W weekend informowaliśmy o napiętej sytuacji panującej w Szpitalu im. Ludwika Błażka w Inowrocławiu. W ubiegłym tygodniu na zwolnieniu lekarskim przebywało około 150 pracowników różnych działów. Przedstawiciele związków zawodowych tłumaczyli, że jest to efekt przemęczenia personelu, który od ponad roku - będąc w sporze z dyrekcją - walczy o podwyżki.
W związku z tymi informacjami naczelny lekarz szpitala postanowił odnieść się do sytuacji panującej w lecznicy.
- Szpital swoje podstawowe zadania w zakresie udzielania świadczeń pacjentom w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego realizował i aktualnie także realizuje bez ograniczeń, natomiast w niektórych oddziałach i poradniach wydłużeniu może ulec czas oczekiwania na niektóre świadczenia wykonywane w trybie planowym. Jednakże, co istotne, takie wydłużenia czasu oczekiwania na świadczenia planowe nie naruszają warunków umów zawartych z Narodowym Funduszem Zdrowia. Żadna z kontraktowanych działalności nie uległa zawieszeniu. Żadne konieczne „procedury oraz zabiegi”, dla wykonania których również konieczne jest zapewnienie badań, sterylizacji, a następnie rehabilitacji, nie zostały Pacjentom odmówione. Również nie było i nie ma sytuacji, w której z powodu absencji chorobowej niektórych pracowników działów pomocniczych zabrakłoby sprzętu, leków itp. potrzebnych w działach medycznych. Nie jest prawdziwa także informacja, iż „od wtorku całkowicie zamknięte jest szpitalne archiwum”. Szpital w ogóle nie zamykał archiwum – dokumentacja była i jest wydawana na bieżąco - bez zwłoki, zarówno z zasobów archiwalnych jak i z miejsca udzielania świadczeń, np. z poradni. Podobnie sytuacja wyglądała i wygląda w rejestracjach – zgłaszający się do rejestracji Pacjenci byli i są przyjmowani, utrudnienia wystąpiły jedynie w zapewnieniu bieżącego, jednoczesnego przyjmowania zgłoszeń telefonicznych - informuje Eligiusz Patalas.
Przedstawiciel szpitala odniósł się też do zarzutów związkowców, co do pomijania części personelu podczas przyzawania podwyżek. Jak twierdzi Eligiusz Patalas, dyrekcja nie powinna być adresatem żądań "wyrównujących" podwyżek, ponieważ nie dysponuje takimi funduszami.
- W latach 2012 r., 2013 r., 2015 r., w szpitalu z własnych środków zostały przeprowadzone podwyżki wynagrodzeń dla wszystkich pracowników, a ponadto w 2018 r. dla pracowników, których nie objęły podwyżki resortowe, wynikające z porozumień zawartych pomiędzy Ministrem Zdrowia a następującymi grupami zawodowymi: pielęgniarkami, położnymi, ratownikami medycznymi, lekarzami - stażystami, rezydentami i specjalistami deklarującymi pracę w jednym szpitalu. Środki finansowe na podwyżki dla wyżej wymienionych grup zawodowych są "celowane" i nie pochodzą z budżetu szpitala, lecz z Ministerstwa Zdrowia i Narodowego Funduszu Zdrowia. Szpital nie miał i nie ma żadnego wpływu na sposób ich podziału. Taki, centralny sposób finansowania części wynagrodzeń niektórych grup zawodowych, rujnuje oczywiście zakładowy system wynagradzania i należało się spodziewać, że doprowadzi w końcu do protestów pozostałych, „pominiętych” grup pracowników. Szpital niestety nie może wypracować środków na oczekiwane podwyżki, albowiem od kilku lat nie tylko, że nie było podwyżek cen świadczeń zdrowotnych w ramach umów z Narodowym Funduszem Zdrowia, ale w 2016 r. obniżono wycenę niektórych rentownych świadczeń o 10 do 40 % - wyjaśnia Eligiusz Patalas.
O sytuacji pracowników szpitala w Inowrocławiu pisaliśmy tutaj.