Kierowca seicento musi zapłacić po 1 tys. zł. nawiązki poszkodowanym w wypadku – byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi BOR. Ma na to 2 miesiące od uprawomocnienia się wyroku. Sąd zwolnił go od kosztów procesu. Wskazał zarazem, że do wypadku przyczynili się też inni uczestnicy ruchu drogowego.
Wyrok, który zapadł w obecności kierowcy seicento Sebastiana Kościelnika (zezwolił na podanie nazwiska – PAP), jest nieprawomocny.
Sędzia Agnieszka Pawłowska wskazała w ustnym uzasadnieniu, że Kościelnik nie zachował wystarczającej ostrożności na drodze. Przepuścił pierwszy samochód rządowy i rozpoczął manewr skrętu.
"Kierowca, który chcąc skręcić w lewo (…) zrezygnował z przysługującego mu pierwszeństwa i ustąpił go pojazdowi emitującemu świetlne sygnały w postaci niebieskich i czerwonych świateł błyskowych, przewidzianych dla pojazdów uprzywilejowanych. Zjechał (Kościelnik - PAP) do prawej krawędzi jezdni i zatrzymał pojazd. Następnie, (…) nie zachowując szczególnej ostrożności, kontynuował ruch wykonując w nieprawidłowy sposób (…) manewr skrętu w lewo (…). Nie zbliżył się bowiem do osi jezdni, jak nakazują przepisy" – powiedziała sędzia.
Jak dodała Agnieszka Pawłowska, kierowca nie obserwował należycie drogi. Nie sprawdził, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy też jest ich więcej. To doprowadziło do zderzenia z autem, w którym jechała ówczesna szefowa rządu. Zaznaczyła zarazem, że samochód ten emitował tylko niebieskie sygnały świetlne.
Sędzia zaznaczyła, że także kierowca BOR złamał przepisy. Zdaniem sądu trzy rządowe auta nie stanowiły kolumny uprzywilejowanej, gdyż używały tylko sygnalizacji błyskowej świetlnej. "Brak było sygnałów dźwiękowych. (…) Połączenie obu sygnalizacji – dźwiękowej i świetlnej, daje status kolumny uprzywilejowanej" – wyjaśniła. Tym samym kierowca samochodu, w którym jechała była premier, został obarczony winą za wyprzedzanie na skrzyżowaniu oraz przekroczenie podwójnej ciągłej linii. Sąd postanowił poinformować o tym prokuraturę.
Sąd podał zarazem, że samochód, w którym jechała Beata Szydło, poruszał się z prędkością nieprzekraczającą 62 km na godz.
Sędzia Agnieszka Pawłowska zaznaczyła, że warunkowe umorzenie "nie jest ani skazaniem, ani uniewinnieniem". "Jest pozostawieniem w okresie próby, w tym wypadku na minimalny, roczny okres" – mówiła. Zaznaczyła, że Kościelnik nie był karany, a jednocześnie społeczna szkodliwość jego czynu nie jest znaczna.
Sebastian Kościelnik powiedział, że decyzja sądu go zaskoczyła. "Byłem zaskoczony z uwagi na fakt, że sąd jednocześnie uznał, że kolumna nie była uprzywilejowana, a zarazem dopatrzył się mojej winy. Z tym się nie zgadzam" – wskazał.
Mecenas Władysław Pociej, obrońca kierowcy, tuż po wyjściu z sali rozpraw zapowiedział złożenie apelacji. "W żaden sposób nie można Sebastiana Kościelnika uznać za winnego tego wypadku. (…) Bijemy się o zasadę. Nie może być tak, żeby kierowcy pojazdów nieuprzywilejowanych taranowali inne samochody na drodze (…). W ciągu siedmiu dni wystąpimy z wnioskiem o uzasadnienie. Po jego otrzymaniu wniesiemy apelację do sądu okręgowego w Krakowie" – mówił.
Prokurator okręgowy z Krakowa Rafał Babiński powiedział, że śledczy zapoznają się z uzasadnieniem wyroku na piśmie. "W ustnym uzasadnieniu nie znalazłem odpowiedzi na kluczowe pytania postawione przez prokuraturę. Przede wszystkim sąd użył formuły, że rządowy samochód +wyprzedał+, a nie +mijał+ fiata. To zmienia spojrzenie na rolę poszczególnych osób. To jest klucz do sprawy" – powiedział.
Prokurator dodał, że interesujące będzie również to, w jaki sposób sąd odniósł się do wiarygodności zeznań świadków. "Wiarygodność przynajmniej części z tych świadków była przez prokuraturę kwestionowana" – powiedział.
Do wypadku doszło 10 lutego 2017 r. w Oświęcimiu. Policja podała, że trzy rządowe samochody z ówczesną premier Beata Szydło (jej pojazd był w środku) wyprzedzały fiata seicento. Jego kierowca Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto z ówczesną szefową rządu, które w konsekwencji wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz funkcjonariusz BOR.
Prokuratur zarzucił kierowcy fiata nieumyślne spowodowanie wypadku. W połowie marca 2018 r. krakowska prokuratura okręgowa wystąpiła do sądu w Oświęcimiu z wnioskiem o warunkowe umorzenie postępowania. Śledczy chcieli wyznaczenia Sebastianowi Kościelnikowi okresu próby wynoszącego rok. Mężczyzna miałby też zapłacić 1,5 tys. nawiązki. Kierowca na umorzenie nie zgodził się.
Prokuratura skierowała akt oskarżenia do sądu rejonowego w Oświęcimiu. Wskazała w nim, że kierowca przepuścił samochód emitujący świetlne sygnały uprzywilejowania, ale później nie zachował ostrożności, nie obserwował jezdni za swoim autem i nie upewnił się, czy pojazd uprzywilejowany jest jeden, czy więcej. Ruszył, nie ustępując pierwszeństwa, i doprowadził do zderzenia z drugim samochodem BOR, który akurat go wyprzedzał.
Proces rozpoczął się w połowie października 2018 r. Na pierwszej rozprawie Kościelnik odmówił składania wyjaśnień. Sędzia odczytała jego wcześniejsze zeznania, w tym pierwsze, krótko po wypadku, gdy przyznał się do zarzutu nieumyślnego spowodowania wypadku. Później nie poczuwał się do winy. W sumie w procesie przesłuchano kilkadziesiąt osób, w tym Beatę Szydło. Część rozpraw w procesie odbyła się za zamkniętymi drzwiami.
W mowach końcowych, wygłoszonych w środę, prokuratura wniosła o wymierzenie oskarżonemu kary 1 roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnie dozorowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin miesięczne. Obrona domagała się uniewinnienia. (PAP)
autor: Marek Szafrański
szf/ jann/