Obradująca w sobotę w Warszawie Konwencja Krajowa Platformy Obywatelskiej dokonała wyboru kandydata partii w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. W tajnym głosowaniu na obecną wicemarszałek Sejmu Małgorzatę Kidawę-Błońską zagłosowało 345 delegatów, a prezydenta Poznania Jacka Jaśkowiaka poparło 125.

"Wygramy te wybory, nie będą się już Polacy musieli wstydzić prezydenta, będę prezydentem wszystkich Polaków. Od dzisiaj pracujemy na zwycięstwo, zapraszam do tego wszystkie Polki i Polaków, możemy wygrać i wygramy w maju, zapraszam was do zwycięstwa" - powiedziała Kidawa-Błońska po ogłoszeniu decyzji o kandydacie PO na prezydenta. "Zaczynamy wielką grę. Ja wiem, że ją wygramy. Wygrałam z Kaczyńskim w Warszawie, wygram z Dudą" - dodała.

"Mamy siłę, mamy energię, wiemy, czego chcemy. Chcą tego Polacy, którzy nas wesprą. Wygramy te wybory, nie będą Polacy się już musieli wstydzić prezydenta" - podkreślała też wicemarszałek Sejmu. Zadeklarowała, że będzie prezydentem wszystkich Polaków.

Kidawa-Błońska podziękowała też swemu kontrkandydatowi za prawyborczą rywalizację. "Chciałabym, żeby kampania wyglądała tak jak nasza prekampania w tych wyborach. Wiem, że tak nie będzie, ale to moje marzenie" - zaznaczyła wicemarszałek Sejmu.

Jacek Jaśkowiak pogratulował Kidawie-Błońskiej zwycięstwa. "Gratuluję, wszystkiego najlepszego i od dzisiaj już wspieramy Małgorzatę. Wszyscy, tak jak na tej sali jesteśmy, cała Platforma, ale też i mam nadzieję - wkrótce cała opozycja, bo to są najważniejsze wybory prezydenckie od 30 lat" - powiedział prezydent Poznania.

Zaapelował też do samorządowców i ruchów miejskich, z których się wywodzi, aby wspierali Kidawę-Błońską w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. "Wygrajmy je dla Polski" - wezwał Jaśkowiak.

Wcześniej w swoim wystąpieniu na konwencji Kidawa-Błońska odniosła się też m.in. do najnowszych wydarzeń politycznych. Według niej zaczyna się powolny "polexit" - wyjście naszego kraju z Unii Europejskiej. Jej zdaniem także znaczenie ma to, co się stało w ostatnich dniach w Brukseli - wycofanie się przez Polskę ze wspólnej polityki klimatycznej.

"To nie jest złożenie weta - to pokazanie, że my nie chcemy brać w tym udziału, nie zależy nam na tym, żeby wysłuchać głosu młodych ludzi" - oceniła.

"Rozumiem, że dla pana premiera i dla mnie te 30 lat to jest okres, o który nie będziemy się martwili, co jest na tym świecie. Ale młodzi zostają - oni będą żyli na tym świecie i oni mają prawo żyć w tych miastach, uczyć się, zakładać rodziny, i nasza Polska powinna funkcjonować, jako normalny, przyjazny kraj" - przekonywała Kidawa-Błońska. Podkreślała, że nie możemy uciekać od odpowiedzialności za klimat już teraz. "Powinny być rzeki, zieleń, powinniśmy móc zobaczyć słońce. Uciekanie od odpowiedzialności, mówienie, że nie jesteśmy do tego przygotowani to także policzek wobec polskich przedsiębiorców, polskich naukowców" - oceniła.

Drugą bieżącą sprawą, która jej zdaniem jest elementem powolnego "polexitu", jest złożony w przededniu rocznicy stanu wojennego przez PiS projekt ustawy o dyscyplinowaniu sędziów. "Ustawa, która ma do końca rozmontować system sądowniczy w Polsce, zniszczyć autorytety, osłabić pozycję sędziów i tak naprawdę zniszczyć ich wolność" - powiedziała. "To jest początek polexitu, to jest początek tego, że PiS chce nas wyprowadzić z Europy. Nie mówią o tym głośno, ale te działania powodują, że jesteśmy daleko za krajami, które myślą o wspólnej przyszłości" - oceniła.

Według Kidawy Błońskiej potrzebny jest prezydent, który to zatrzyma, który nie będzie dopuszczał do takich sytuacji, i który będzie wetował takie ustawy. "Prezydent Polski ma być prezydentem wszystkich Polaków, czy ich lubi, czy nie. Prezydent bierze odpowiedzialność za losy każdego Polaka i musi mieć odwagę mówienia +nie+" - przekonywała.

"A na pewno powinien uważać na to, że postrzegany jest jako marionetka - ten prezydent, który odbiera telefony tylko od jednego prezesa" - dodała Kidawa-Błońska. "Ja będę prezydentem, który będzie zawsze stał na straży konstytucji i niech nikt nie myśli, że będzie mnie można od tego odwieść" - zapewniła.

Jacek Jaśkowiak, który wyszedł na mównicę po Małgorzacie Kidawie-Błońskiej mówił, że w ciągu ostatnich 30 lat żadne wybory prezydenckie jeszcze nie były tak ważne dla Polski, dla dalszego rozwoju kraju, dla demokracji i wolności, jak te nadchodzące. "Jeżeli ktokolwiek miał wątpliwości jeszcze tydzień temu, czy PiS będzie kontynuował ten proces dewastacji państwa prawa, demokracji, wolności, to atak na sędziów z przedwczoraj rozwiewa te wątpliwości" - powiedział.

"Ograniczanie praw sędziów do wypowiadania się, do udziału w debacie publicznej, do krytyki rządzących jest kolejnym krokiem i będą następne - ocenił. Jak dodał, "zostanie zniszczony samorząd, zostaną zniszczone również niezależne media". "Dlatego te wybory musimy wygrać, musimy je wygrać dla Polski" - podkreślił.

Przekonywał, że jest politykiem, który "potrafi wygrywać. "Pokazałem to nie tylko przez dwie mocne wygrane w wyborach prezydenckich w Poznaniu" - powiedział. "Za zwycięstwa polityczne uważam również powstrzymanie szaleństwa (Antoniego) Macierewicza i apeli smoleńskich podczas ważnych uroczystości" - zaznaczył.

"Pokazałem, jak można wypracować zdrowe relacje z Kościołem w zakresie wymiany gruntów, ale też i tych wszystkich wspólnych działań, które zrobiliśmy na rzecz bezdomnych i wykluczonych" - zaznaczył. "Tak powinny wyglądać relacje z Kościołem" - ocenił. Przypomniał jednocześnie, że był też pierwszym prezydentem, który wziął udział w marszu równości.

Ocenił także, że "w życiu warto być odważnym, nawet jeżeli to jest politycznie ryzykowne". Dodał, że taka postawa jest potrzeba szczególnie wtedy, gdy można spodziewać się bardzo brutalnej walki w wyborach prezydenckich. "Prezydent Andrzej Duda będzie miał za sobą publiczne media, będzie miał wsparcie ambony" - zaznaczył. "I kontrkandydat, ten najsilniejszy, będzie zaatakowany przez służby specjalne" - dodał. "W tych warunkach trzeba być odważnym i silnym" - podkreślił.

Ocenił, że w takich okolicznościach kampania prezydencka będzie musiała być lepsza niż "te nasze dotychczasowe" kampanie PO. A więc - jak wyliczał - będzie musiała być profesjonalna, budzić emocje i być odważna. "Mnie nikt nie zarzuca, że jestem jak letnia woda w kranie, (...) nie uciekam od odpowiedzi na trudne pytania i potrafię trafiać do różnych grup wyborców" - powiedział.

Szef Platformy Grzegorz Schetyna, który przemawiał jako pierwszy, dziękował obojgu kandydatom za spotkania i rozmowy, jakie odbyli podczas prawyborów. "To była wielka inwestycja w dobry wynik wyborczy w maju" - mówił.

Podkreślał, że jesteśmy przed wyborami prezydenta w sytuacji, gdy "państwo jest wykorzystywane i rujnowane przez rządzących, w tym przez dotychczasowego prezydenta".

Lider PO przekonywał, że po odzyskaniu Senatu czas na kolejne kroki. "Najpierw wybory prezydenckie. Po nich sfinalizujemy prace nad całościowym wspólnym programem Koalicji Obywatelskiej, a wszystko to skończy się w przyszłym roku wielkim kongresem programowym i wtedy – jestem przekonany – będzie już istniał szeroki obóz zmiany, którego siłą będzie wspólny cel, a tym celem jest budowa Polski przyszłości" - mówił Schetyna.

Lider PO przekonywał, że "system oligarchiczny, który został zbudowany, w którym partia łamiąc prawo i obyczaje, ma rządzić państwem i gospodarką, chwieje się".

Mówił, że w Polakach narasta gniew wobec zdemoralizowanej władzy. "Gniew może być czymś negatywnym, ale może być także pozytywną motywacją do pracy dla Polski. Ten gniew na złą władzę, może być początkiem czegoś nowego" – mówił. Dodał, że Polacy staną w maju przed wyborem: "Polska przyszłości czy republika banasiowa".

"Polska potrzebuje dziś jedności i to nie jest puste wezwanie. Zmienia się sytuacja w Europie i na świecie. Ta władza zajmuje się swoimi interesami, a nie bezpieczeństwem kraju. To nie przypadek, że w expose premier prawie nie mówił o polityce zagranicznej. I tu widać różnice między nami - oni udają, że jesteśmy samotną wyspą, a my wiemy, że silna Polska musi mieć dobrą pozycję w UE i NATO" - mówił lider PO.

"Jesteśmy główną siłą opozycji i tak pozostanie do wyborów, a potem to my odbierzemy władzę PiS-owi. Pytają nas, jaka będzie Polska po PiS-ie. To będzie Polska, w której dla każdego jest miejsce, (Polska) równych szans, a każdy, kto naruszył prawo, łamał konstytucję, będzie sądzony. Ale nie będzie zbiorowej odpowiedzialności. Polska będzie sprawiedliwa od pierwszego dnia po tym, jak PiS utraci władzę" – przekonywał.

Przemawiający w przerwie obrad konwencji marszałek Senatu Tomasz Grodzki przypomniał, że jeszcze do niedawna PO miała dziesięć procent poparcia, tymczasem wraz z innymi partiami opozycyjnymi udało jej się zdobyć większość w Senacie. "W tej chwili nikt nie ma wątpliwości, że Platforma Obywatelska i Koalicja Obywatelska jest główną siłą opozycyjną, zdolną wraz z koalicjantami przywrócić ład, praworządność i przyzwoitość w Polsce" - powiedział senator.

Podkreślał też rolę obecnego lidera Platformy. "Gdyby nie Grzegorz Schetyna, zarząd i my wszyscy, Platforma nie byłaby w tym miejscu, gdzie jest teraz. Grzegorz, dziękuję ci bardzo" - powiedział Grodzki, zwracając się do szefa PO.

"Martin Luther King powiedział kiedyś: jak nie umiesz latać, to biegnij, jak nie umiesz biegać, to idź, jak nie umiesz chodzić, to się czołgaj, ale nigdy nie przestawać przeć do przodu. I to jest nasze zadanie" - przekonywał marszałek Senatu.

Zapowiedział też, że dopóki opozycja ma większość w Senacie, izba ta będzie stać na straży prawdy, przyzwoitości, praworządności i normalności w Polsce.(PAP)

autorzy: Piotr Śmiłowicz, Marta Rawicz

pś/ mkr/ rbk/ ago/ ktl/ dka/ kos/ pad/