Prokuratura zarzuca Sławomirowi S. znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad żoną i sześciorgiem dzieci. W akcie oskarżenia jest mowa o wielokrotnym biciu członków rodziny, poniżaniu i grożeniu śmiercią.
"Połowa zarzutów jest wymyślona przez moją żonę. Nie powiem, walnąłem jej z bańki, ale ona wie za co. Tu nie powiem, o co chodzi, ale na sprawie rozwodowej. Chciała wojny to będzie miała wojnę" - mówił przed sądem oskarżony.
Pytany na korytarzu sądowym przez dziennikarzy, czy żałuje tego, co zrobił, pokazał im dwa środkowe palce.
Przed sądem dowodził, że w jego domu było jeszcze gorzej. Przyznał, że "walnął" wychowywanych chłopców, ale dodał, iż dziewczynek nie uderzył ani razu.
"Nigdy nie mówiłem dzieciom, że je pozabijam. Może powiedziałem, że dostanie +wpierdziel+. Ja ich tylko straszyłem. Mogły się dzieci tego może bać, ale z tego, co wnioskowałam się tego nie bały" - mówił oskarżony.
Sprawa ujrzała światło dzienne na początku roku, gdy żona oskarżonego Sławomira S. z dwojgiem dzieci przyszła do lekarza. Ten zawiadomił funkcjonariuszy o podejrzeniu przemocy w rodzinie. Sześciolatek i siedmiolatek trafili na oddział chirurgii toruńskiego szpitala. Jeden miał złamaną nogę, a drugi kontuzję ręki.
Patrol przyjechał do ich domu, w którym przebywał Sławomir S. z czworgiem pozostałych dzieci; stwierdzili, że mężczyzna jest kompletnie pijany. W wydychanym powietrzu miał 2,4 promila alkoholu; trzeźwiał w policyjnej izbie zatrzymań.
"Jak nie słuchały, to im przyłożyłem. Tak samo byłem wychowywany, jeszcze gorzej. Nie pojmuję tego jako wychowanie dziecka. Stało się i tyle. Nie miałem problemów emocjonalnych" - wyjaśniał w czwartek oskarżony.
Z aktu oskarżenia wynika, że mężczyzna miał wielokrotnie wszczynać awantury, będąc pod wpływem alkoholu. W sądzie mówił, że nazywał dzieci m.in. "knurkami" i "tłuściochami".
Siedmioletniego syna miał m.in. związywać i kopnąć go, łamiąc kość udową, a sześcioletniemu złamać kość ramienia. Mężczyzna, zdaniem prokuratury, rzucał w żonę różnymi przedmiotami, szarpał ją, popychał, uderzał dłonią i pięściami w twarz, ramię, brzuch, wykręcał ręce, ugryzł, dusił, a także kazał jej jeść z podłogi i spać na podłodze.
Zdaniem prokuratury nie ma najmniejszych wątpliwości, że mężczyzna dopuścił się tych czynów. Oskarżony, odnosząc się do wydarzeń, po których dzieci trafiły do lekarza, twierdził, że niechcący uderzył jednym z chłopców o komodę, ale wcześniej zwracał uwagę żonie, aby ich rozdzieliła. Ta w jego ocenie była jednak zajęta telefonem. Jej pobicie wiązał z faktem podejrzewania o zdradę.
Mężczyzna został doprowadzony na salę rozpraw z aresztu. Sąd nie wyłączył jawności postępowania. (PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ lena/