane podparcie ud. Ponadto na pokładzie jest bardzo rozbudowany masaż obejmujący kilkanaście programów, a niektóre z nich masują nawet od dołu. Mam tu na myśli "Kręcenie miednicą". Tego jeszcze nie widziałem.
Efektownym gadżetem jest panoramiczny dach Smart Glass, który za dotknięciem jednego przycisku może stać się całkowicie przezroczysty, lub mleczny. Podobny bajer znajdziemy w niektórych autach Renault. W przypadku ID.7 taka przyjemność kosztuje 6,5 tys. zł, ale występuje wyłącznie w pakiecie za łączną kwotę 12 890 zł. Po prostu te sam pakiet bez panoramy kosztuje połowę tej sumy.
W kategorii przestrzeni ID.7 wypada bardzo dobrze, ale niczego innego nie można spodziewać się po 5-metrowym samochodzie. Z tyłu przestrzeni jest pod dostatkiem. Pasażerowie docenią trzecią strefę klimatyzacji, grzane fotele, gazetowniki, czy podłokietnik. Bagażnik liczy 605 litrów, a maksymalnie 1 714 l i trudno rozpoznać, że pod podłogą znajduje się duża bateria.
Jazda ID.7 to przyjemność na wielu płaszczyznach
To kolejna kategoria, w której ID.7 wypada pierwszorzędnie. Zacznijmy od osiągów. 286 KM i 545 Nm mimo sporej masy wynoszącej 2,2 tony, dają znakomite rezultaty. 6,6 s do pierwszej setki to wynik bardziej, niż zadowalający w rodzinnym kombi. Układ napędowy w ID.7 jest idealnie cichy, co nie w każdym elektryku jest oczywiste. Często przy mocnym przyspieszaniu samochody elektryczne wydają pewien charakterystyczny dźwięk, oczywiście ledwo słyszalny, ale jednak. Tutaj tego efektu nie ma, co oznacza jeszcze lepsze wrażenia z jazdy. Samochód jest też bardzo dobrze wyciszony pod kątem szumów powietrza.
Reakcja na gaz jest tu prawdziwie zero-jedynkowa. Niezależnie od prędkości, jeśli wciśniemy pedał gwałtownie do oporu, samochód w tym samym momencie wystrzeli do przodu. ID.7 może mieć napęd na 4 koła albo tylko na tył. Ja testowałem tę drugą opcję i mimo pędzenia tylko jednej osi, trakcja jest bardzo dobra. Po wejściu w tryb ESC Sport, ID.7 ochoczo, ale delikatnie zarzuca tyłem. Miło.
Charakterystykę auta możemy dostosować m.in. dzięki adaptacyjnemu zawieszeniu DCC. Kilkanaście poziomów siły tłumienia nierówności wyraźnie zmieniają komfort jazdy. Co ważne, w ID.7 zawieszenie pracuje ciszej, niż choćby w Skodzie Superb, czy Volkswagenie Tiguanie, które ostatnio testowałem.
Jeżdżąc ID.7 doceniałem też takie smaczki, jak przesuwający się fotel przy zajmowaniu miejsca za kierownicą, czy dociąganie pasów po ruszeniu. Podobnie jak w innych modelach z serii ID., do maksimum uproszczono tu sam proces ruszania. Wystarczy wsiąść, wcisnąć hamulec, wybrać D i jazda. Podobnie przy wysiadaniu - jeśli samochód wykryje, że z fotela kierowcy ubyło kilogramów, wyłączy silnik.
Na pokładzie mamy też prywatne wellness. To kilka programów, jak “ożyw ciało”, “odpocznij” i “zregeneruj się podczas snu”. Ich wybór aktywuje w określony sposób m.in. oświetlenie, masaż, czy audio.
Elektrykiem w trasę
ID.7 przejechałem grubo ponad tysiąc kilometrów, żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście samochód na długie dystanse. Wnioski znajdziecie w podsumowaniu, a teraz skupię się na faktach.
Mój testowy egzemplarz miał mniejszy wariant baterii, czyli 77 kWh. Katalogowy zasięg WLTP to w tym przypadku maksymalnie około 620 km. A jak jest rzeczywistości? Jazda w trasie oraz w mieście oznaczała zużycie energii na poziomie 13-15 kWh/100 km, co uważam za bardzo dobry wynik przy tych gabarytach auta. W przeliczaniu mamy zatem 500-550 km zasięgu. Wybierając drogi szybkiego ruchu i autostrady, na jednym ładowaniu przejedziemy około 350 km.
Po trasie z Warszawy do Inowrocławia liczącej 250 km, gdzie na autostradach jechałem maksymalnie 130 km/h, pozostało mi 45% baterii. Innym razem jednego dnia pojechałem z Inowrocławia do Serocka i z powrotem. To w sumie 440 km, głównie drogą krajową 62, z dużą liczbą ograniczeń prędkości. Na starcie licznik zasięgu wskazywał 520 km, a na mecie 85 km i 16%.
Jak pokazują powyższe przykłady, przy odrobinie starań ID.7 da się przejechać dystanse liczące 450-500 km bez obaw o rozładowanie baterii. Oczywiście z wyjątkiem zimy, kiedy zasięg z pewnością będzie niższy.
ID.7 obsługuje szybkie ładowanie z maksymalną mocą do 170 kW. To pierwszy elektryk, jakim jeździłem, który posiada funkcję dogrzania, a precyzyjniej mówiąc, optymalizacji baterii na życzenie. Żeby osiągnąć jak najwyższą moc ładowania, muszą zostać spełnione określone warunki, a jednym z nich jest temperatura baterii. W ID.7 przygotowano specjalne podmenu, gdzie komputer wskazuje możliwą maksymalną moc ładowania w danym momencie. Sprawdziłem i prezentowana wartość ma odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Wracając do optymalizacji, umieszczono tam przycisk, po aktywacji którego, samochód przygotuje baterię tak, żeby ładowanie było szybsze. Co więcej, od razu widzimy ile taka optymalizacja potrwa i jaki będzie jej efekt.
W wielu elektrykach takie specjalne grzanie baterii jest możliwe wyłącznie, jeśli w fabrycznej nawigacji ustawimy za cel ładowarkę. Tutaj nie trzeba się bawić w takie zabiegi i właśnie za to duży plus dla Volkswagena.
ID.7 pozytywnie mnie zaskoczył mocą ładowania w sytuacji, gdy poziom baterii zbliżał się do 100%. Przy 80% uzyskałem 68 kW, przy 90% - 50 kW, a przy 95% - 35 kW. W wielu elektrykach, którymi jeździłem, moce ładowania pod koniec były kilkukrotnie niższe.
Przy niemal kompletnie rozładowanej baterii, maksymalna uzyskana moc wyniosła 138 kW (ładowarka 150 kW) i zaczęła spadać dopiero przy poziomie 55%. Efekt? W 15 minut odzyskałem 250 km zasięgu.
Tanio nie jest, ale było jeszcze drożej
W cenniku ID.7 trwa aktualnie niezła promocja. Ceny wszystkich wariantów obniżono o 40 tys. zł. To oznacza, że bazowego "golasa" dostaniemy za minimum 231 690 zł. Za najtańszego Passata trzeba zapłacić z kolei 171 790 zł, czyli o prawie 60 tys. zł mniej. Zarówno osiągi, jak i wyposażenie będą tu jednak przemawiać wyraźnie na korzyść ID.7.
Dopłata do wersji z większą baterią wynosi 11 900 zł, a za przyjemność jazdy 340-konną wersją z napędem na wszystkie koła trzeba po rabacie wydać 274 290 zł.
Mój testowy egzemplarz z mniejszą baterią, ale licznymi dodatkami w momencie konfiguracji wyceniono na 314 110 zł, natomiast aktualnie da się wyrwać identyczny model za 274 110 zł.
Podsumowanie
Volkswagen ID.7 to jeden z lepszych Volkswagenów, jakimi jeździłem. To nie tylko bardzo dobry samochód, ale i bardzo dobry elektryk, a to nie zawsze idzie w parze. ID.7 zaskakuje dynamiką, rozpieszcza komfortem i przestrzenią i oferuje wiele nowoczesnych rozwiązań.
Czy to samochód dla kierowców pokonujących długie trasy? Mimo możliwości przejechania realnie nawet 500 km na jednym ładowaniu (a z większą baterią jeszcze dalej), uważam, że w większości przypadków i tak lepszym wyborem będzie diesel. To nie wyklucza, że w pewnych, specyficznych warunkach, ID.7 z powodzeniem sprawdzi się i na dłuższych dystansach.

Cennik:
Dziękuję Volkswagen Group Polska za udostępnienie auta do testu.
