Joanna Labuda: W komunikacie miasta pojawiła się informacja, że decyzji o organizacji Superpucharu nie poprzedzały żadne konkretne rozmowy. Tymczasem pan Wojciech Piniewski w rozmowie z nami twierdził, że takie rozmowy jednak miały miejsce, podpisano list intencyjny, a nawet pojawili się pierwsi sponsorzy. Jak odnosi się do tego Miasto?

Arkadiusz Fajok: Rzeczywiście, odbyły się pewne spotkania. W kwietniu 2024 roku miała miejsce konferencja prasowa na hali widowiskowo-sportowej, z udziałem m.in. prezesa PLK pana Koszarka, marszałka województwa oraz pana Piniewskiego. Wtedy przedstawiono koncepcję organizacji Superpucharu w Inowrocławiu. To fakt.

Natomiast nie znaleźliśmy żadnych dokumentów potwierdzających, że podjęto jakąkolwiek formalną decyzję. W miejskich zasobach nie ma listu intencyjnego. Jeśli pan Piniewski za taki dokument uznaje planszę zaprezentowaną na konferencji – to, niestety, nie jest to wiążący dokument.

Czyli nie istnieją żadne dokumenty?

Nie znaleźliśmy ani listu intencyjnego, ani protokołów czy notatek ze spotkań, które zawierałyby konkretne ustalenia dotyczące roli miasta, zobowiązań finansowych czy warunków organizacyjnych. Stwierdzenia, że miasto kłamie lub działa w złej wierze, są dla mnie całkowicie nie do przyjęcia. Jako były sportowiec i trener byłem bardzo pozytywnie nastawiony do tej inicjatywy – jeszcze zanim zostałem prezydentem. Chciałem, aby impreza się odbyła, ale pod warunkiem, że przyniesie realne korzyści mieszkańcom.

Jaki wkład finansowy miało zapewnić miasto przy organizacji Superpucharu?

Nie podpisano żadnej umowy ani nie złożono oficjalnej deklaracji dotyczącej finansowania. Pojawiały się jedynie nieformalne szacunki, według których miasto miało ponieść koszty blisko 200 tysięcy złotych. Słyszeliśmy również, że udział finansowy miał mieć marszałek województwa. Choć nie mamy na to potwierdzenia w dokumentach, nie wykluczam, że pan Piniewski mówił prawdę. Sama obecność marszałka na konferencji dawała powody do optymizmu – można było oczekiwać, że jego obecność przełoży się na wsparcie finansowe lub organizacyjne.

Czy marszałek brał udział w późniejszych rozmowach, już za Pana kadencji?

Nie, pan marszałek nie uczestniczył w późniejszych spotkaniach. Skupialiśmy się głównie na rozmowach pomiędzy miastem a Polską Ligą Koszykówki.

Czego dotyczyły te rozmowy? Jakie propozycje wyszły ze strony miasta?

Przede wszystkim zależało nam na zapewnieniu promocji miasta – interesowało nas, czy wydarzenie będzie transmitowane na żywo i przez jaką stację. Padła deklaracja, że transmisję przeprowadzi otwarty Polsat. To była realna szansa na ogólnopolską promocję Inowrocławia.

Drugą istotną kwestią były wpływy z biletów. PLK jasno zaznaczyła, że cały dochód trafi do ligi – miasto nie miałoby z tego żadnych korzyści finansowych. Z naszej strony oferowaliśmy bezpłatne udostępnienie hali widowiskowo-sportowej, mieszczącej około 2 tys. osób.

Czy planowano działania umożliwiające szerszy udział mieszkańców w wydarzeniu?

Tak. Z racji ograniczonej liczby miejsc na hali i braku lokalnych drużyn w turnieju, zaproponowaliśmy stworzenie strefy kibica z dużym telebimem przed halą. Mieszkańcy mogliby tam oglądać transmisje na żywo. PLK początkowo wyraziła zgodę na ten pomysł, ale ostatecznie się z niego wycofała.

W komunikacie czytamy, że miasto chciało, by podczas transmisji wyemitowano spot promujący Inowrocław i jubileusz 150-lecia Uzdrowiska. Kto miał zapłacić za emisję?

Zależało nam, aby krótki, kilkusekundowy materiał promujący miasto został pokazany w trakcie transmisji. Za jego emisję zapłaciłaby PLK. Nie chodziło o pełnowymiarowy blok reklamowy w Polsacie, lecz jedynie o krótką wrzutkę – z informacją, że wydarzenie odbywa się w Inowrocławiu, z ujęciami lokalnych atrakcji i nawiązaniem do jubileuszu. Chcieliśmy także, by ten materiał był wyświetlany na naszej tablicy multimedialnej w hali. Niestety, również z tym był problem.

Szedł Pan do wyborów z hasłem, że w Inowrocławiu niewiele się dzieje, że miasto umiera. Czy rezygnacja z tak prestiżowego wydarzenia nie pogłębia tego stanu?

Zupełnie się z tym nie zgadzam. Jestem zwolennikiem wydarzeń sportowych i zawsze będę je wspierał – szczególnie, gdy mówimy o koszykówce, lokalnym klubie czy promocji miasta. Ale musimy działać odpowiedzialnie i racjonalnie, wydając publiczne pieniądze z myślą o realnych korzyściach dla mieszkańców.

Nasze oczekiwania nie były wygórowane – a skoro nie udało się uzyskać nawet podstawowych gwarancji, nie było podstaw, by angażować setki tysięcy złotych.

Środki przewidziane na turniej nie przepadną. Zostały zabezpieczone i dobrze wiemy, na co mogą być przeznaczone. Choć ostatecznie nie zostaną wydane na Superpuchar, na pewno przysłużą się mieszkańcom i lokalnemu sportowi.

Czy są już konkretne plany wykorzystania tych pieniędzy?

Zamiast wydarzenia, które nie dawało gwarancji korzyści dla miasta, planujemy zorganizować ogólnopolski turniej młodzieżowy z udziałem KSK Noteć. Mieszkańcy będą mogli obejrzeć mecze na żywo – może nie na poziomie ekstraklasy, ale z wyraźną korzyścią dla lokalnej społeczności sportowej.

Nie mam wątpliwości, że ranga Superpucharu była wysoka – cztery najlepsze drużyny w kraju, najwyższy poziom. Ale musimy zadać sobie pytanie: jaki byłby realny efekt promocyjny i wizerunkowy w stosunku do poniesionych kosztów? Moim zdaniem – niewspółmierny.

Część środków, które miały zostać przeznaczone na Superpuchar, chcemy przekierować na wsparcie KSK Noteć. Klub przygotowuje się do startu w I lidze, co samo w sobie jest sporym, także finansowym, wyzwaniem.

W przestrzeni publicznej pojawiły się też informacje, że PLK nie zgodziła się, by objął Pan turniej swoim patronatem.

Pojawiające się sugestie, że turniej miał odbywać się pod moim patronatem lub – co już zupełnie absurdalne – nosić moje imię, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Nie mam takich aspiracji i nigdy nie było to żadnym warunkiem z naszej strony wobec organizatorów.