A oto przykłady kilku głośniejszych i bardzo charakterystycznych przypadków z tamtych czasów, które podaję w oparciu o artykuły zamieszczone w "Dzienniku Kujawskim".

W 1526 roku skutkiem wielkiego gradu, który zniszczył całe plony wokoło Stuttgartu, stolicy Wirtembergii, stracono 20 kobiet posądzanych o czary i o spowodowanie głodu. W Bawarii spalono 35 czarownic w 1590 roku, a dwa lata później taki los spotkał 48 kobiet przed śmiercią poddanych wymyślnym torturom. W księgach miejskich Trewiru, miasta Nadrenii, zapisano nie mniej jak 6500 egzekucji, które wykonano w ciągu 26 końcowych lat XVI wieku. W Badenii w 1590 r. spalono 68 czarownic, a w Kwedlinburgu w jednym dniu na stosie zginęły 232 czarownice, a ośmiu katów pracowało nad wykonaniem wyroku cały dzień. W Alzacji stracono w ten sposób 136 osób, w Tyrolu zaś 30, między innymi 16-letnią dziewczynę. W stolicy biskupiej Wircburgu spalono 900, w Bembergu 1100 ludzi. Tak samo działo się w Anglii i Francji, choć w mniejszych rozmiarach. Wystarczy przypomnieć czasy królowej Elżbiety lub Henryka IV, którego sędziowie d’Espagne i de Loucre w ciągu jednego roku skazali w Nawarze przeszło 600 czarownic. Jeszcze w drugiej połowie XVII wieku nie brakło podobnych okrucieństw. Głośny był wówczas proces w More, mieście w Szwecji, gdzie w 1670 r. chodziło o "czarowanie dzieci i wyprawianie ich na diabelski sposób". Król Karol XI ustanowił specjalną komisję, która przesłuchawszy 301 dzieci, kazała spalić na stosie 72 kobiety i 15 dzieci, a 56 osobom zasądziła ciężkie kary więzienia. Ba! Jeszcze z 1756 roku istnieją wyroki skazujące "za obcowanie z diabłem", a w 1782 roku spalono czarownicę Mariannę Goldi po 17-tygodniowych torturach. W Meksyku jeszcze w 1860 r. było 56 procesów o czary, a w roku 1874 spalono dwie kobiety obwinione o "porozumienie z diabłem".

U nas, na Kujawach kiedyś każda wioska i każde miasto miało swoją czarownicę albo - jak lud mówił – "ciotę". Z posiadania czarownic słynęła Pakość i majętność Bożejewice. Wędrowni kupcy i okoliczni ziemianie omijali te miejscowości, a gdy koniecznie musieli je przebyć, przechodząc obok każdego domu, żarliwie się żegnali znakiem krzyża.

Pisząc w mej pierwszej książce pt. "Uroki starego Inowrocławia" o tym, że w 1480 roku spalono na inowrocławskim rynku księdza Macieja za udział w ruchu husyckim byłem przekonany, że był to ostatni tego typu przypadek w naszym mieście. To jednak nie była prawda. A oto przykład opisany przez Zygmunta Czaplę (inowrocławskiego regionalistę) w "Dzienniku Kujawskim"...

16 sierpnia 1726 roku w Inowrocławiu odbył się proces o czary. Zjechała się komisja do badania i wydania sądu. Byli to zacni duchowni: kanonik i dziekan kruszwicki ks. Jan Linkiewicz, proboszcz z Wielkiego Sławska, ks. Jan Aksalantowicz, pleban z Brudni, i ks. Michał Skrodzki, proboszcz z Liszkowa. W miejskich lochach od dwóch miesięcy siedziała mieszczanka Anna Samsicka, za różne przestępstwa czarodziejskie uwięziona. Biskup kujawski ks. Krzysztof Szembek polecił sędziom wszystkie okoliczności krótko zebrać, inkwizycję nad zarzutami i występkami czynić, a całą sprawę w ściśle zamkniętym gronie załatwić, jednakowoż wszystkich zaprzysiężonych świadków dokładnie wybadać i protokół spisać. Po odprawieniu mszy świętej w kościele św. Mikołaja komisja udała się do wieży ratuszowej na inkwizycję. Przed obliczem sędziów stanęło 19 świadków, których po wybadaniu i spisaniu protokołów zaprzysiężono.

Pan Marcin Wierciogon zeznawał, że gdy Samsicka do jego syna Grzeli przemówiła "bodaj cię kołtun skręcił", temu się włosy zwinęły i zaniewidział. Dodał, że robił w domu próbę, kto syna uroczył, kładąc kawałek chleba i węgla drzewnego do szklanki wody. Wówczas węgiel poszedł do dna, co oznaczało, że uroku przyczyną jest kobieta.

Pani Magola Tafełka podała do protokołu, że Samsicka "szkodliwą jest jej dwom krowom, którym od paru miesięcy mleko odbiera i w krew przemienia". Mieszkańcy ulicy Kątnej w liczbie 12 osób, jak panowie: Kochanek, Rospondek, Mostek, Więciorek, Szołtysek i Bolatek wraz z żonami przysięgali, że Samsicka "w sobie ma czarta", że gdy parokrotnie w nich chrząknęło coś "hm, hm!", to za każdym razem Samsicka się odzywała: "oj, już mu się miodu chce! już psiakrew ma sucho w gardle!". Szlachcianka Kwietniewiczówna zeznała, że matka jej po powrocie z fary zaniemówiła, a po dwóch tygodniach zmarła, ponieważ gdy przechodziła obok domu Samsickiej, ta stojąc na progu domu, przed jej matką zrobiła 3 krzyżyki. Pan Balcer Szwajczak przysięgał, że widział Samsicką wysiadująca na jajach gęsich, na to, aby głód i nieurodzaj na 1726 r. sprowadzić. Szczytem ówczesnej ciemnoty wśród obywatelstwa był własnoręcznie podpisany protokół szewca pana Rachwała Bigosa. Wszedł przypadkiem do jej chaty i widział, jak Samsicka po pozostawieniu w swoim łóżku miotły, wysmarowawszy się maścią ze słoika frunęła kominem w górę. Szewc dostrzegłszy, że maści jeszcze w słoiku pozostało, nuże rozebrał się całkowicie i również się nią całą od głów do stóp posmarował. I o dziwo! Natychmiast wyleciał za Samsicką przez komin. Gdy przybył na miejsce zebrania ciotów, była to Kobyła góra, na północ od Gniewkowa, został jak najlepiej przyjęty. Po tańcach częstowano go smacznymi potrawami, których dla ostrożności nie spożył, tylko schował do kieszeni. Królewskiego miasta Inowrocławia ławnik, a przedtem cyrulik Stanisław Graczak zeznał, że poznał Samsicką, jako ciotę po tym, że w oku swoim ma krzyżyki i zygzaki i że w jej źrenicy nie odbija się obraz wpatrującego się w nią człowieka. Dodał, że Samsicka mówi po łacinie i w innym niezrozumiałym mu językiem. Oskarżona Anna Samsicka do niczego się nie przyznawała, nie obcowała z diabłem, nie jest czarownicą i nie zna się na czarach. Sędziowie chcieli ze skóry wyskoczyć. Na salce ratuszowej, więc w obliczu świadków i prześwietnego magistratu rozebrano ją i oćwiczono rózgami. Zacna komisja skazała ją na utopienie. Nazajutrz w niedzielę zaprowadzono ją do stawu Kołaczka i wrzucono do wody. Zgromadzone obywatelstwo pierzchło na wszystkie strony! "To jest ciota, gdyż pływa na wierzchu" – wołano. Wyciągnięto ją i zbadano. Na plecach i u nóg miała przywiązane pacharzyny wieprzowe. Po drugi raz obito ją, a Samsicka ani jednego jęku nie wydała. W poniedziałek wyprowadzono ją pod strażą 4 halabardzistów przed Bramę Bydgoską na przedmieście Stodolna. Na środku pagórka Młyńskiego obłożoną ją słomą i chrustem i spalono żywcem. Pospólstwo, które wracało do domu, różnie o tym wypadku gawędziło sobie. Jedni mówili, że niewinną była spalona Samsicka, drudzy, że zasłużoną karę otrzymała. Wcale nie jestem jednak przekonany, że było to ostatnie spalenie czarownicy na terenie naszego miasta.

Ze zbiorów książki "Inowrocław Jaki Był" Bronisława Majewskiego