O wizycie parlamentarzysty w Inowrocławiu pisaliśmy dziś wczesnym popołudniem. Najpierw na ulicy Magazynowej mówił m.in. o konieczności pozyskania środków na inwestycję, potem pojechał do ratusza chcąc spotkać się z prezydentem miasta. Ryszard Brejza był dziś jednak służbowo w Bydgoszczy, poseł rozmawiał zatem z jego zastępcą Wojciechem Piniewskim.

Włodarz w mediach społecznościowych wizytę Kownackiego przedstawił jako "nagłe wkroczenie do magistrackiego sekretariatu w towarzystwie butnie zachowującej się grupy współpracowników i ekipy TVP z żądaniem natychmiastowego spotkania". Relacjonował również, że jego zastępca w trakcie spotkania "dostrzegł w fałdach marynarki posła... ukryty mikrofon".

- Po zwróceniu stosownej uwagi urządzenie zostało przez pisowskiego parlamentarzystę zdeponowane na dalszą część spotkania w naszym sekretariacie. To kolejne potwierdzenie tego, że nabyte przez funkcjonariuszy PiS nawyki związane z podsłuchiwaniem wszystkich i wszelkimi metodami weszły im głęboko w krew. Że nie mają w sobie nawet odrobiny zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości i umiejętności prawdziwej rozmowy. Każda sytuacja ma być okazją wyłącznie do "zbierania haków" w nieczysty i obrzydliwy sposób - skomentował prezydent.

Do wypowiedzi Ryszarda Brejzy po południu odniósł się sam zainteresowany. - W sposób nieprzyzwoity, oburzający, kłamliwy zarzucił mi, że miałem zbierać na niego haki i że w tym wypadku, nie jego, ale jego zastępcę, podsłuchiwałem - mówił Bartosz Kownacki. Przyznał, że faktycznie miał podpięty mikrofon krawatowy, który służył do przesyłania dźwięku do prowadzonej transmisji na Facebooku na konferencji prasowej. Przekonywał też, że mikrofon był dobrze widoczny i nie był ukryty, a po zwróceniu uwagi przez zastępcę prezydenta urządzenie zdjął.

- Nie było w tym żadnych złych intencji. Przykro mi, że gdy wychodzę z wyciągniętą ręką i kiedy chcę rozmawiać o ważnych rzeczach, pan prezydent cały czas jest pochłonięty tą krajową polityką, tym szczuciem i obrażaniem jednych przez drugich - ocenił. Przyznał, że rozważał pozwanie prezydenta za jego sugestię o "podsłuchiwaniu i zbieraniu haków" do sądu. - Ale jest coś takiego jak zdolność honorowa. Ktoś, kto w taki sposób się zachowuje, w mojej ocenie dla mnie tej zdolności nie ma i nie będą stawał w szranki sądowe, bo szkoda mojego czasu - dodał poseł.