Poszło o zdjęcie opublikowane na portalu społecznościowym, na profilu jednego z mieszkańców.

- Mieszkańcy przekazali nam zdjęcia, na których znajomy "komisarza" PiS zasiada na stanowisku pracy organu wykonawczego miasta, jakim jest prezydent. To nie licuje z powagą urzędu prezydenta, ale nie tylko. Te z pozoru niewinne, dziecinne zabawy mogą stanowić poważne zagrożenie dla ochrony danych osobowych przetwarzanych w Urzędzie Miasta Inowrocławia - uważają przewodniczący rady Tomasz Marcinkowski i wiceprzewodniczący Patryk Kaźmierczak. W piśmie do urzędu pytają oni między innymi o to, ile osób zostało w ostatnim czasie dopuszczonych do stanowiska pracy prezydenta i czy te osoby posiadały odpowiednie upoważnienia do dostępu i przetwarzania danych osobowych.

Pełniący funkcję prezydenta Inowrocławia odpowiada nam, że w tym czasie nie znajdowały się w tym miejscu żadne wrażliwe dane. - Na biurku leżał budżet i inne moje papiery. Nie ma możliwości, żeby coś wyciekło. To zwykłe bicie piany. Prowadzę gabinet otwarty, wielu radnych mówiło mi, że nie było w ogóle w tym gabinecie - mówi Marek Słabiński. Sam zwraca uwagę, że będąc np. w Waszyngtonie można wejść do gabinetu owalnego i usiąść w fotelu prezydenta USA.

Sprawa ma jednak oficjalny bieg, bo radni zwrócili się z zapytaniami do Urzędu Miasta. Teraz czekają oni na szczegółowe odpowiedzi.