Poniżej pełna treść listu naszego internauty:

"Jako wolny obywatel, żyjący w wolnym kraju udałem się w ostatnią niedzielę na spotkanie z szefem formacji politycznej aktualnie rządzącej naszym krajem. Pragnę zaznaczyć, że nie jestem działaczem czy członkiem tego ugrupowania.

Jednak cenię dokonania PIS-u, który w ostatnich 6 latach dokonał zwrotu w pojmowaniu polskich interesów, szczególnie imponująco wygląda to w sferze społeczno-gospodarczej: praktycznie zlikwidował bezrobocie i zjawisko ubóstwa wśród dzieci, zatrzymał patologiczną prywatyzację, rozprawił się z mafiami podatkowymi oraz w sferze politycznej: Polska stała się podmiotem na arenie międzynarodowej i nie czeka na dyrektywy Berlina, Brukseli czy Moskwy.

Dojeżdżając rowerem (ten przedmiot odegra jeszcze pewną rolę) do do miejsca spotkania, usłyszałem kakafonię różnych dźwięków, myślę sobie - to pewnie orkiestra stroi swoje instrumenty na powitanie szacownego gościa z Warszawy. Ale nie była to orkiestra, była to dość nieliczna acz hałaśliwa grupka demonstrantów, która w sposób "paszczowy" i na instrumentach czyniła ten harmider.

Udałem się na salę, tam pełno ludzi, wszystkie miejsca zajęte, niektórzy muszą stać przy ścianach. Zjawia się Kaczyński, jest nieco spóźniony, po oficjałkach przechodzi do rzeczy. Jest w dobrej formie mówi ze swadą często rozbawiając publiczność, duża wiedza o procesach zachodzących w Polsce i na świecie. Według najlepszych wzorów - wyczerpując temat a nie słuchaczy (jest niedziela, upalne popołudnie) po 1,5 godzinie kończy swoje wystąpienie.

Po zakończeniu spotkania muszę przejść przez szpaler nieprzyjaznych mi ludzi, bulgącacy wyzwiskami, wulgaryzmami i ohydnym językiem tłumek, ktoś kwestionuje prawo do własności mojego zasłużonego roweru, na którym dumnie powiewa identyfikator ze spotkania.
Niektóre demonstrantki prezentują się w publicznym miejscu - obok teatr, szkoła, kościół w bluzkach ze stosownymi w ich mniemaniu - wulgarnymi napisami. Być może przesadzam, ale poczułem się jak polscy pocztowcy prowadzeni wśród równie nienawistnego tłumu ulicami Gdańska 1939 roku.
Polecam wszystkim, głównie tym nietolerancyjnym demonstrantom obejrzenie obrazu Stanisława Różewicza z 1958 roku "Wolne Miasto". Może najdzie ich chwila refleksji. Coraz bardziej skłaniam się do stwierdzenia, że Polsce grozi konfrontacja, że firer opozycji naprawdę chce fizycznej zemsty".

Marek Szczęsny
Przewodniczący MKZ NSZZ Solidarność
Inofama SA w Inowrocławiu

DSC_0057