„Jeżeli nawet pacjent powinien przestać palić z powodu stanu zdrowia, to do takiego zalecenia lekarza stosuje się jedynie co 20. palacz” – mówi prof. Piotr Kuna, pulmonolog i alergolog, kierujący Kliniką Chorób Wewnętrznych, Astmy i Alergii na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi.
Z okazji przypadającego 19 listopada Światowego Dnia Rzucania Palenia, przypomina on, że wdychanie substancji toksycznych zawartych w dymie z papierosa – do czego dochodzi podczas spalania tytoniu – jest najlepiej poznanym i najsilniejszym czynnikiem zwiększającym częstotliwość występowania wielu chorób przewlekłych.
Palenie tytoniu zwiększa ryzyko wystąpienia przewlekłej obturacyjnej choroby płuc (POChP) tak u kobiet, jak i u mężczyzn o 25 razy, raka płuca – o ponad 20 razy, a choroby wieńcowej czy udaru mózgu - o kilkanaście razy.
Ponieważ metody terapeutyczne rzucania palenia są mało skuteczne, lekarze na całym świecie szukają innych sposobów na ograniczenie negatywnych skutków zdrowotnych. „Między innymi z tego powodu agencje medyczne w USA, Wielkiej Brytanii, Holandii czy Japonii zarekomendowały lekarzom strategię redukcji ryzyka, czyli leczenie większego zła mniejszym” – relacjonuje prof. Kuna, podkreślając, że taka idea narodziła się z doświadczeń w leczeniu narkomanii i alkoholizmu,
Obiecujące dane płyną z Japonii, Kanady i USA. Wskazują one, że nawet jeśli nałogowy palacz zamieni zwykły papieros na bezdymny podgrzewacz tytoniu, to i tak wszystkie parametry zdrowotne ulegają poprawie. „Dlatego amerykańska agencja FDA i brytyjska NICE zarejestrowały ten sposób walki z nałogiem palenia tytoniu” – mówi prof. Piotr Kuna.
Podkreśla on, że w licencjonowanych i przebadanych podgrzewaczach tytoniu, w których dochodzi do uwolnienia nikotyny bez procesu spalania tytoniu, ilość wdychanych substancji rakotwórczych spada o 12 do 25 razy. W efekcie, w Japonii – będącej liderem przechodzenia od zwykłych papierosów do podgrzewaczy tytoniu, po które sięga tam już jedna piąta populacji palaczy – zebrane dane wskazują, że dzięki tej zmianie uniknie się kilkudziesięciu tysięcy zgonów rocznie.
„Najważniejsze jest minimalizowanie szkodliwego oddziaływania wyrobów tytoniowych. Zamiast papierosów, w których tytoń jest spalany w temperaturze nawet 900 stopni, pacjenci mogliby stosować urządzenia podgrzewające tytoń do 350 stopni. Spowoduje to spadek zawartości substancji mutagennych oraz pozostałych szkodliwych składników tytoniu, nawet o 90 proc., przy jednoczesnym zachowaniu takiej samej ilości nikotyny, która zaspokaja nałóg palacza. Warto jest zrobić choćby malutki krok w kierunku rzucenia palenia, jeśli nie możemy się zdecydować na duży krok” – mówi prof. Kuna.
Takiej nadziei nie dają w ocenie prof. Kuny papierosy elektroniczne na płyny z nikotyną, które mogą zawierać również związki chemiczne wchodzące groźne dla zdrowia interakcje chemiczne podczas podgrzewania. Tyczy się to zwłaszcza płynów bez atestów, niewiadomego pochodzenia lub komponowanych samodzielnie przez osoby korzystające z e-papierosów: „Mieliśmy na oddziale kilkanaście osób korzystających z e-papierosów, u których wskutek wystąpienia zespołu środmiąższowego zapalenia płuc (opisanego w literaturze naukowej jako EVALI) wymagana była transplantacja płuc” – relacjonuje prof. Kuna.
Według niego, badania wskazują, że nawet najmniejsze zmniejszenie ilości wdychanych substancji toksycznych – również poprzez ograniczenie liczby wypalanych papierosów czy nawet rzucenie palenia tylko na jakiś czas – przynosi istotny skutek zdrowotny.
„Wielu lekarzy przyjmuje nieustępliwą postawę wobec pacjenta, że albo pan czy pani rzuca palenie, albo w ogóle nie będę leczył. Według mnie, to niewłaściwe podejście, bo nawet jeśli pacjent tylko ograniczy albo nawet po przerwie wróci do palenia, to warto próbować – mówi pulmonolog z łódzkiej uczelni medycznej. - Proszę mi wierzyć, ta strategia naprawdę działa” – dodaje.
Prof. Kuna zwraca też uwagę, że sama nikotyna nie jest czynnikiem rakotwórczym, choć ma silne właściwości uzależniające, oddziałując na ośrodek nagrody w ludzkim mózgu i likwidując stres. Tym co najbardziej i bezpośrednio szkodzi zdrowiu, jest proces spalania tytoniu w papierosie i wdychanie dymu. W takim dymie z palącego się papierosa znajduje się 7 tys. różnych związków chemicznych, w tym substancje smoliste – szkodliwe dla serca, naczyń krwionośnych i płuc – oraz 70 substancji uznanych przez naukowców za rakotwórcze.
„Jeżeli powiemy, że zwykły papieros jest szkodliwy w 100 proc., to cygaro – które się pyka, a nie nim inhaluje, czy fajka – szkodzą nam w 25 proc., a tytoń podgrzewany – w 5 proc.” – wskazuje pulmonolog.
Według niego, palenie tytoniu pogarsza również rokowania w przebiegu COVID-19. „Ewidentnie, osoby palące są obarczone większym ryzykiem ciężkiego przebiegu zapalenia płuc i większe ryzyko zgonu. Te dane powtarzają się we wszystkich obserwacjach naukowych – w USA, Chinach czy Europie Zachodniej.
W tym kontekście trzeba też zwrócić uwagę na to, że badania pokazują, iż osoby, będące tylko biernymi palaczami są zagrożone chorobami wywołanymi paleniem w podobnym stopniu, co palący.
Wiadomo też, że kobiety palące w ciąży rodzą częściej dzieci z wadami wrodzonymi, o niższej wadze urodzeniowej, bardziej chorowite po urodzeniu, a czasem również o zaburzonym rozwoju umysłowym. „To wynika z tego, ze paląc tytoń powodujemy niedotlenienie organizmu, co dla płodu skutkuje patologią w jego rozwoju” – mówi prof. Piotr Kuna.
Dlatego między innymi, takie akcje społeczne jak Światowy Dzień Rzucania Palenia są niezbędne, aby dotrzeć do świadomości palaczy czy też osób, które mogą dopiero sięgnąć po papierosa. Wiedza o zagrożeniach zdrowotnych może stać się kolejną motywacją do rzucenia palenia, chociaż i tak najsilniejszym bodźcem dla palaczy jest choroba – zawał, rak czy udar.
„A jest o co walczyć, ponieważ jeżeli ktoś miał zawał i przestaje palić, to oddala się ryzyko powtórnego zawału. Osoba rzucająca palenie w wieku 65 lat przedłuża sobie życie o 2 lata, a 40-letni palacze – nawet o 6 lat” – podkreśla pulmonolog z łódzkiego Uniwersytetu Medycznego. „Już samo to, że palacze częściej umierają z powodu COVID-19, powinno być silnym argumentem, żeby ludzie przestali palić lub podjęli leczenie tego uzależnienia” – dodaje prof. Kuna.
Jak przypomina, w 50 proc. o kondycji fizycznej człowieka decydują geny, ale aż w 35-40 proc. decydujące są nasze dobre i złe zachowania – odżywianie, ruch, tytoń czy nadużywanie alkoholu. „Tylko w 10 proc. do utrzymania zdrowia mogą przyczynić się leki i szpitale. Sami możemy dużo więcej zrobić dla siebie niż lekarze” – mówi prof. Piotr Kuna, komentując Światowy Dzień Rzucania Palenia, obchodzony corocznie w trzeci czwartek listopada.
Źródło informacji: PAP MediaRoom