Sierżant Kinga Lewandowska podczas jednej z ostatnich służb patrolowała wraz ze swoim psem rejon osiedla Rąbin. Gdy przejeżdżała ulicą Wojska Polskiego zainteresowało ją zachowanie jednego z mężczyzn. Ten siedział na przystanku z dziwnym wyrazem twarzy. Postanowiła to sprawdzić i zatrzymała się.
- Mężczyzna siedział nieruchomo, miał otwarte oczy, wpatrzone w jeden punkt. Nie było z nim żadnego kontaktu. Policjantka sprawdziła, czy oddycha, zaczęła mówić do niego. On jednak w ogóle nie reagował. Był jak nieprzytomny, trwał w bezruchu. Przewodniczka powiadomiła dyżurnego o sytuacji, by ten wezwał pilnie karetkę. Cały czas była przy mężczyźnie i mówiła do niego. Na podstawie dokumentów, jakie przy nim znalazła ustaliła, że to 74-letni mieszkaniec miasta. Interwencja trwała około pół godziny, gdy po pewnym czasie mężczyzna zaczął wodzić za policjantką oczami i zdawkowo odpowiadać. Mówił, że nie wie co się stało, gdzie jest. Podał tylko, że był w przychodni na zastrzyku, a potem jechał autobusem. Gdy wysiadł, zrobiło mu się słabo i ciemno przed oczami. Więcej nie pamiętał. Policjantka mówiąc do niego cały czas dbała, by nie stracił świadomości - relacjonuje asp. szt. Izabella Drobniecka, oficer prasowy KPP w Inworocławiu.
W pewnym momencie zadzwonił do niego telefon. Policjantka odebrała telefon i prowadziła rozmowę, jak się okazało z jego córką. Powiedziała co się stało i poinformowała, że karetka jest w drodze. Seniorem zajęli się ratownicy medyczni.
- Nie bądźmy obojętni na innych ludzi. Sami przecież możemy znaleźć się w sytuacji, gdy będziemy potrzebować pomocy. Zwykłe omdlenie może okazać się groźne i doprowadzić do utraty przytomności osoby, a także groźnego upadku. Ponadto przyjmowane leki, zastrzyki mogą prowadzić nawet do wstrząsu. Dlatego reagujmy, wzywając służby medyczne, gdy widzimy osobę, z którą nie można nawiązać kontaktu. Liczą się przecież minuty - przypominają policjanci.