Oskarżony od sierpnia ubiegłego roku odpowiada przed sądem z wolnej stopy. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił wtedy areszt jemu oraz dwóm innym oskarżonym. Decyzję te uzasadniono wówczas osłabieniem mocy materiału dowodowego. Z postanowieniem tym nie zgodziła się prokuratura i wniosła zażalenie w tej sprawie.

Z informacji podanej przez krakowską prokuraturę okręgową wynika, że w lutym Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał zaskarżone postanowienie z przyczyn formalnych. Podkreślono, że z uwagi na ponad dwuletni czas tymczasowego aresztowania w tej sprawie, jego przedłużenie możliwe byłoby tylko na wniosek sądu pierwszej instancji. Sąd ten nie złożył takiego wniosku.

Prokuratura zauważyła, że sąd apelacyjny stwierdził przy tym, iż w sprawie "istnieje ogólna przesłanka stosowania środka zapobiegawczego polegająca na uznaniu dużego prawdopodobieństwa popełnienia przez oskarżonych zarzucanych im czynów". Według sądu II instancji istnieją też tzw. przesłanki szczególne. Chodzi o obawę matactwa procesowego i wymierzenia oskarżonym surowej kary.

W poniedziałek odbyła się kolejna rozprawa w tym procesie. Do sądu przybyli wszyscy oskarżeni. Jedynie Dariusz S., który odbywa karę pozbawienia wolności w związku z inną sprawą, został doprowadzony na salę rozpraw przez policję.

Składanie zeznań kontynuował Jan Jaroszewicz, młodszy syn zamordowanego premiera. Sąd zapytał mężczyznę m.in. o potencjalne koncepcje dotyczące wejścia sprawców do willi Jaroszewiczów. Według prokuratury oskarżeni wdarli się do budynku przez okno łazienki znajdującej się na pierwszym piętrze. Mieli się tam dostać przy pomocy dwóch połączonych ze sobą drabin.

"Dla mnie jedyną logiczną koncepcją była próba wejścia przez balkon od strony ul. Zorzy po kratach. Można było tamtędy się wdrapać. Było to relatywnie najniżej" - mówił świadek.

Pytany o możliwość wejścia przez okno do łazienki odparł, że było to najwyżej położone okno. "Było to wysokie okno, by tam też wysoki parapet. Ale oczywiście, przy użyciu odpowiednich drabin pewnie można by było tam wejść. Nie wykluczam tego zupełnie" - dodał Jan Jaroszewicz.

Proces w sprawie zabójstwa Piotra Jaroszewicza i jego żony toczy się w Sądzie Okręgowym w Warszawie od sierpnia 2020 r. Sąd ten stara się wyjaśnić jedną z najgłośniejszych zbrodni lat 90., do której doszło w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r.

Według obecnego aktu oskarżenia sprawcami zbrodni byli trzej członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych. Rabunkowy charakter miała mieć też - zdaniem śledczych - zbrodnia popełniona na Jaroszewiczach.

Prokuratura oskarża Roberta S. o uduszenie Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelenie jego żony Alicji Solskiej-Jaroszewicz, a Dariusz S. i Marcin B. oskarżeni są o współudział w zabójstwie b. premiera. Robertowi S. zarzucono również zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie. Grozi im kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Według prokuratury w dniu napadu oskarżeni przez wiele godzin obserwowali posesję ofiar. Po wejściu do domu Jaroszewiczów Robert S. obezwładnił Piotra Jaroszewicza uderzeniem w tył głowy znalezioną bronią palną. Oskarżeni przywiązali mężczyznę do fotela. Z kolei Alicja Solska–Jaroszewicz została skrępowana i położona na podłodze w łazience. Mężczyźni przeszukali dom, zabrali z niego - poza dwoma pistoletami - 5 tys. marek niemieckich, pięć złotych monet oraz damski zegarek.

Jak wskazuje prokuratura, prawdopodobnie w momencie opuszczania przez sprawców domu pokrzywdzonych, już wczesnym rankiem, Piotr Jaroszewicz wyswobodził się z więzów. Napastnicy znów posadzili go w fotelu. Następnie, gdy dwaj sprawcy trzymali go za ręce, Robert S. go udusił. Po zamordowaniu Piotra Jaroszewicza Robert S. zabrał z gabinetu pokrzywdzonego jego sztucer, poszedł do łazienki, w której leżała związana Alicja Solska-Jaroszewicz i miał ją zastrzelić.(PAP)

autor: Mateusz Mikowski

mm/ par/