Joanna Labuda: Czy jako radny powiatowy dostał Pan list od Rafała Trzaskowskiego, który sztab dostarczył do Starostwa Powiatowego?
Marcin Wroński: Dostałem.
JL: I co Pan o tym myśli?
MW: To wykorzystywanie swojej pozycji, ale w polityce takie rzeczy dzieją się od zawsze. Osoby u władzy, niezależnie od tego, czy to na poziomie miasta, czy kraju, zawsze wykorzystywały media – zarówno publiczne, jak i różnego rodzaju informatory ratuszowe – do manipulacji i kreowania rzeczywistości. Osobiście nie popieram tego ruchu sztabu Trzaskowskiego, ponieważ od dawna mam swojego kandydata.
JL: Wspomniał Pan o ratuszowym informatorze. Za czasów prezydenta Ryszarda Brejzy mówiono, że to tuba propagandowa ratusza. Czy po zmianie władzy coś się zmieniło?
MW: Zmieniła się tylko częstotliwość wydawania – teraz to kwartalnik, a nie miesięcznik. Wcześniej w informatorze promowany był Ryszard Brejza, a teraz prezydent Arkadiusz Fajok. Widziałem podobne ratuszowe gazetki w innych miastach. W niektórych z nich pojawiały się rubryki poświęcone działalności opozycji, więc można to robić inaczej. W Inowrocławiu zmienia się jedynie główna postać.
JL: Ostatnio skierował Pan interpelację w sprawie zmian w IGKiM, w której zarzucił Pan prezydentowi mnożenie stanowisk. Wiemy, że docelowo skład zarządu zostanie zredukowany – w PGKiM do dwóch osób, a w IGKiM do jednej. Czy to sprawia, że zmieni Pan zdanie w tej kwestii?
MW: W swoim życiu zawodowym nadzorowałem wiele spółek. Między innymi w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa nadzorowałem kilkadziesiąt spółek strategicznych zajmujących się produkcją rolniczą, takich jak Danko czy Małopolska Hodowla Roślin.
Były to spółki, które mimo dużej wartości i szerokiego zakresu działalności – o wiele większego niż spółki miejskie – funkcjonowały bez rad nadzorczych, a ich kontrolą zajmował się pełnomocnik dyrektora generalnego, wykonujący prawa z udziałów. Często spółki posiadały również wspólne zarządy, w ramach których pobierano jedno wynagrodzenie. Kontrolę sprawował NIK, urząd kontroli skarbowej czy inne organy.
JL: Ale audyt w PGKiM i IGKiM ponoć wskazał nieprawidłowości.
MW: Co do audytu w IGKiM – znam wielu audytorów, którzy wykonują audyt zgodnie z oczekiwaniami zamawiającego, więc nie sugerowałbym się nim. Dla mnie to mnożenie stanowisk, ponieważ przez osiem lat obie spółki były kontrolowane przez liczne instytucje i nie było żadnych zarzutów co do ich funkcjonowania.
Nawet sugerowałem prezydentowi, aby jedna z rad nadzorczych była radą bezpłatną. Nie ma obowiązku pobierania wynagrodzenia za zasiadanie w radzie nadzorczej. Można oddelegować do tego zadania osoby na stanowiskach kierowniczych z urzędu miasta lub instytucji podległych, które otrzymują wysokie wynagrodzenie i na pewno nie odmówiłyby prezydentowi zasiadania w radzie w formie bezpłatnej. W ten sposób można by ograniczyć koszty.
JL: Nie było Pana na ostatniej Komisji Skarg, Wniosków i Petycji Rady Powiatu Inowrocławskiego, na której zagłosowano za skierowaniem wniosku o przygotowanie uchwały wygaszającej mandat Andrzeja Sieradzkiego. Czy gdyby wziął Pan udział w posiedzeniu, zagłosowałby Pan "za", jak troje pozostałych członków?
MW: Nie, byłbym przeciw.
JL: Dlaczego?
MW: Wygaszanie mandatów radnych w początkowej fazie przez Radę jest w mojej ocenie nieprofesjonalne i niepoważne. W Radzie Miasta czy Powiatu nie ma tylko prawników czy radców prawnych. Są osoby o różnych profesjach, które w różnym stopniu znają prawo. Jest to naturalne.
Taki sąd nad radnymi na poziomie Rady jest zbędny. Powinien się tym zajmować wojewoda, który ma swoje biuro prawne.
JL: A co z meblami, które Nadgoplański Park Tysiąclecia otrzymał od Starostwa Powiatowego w darowiźnie? To wystarczający powód, by mówić, że radny "prowadzi działalność na mieniu powiatu"?
MW: To dość mocno naciągany argument, tym bardziej że te meble zostały prawdopodobnie przekazane w poprzedniej kadencji. Skoro radni sprawują mandat od 2024 roku, to powinniśmy brać pod uwagę zdarzenia, które zachodzą w tym okresie. W Polsce nie zrobiono dekomunizacji, nie rozliczono osób z czasów PRL-u, a tu chce się rozliczać radnych z poprzedniej kadencji za meble.
JL: Pozostając jeszcze przy Radzie Powiatu Inowrocławskiego - jak Pana zdaniem działa koalicja PiS-u z byłymi członkami Koalicji Obywatelskiej?
MW: Koalicja sama w sobie działa sprawnie. Widać, że nie ma w niej większych tarć. Nic tak nie cementuje koalicji, jak wspólne piastowanie władzy i korzystanie z jej dobrodziejstw. Ja akurat żadnego stanowiska w ramach tej koalicji nie mam. Na efekty trzeba jeszcze trochę poczekać, bo od zawiązania koalicji nie minął jeszcze rok.
JL: Za rządów Ryszarda Brejzy był Pan bardzo aktywnym radnym opozycyjnym. Czy po zmianie władzy w Inowrocławiu żyje się lepiej?
MW: Jeżeli chodzi o zarządzanie, to wydaje mi się, że w mieście mamy jeszcze większy chaos. Wiem, że mieszkańcy bardzo chcieli czegoś nowego – nowego stylu zarządzania, nowych inwestycji. Niestety, pod tym względem w Inowrocławiu nic się nie zmieniło. I to jest bardzo smutne, bo pewna nadzieja, która pojawiła się wiosną tamtego roku, jest powoli marnotrawiona. Widzimy, jak dochodzi do konsumpcji władzy, wymiany stanowisk, zagrywek czysto PR-owych.
JL: A czego by Pan oczekiwał?
MW: Odchudziłbym kadrę menedżerską. Na pewno nie powoływałbym drugiego zastępcy prezydenta, zrezygnowałbym z płatnych rad nadzorczych w spółkach lub zbadał możliwość zastąpienia rad nadzorczych pełnomocnikiem prezydenta do spraw nadzoru właścicielskiego nad spółkami.
Zrobiłbym wszystko, aby w Inowrocławiu nie powstała spalarnia, ponieważ mam wrażenie, że obecne działania zmierzają właśnie w tym kierunku.
Niedawno ogłoszono wielki sukces – podpisanie umów ZEC-u z Qemetiką. W mojej ocenie oznacza to jednak uzależnienie się od dostaw ciepła z tego zakładu. Historia uczy nas, jak niebezpieczne mogą być takie zależności – Europa przez lata była uzależniona od gazu, ropy czy węgla z Rosji. Wystarczy spojrzeć na sytuację Janikowa, które w dużej mierze zależy od ciepła dostarczanego przez największe przedsiębiorstwo na swoim terenie.
Niestety, moje obserwacje wskazują, że produkcja sody w Europie będzie stopniowo zanikać. Istnieją niewielkie szanse, że Unia Europejska zdecyduje się na nałożenie zaporowych ceł na import z Turcji. W Unii nie ma takiej osoby jak Trump.
Nie chcę, aby w Inowrocławiu powtórzył się scenariusz, w którym uzależniamy produkcję ciepła od Qemetiki, a następnie firma zaczyna dyktować warunki – na przykład uzależniając niższe koszty lub nawet samą dostępność ciepła od konieczności spalania odpadów.
JL: Jesienią ubiegłego roku opuścił Pan Prawo i Sprawiedliwość. Dlaczego?
MW: Nigdy nie byłem członkiem PiS, lecz Partii Republikańskiej, która weszła w skład tej formacji. Postanowiłem odejść, ponieważ coraz mniej zgadzałem się z jej polityką gospodarczą. W kwestiach światopoglądowych nie miałem większych zastrzeżeń, jednak w sferze gospodarki nasze wizje się rozchodziły. Jestem zwolennikiem wolności gospodarczej, kapitalizmu i szeroko pojętej wolności osobistej, podczas gdy PiS w coraz większym stopniu zmierzał w kierunku modelu socjalistycznego. Było to niezgodne z moimi poglądami.
Poza tym, Konfederację – do której dołączyłem – tworzą środowiska, z którymi zaczynałem swoją działalność polityczną ponad 20 lat temu. Można powiedzieć, że wróciłem do swoich korzeni. Nie bez znaczenia była również propozycja Sławomira Mentzena, który zaprosił mnie do współpracy w sztabie wyborczym, gdzie zajmuję się polityką rolną. Budujemy struktury Konfederacji w powiecie inowrocławskim, ponieważ wierzę, że to jedyna partia, która nie zawiodła Polaków. To także szansa na zakończenie politycznego duopolu i przerwanie tego niepoważnego układu, który od lat prowadzi do stagnacji i osłabiania Polski.
JL: Sondaże wskazują na rosnącą popularność Sławomira Mentzena. Czy sądzi Pan, że w Inowrocławiu, gdzie przez wiele lat rządziła Koalicja Obywatelska, Konfederacja ma szansę na sukces?
MW: Sławomir Mentzen to jedyny kandydat z wyraźnym trendem wzrostowym. Naszym celem jest utrzymanie tej tendencji aż do wyborów. Widzimy, jak dużą mobilizację wywołuje – na jego spotkania przychodzą tysiące osób. W samym Inowrocławiu jeszcze przed oficjalnym startem kampanii wyborczej, na Rynek przyszło kilkaset osób, by go wysłuchać. Dziś frekwencja na wiecach jest jeszcze większa.
Nasz sztab jest bardzo dobrze zorganizowany, co jest ogromną zasługą Sławomira Mentzena – prowadzi go jak sprawnie działające przedsiębiorstwo. W Inowrocławiu robimy wszystko, aby przekonać mieszkańców do oddania głosu na Konfederację, mimo że dotychczas większe poparcie miały tu ugrupowania lewicowe i Koalicja Obywatelska. Liczymy, że tym razem sympatia inowrocławian przesunie się w naszym kierunku. Uważam, że nasza oferta jest atrakcyjna dla różnych grup społecznych, ale przede wszystkim – realna.