Napięta sytuacja w inowrocławskim szpitalu powiatowym. Jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji, już ponad 150 pracowników różnych działów przebywa na zwolnieniu lekarskim, co znacząco utrudnia pracę zakładu. Załoga od ponad roku, będąc w sporze zbiorowym z dyrekcją, walczy o podwyżki. Sprawdziliśmy, ile zarabiają i czego oczekują.

Bez nich szpital ma kłopoty

Utrudnienia związane z brakiem personelu w szpitalu trwają od tygodnia. W ubiegły poniedziałek na zwolnieniu lekarskim przebywało około 130 osób, a we wtorek ta liczba jeszcze wzrosła. Wśród nich są pracownicy medyczni, jak diagności, rehabilitanci, pracownicy rtg, dietetycy, pracownicy sterylizacji, ale także sekretarki medyczne, rejestratorki medyczne, magazynierzy, dział zaopatrzenia, pralnia, pracownicy administracji i działu technicznego.

- Każdy wie, że w szpitalu pracują lekarze i pielęgniarki. Jest tutaj jednak także szereg pracowników, bez których zakład nie może funkcjonować normalnie. Teraz pokazali, że kiedy ich nie ma, przestały być wykonywane procedury oraz zabiegi, bo żeby je zrobić potrzebne są wcześniej wykonane badania, sterylizacja, a następnie rehabilitacja. Co więcej, potrzebni są magazynierzy, którzy muszą wydać odpowiedni sprzęt. Szpital działa jak jeden organizm. Bez tego procesu nie ma możliwości, aby normalnie funkcjonował - mówi nam Beata Gruszczyńska-Rak z SNZZPM. I dodaje: - Mimo to, ci pracownicy od lat są pomijani podczas przyznawania podwyżek wynagrodzeń.

Odpowiedzialna praca, małe pieniądze

Od tygodnia na zwolnieniu lekarskim przebywają m.in. diagności. Przez to zaburzona jest praca laboratoriów diagnostycznych, a przecież od wyników badań aż w 60 proc. zależy proces leczenia. To na ich podstawie lekarze pracujący w inowrocławskim szpitalu podejmują decyzje, jak pacjent powinien być leczony.

- By pracować w tym zawodzie trzeba ukończyć pięcioletnie studia magisterskie na uniwersytecie medycznym. W laboratorium nie może pracować człowiek wzięty z ulicy. Są przepisy, które to regulują. To bardzo odpowiedzialna praca, w której nie ma miejsca na pomyłkę - wyjaśnia Beata Gruszczyńska-Rak.

Diagnosta, który zaczyna pracę, otrzymuje wynagrodzenie w wyskości 1800 złotych na rękę. Dla przykładu, starszy technik analityki medycznej po 35 latach pracy w szpitalu im. dr Ludwika Błażka zarabia 1974 zł.

50196221_221095575508289_8057444357663358976_n

Z powodu niskich płac brakuje chętnych do pracy na tym stanowisku. Jak mówią nam pracownicy, jesienią ubiegłego roku z jednego z laboratoriów szpitalnych odszedł diagnosta laboratoryjny. Na rozmowach o pracę pojawiali się chętni, jednak za zaoferowane pieniądze nikt nie zdecydował się zostać. Na jego miejsce - z konieczności - na pół etatu zatrudniono diagnostę-emeryta.

Związkowcy zaznaczają, że tak samo sytuacja wygląda w innych zawodach medycznych. Chodzi m.in. o personel pracowni rentgenowskiej, dietetyków czy rehabilitantów.

Rejestracja, magazyn, archiwum

Z powodu absencji pracowników od wtorku całkowicie zamknięte jest szpitalne archiwum. W nim odbiera się dokumentację medyczną m.in. dla osób ubiegających się o rentę, dokumenty wymagane do spraw sądowych oraz w wielu przypadkach niezbędne do pracy przyszpitalnej przychodni. Działanie tej ostatniej zaburzone jest także przez nieobecność rejestratorek medycznych.

- Rejestracja to pierwszy ważny punkt szpitala. Kobiety, które w niej pracują, mają bezpośredni kontakt z pacjentami. To one muszą przekazać informację, że najbliższy wolny termin rejestracji wypada za dwa lata. Są wyzywane, poniżane, a i tak muszą mieć uśmiech na ustach. Codziennie dostają burę za terminy, za NFZ, lekarzy. Rozumiemy ich zmęczenie i stres - mówi z kolei Agnieszka Kaczmarek z Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ochrony Zdrowia. I dodaje: - Personel słyszy, że inne grupy zawodowe chodzą do dyrekcji i otrzymują podwyżki. Tłumaczenie jest jedno: musimy im dać, bo odejdą. A inni? Bez pozostałych pracowników, całego zaplecza nie popracuje ani lekarz, ani pielęgniarka. W szpitalu musi być nawet pracownik, który wyrzuci śmieci, bo bez niego sanepid zamknie zakład - mówi Agnieszka Kaczmarek.

Oto przykładowe zarobki pracowników szpitala w Inowrocławiu z grudnia 2018 roku:

  • Starszy referent zajmujący się sprawami administracyjnymi szpitala po 38 latach pracy - 1833 zł
  • Pracownik działu zaopatrzenia z 26-letnim stażem - 1830 zł
  • Malarz zakładowy po 42 latach pracy - 1674 zł
  • Starsza sekretarka medyczna - 1770 zł
  • Starszy analityk medyczny po 35 latach pracy - 1974 zł.

201901181352581001(1)

Odbić się od najniższej krajowej

W ubiegłym roku związki zawodowe wywalczyły dla pracowników podwyżki w wysokości 150 zł brutto. Wynagrodzenie zasadnicze wielu z nich nie wynosiło wówczas nawet najniższej krajowej, którą zgodnie z ustawą szpital wyrównywał specjalnym dodatkiem. Ci, którzy po podwyżce osiągnęli pensję minimalną, musieli automatycznie pożegnać się z dodatkiem. To oznacza, że ich pensja nawet nie drgnęła.

Jak tłumaczą związkowcy, taka sytuacja będzie się powtarzać. - W styczniu płaca minimalna wzrosła o 150 zł brutto. To oznacza, że pracownicy, których pensje nie sięgają najniższej krajowej, dostali kolejny dodatek. Jeżeli tym razem wywalczymy podwyżki w wysokości 100-150 złotych to po raz kolejny nawet ich nie zobaczą, bo po wyrównaniu płacy dodatek znowu zniknie. Taki człowiek nie ma szansy odbić się od najniższej krajowej. Wszyscy prawnicy ochrony zdrowia powinni mieć zapewniony taki sam wzrost wynagrodzeń - mówi Beata Gruszczyńska-Rak z SNZZPM.

Właśnie dlatego personel oczekuje poważnych zmian. Podczas rozmów mediacyjnych z dyrektorem i starostą inowrocławskim pracownicy i związkowcy przedstawili swoje oczekiwania. Chodzi o podwyżkę 4 razy 400 złotych od stycznia 2019 roku przez kolejne lata.

- Pracownicy są wycieńczeni, zdesperowani, niektórzy przez swoją sytuację finansową zmagają się z depresją. Oddając całe życie tej pracy, na starość nie będą mieli za co żyć - dodaje Agnieszka Kaczmarek.