Rzecznik Finansowy wezwał dziewięć firm do zmian w AC komunikacyjnym
Chodzi o stosowanie przez ubezpieczycieli różnych kryteriów wyceny kosztów naprawy w ramach zgłoszenia jednej szkody, w zależności od tego czy szkoda jest częściowa czy całkowita. W poprzednich tygodniach podobne wezwania otrzymało czterech ubezpieczycieli. Jak podano, oznacza to, że działania Rzecznika objęły wszystkich liczących się w tym segmencie graczy.
Komunikat wyjaśnia, że z analizy wniosków trafiających do Rzecznika Finansowego i warunków ubezpieczeń autocasco komunikacyjnego (AC) wynika, że ubezpieczyciele nagminnie stosują niejednolite kryteria wyceny kosztów naprawy uszkodzonego pojazdu. Wszystko zależy od tego, czy widzą możliwość orzeczenia tzw. szkody całkowitej, czyli uznania, że naprawa pojazdu jest ekonomicznie nieuzasadniona.
W umowach AC standardem jest jej orzekanie, jeśli koszty naprawy przekraczają 70 proc. wartości auta sprzed szkody. Dlatego też szacując je ubezpieczyciele stosują ceny najdroższych części oryginalnych z logo producenta auta i najwyższe z możliwych koszty robocizny stosowane przez autoryzowane stacje obsługi. Co kluczowe robią to również w przypadku umów, które przewidują możliwość naprawy tylko w warsztatach innych niż autoryzowane i przy użyciu tańszych części.
"Właśnie przeciwko takiemu mechanizmowi protestujemy. Naszym zdaniem zakład ubezpieczeń powinien stosować identyczne kryteria ustalania wysokości świadczenia niezależnie, czy ustala wysokość świadczenia w razie szkody częściowej, czy też bada ewentualną zasadność uznania szkody za całkowitą. Dlatego wzywamy zakłady ubezpieczeń do zmiany praktyki" – wyjaśnił Rzecznik Finansowy Mariusz Jerzy Golecki, cytowany w komunikacie.
W opinii Rzecznika zakłady ubezpieczeń stosują to rozwiązanie, bo jest ono dla nich korzystne. Komunikat wyjaśnia to na przykładach.
"Przyjmijmy, że ubezpieczone jest auto o wartości 50 tys. zł. Zgodnie z umową szkodę całkowitą można orzec, jeśli koszty naprawy przekroczą 35 tys. zł (czyli 70 proc. wartości pojazdu z dnia szkody). Załóżmy, że dzięki zapisaniu w umowie maksymalnych cen części i robocizny w ASO koszt naprawy wyniesie przykładowo 36 tys. zł. Wówczas ubezpieczyciel nie jest zobowiązany do zapłaty odszkodowania w kwocie odpowiadającej tak ustalonym kosztom naprawy. W takiej sytuacji wypłaca tylko odszkodowanie będące różnicą między wartością auta z dnia szkody (np. 50 tys. zł), a ceną jaką można uzyskać za rozbity pojazd (np. 30 tys. zł). Oznacza to, że ubezpieczyciel wypłaci tylko 20 tys. zł, bo resztę rekompensaty klient uzyska ze sprzedaży uszkodzonego samochodu" - wylicza.
"Przyjmijmy, że koszty naprawy wyliczone według niższych cen części i robocizny wyniosłyby np. 32 tys. zł. Jak łatwo policzyć w naszym przykładzie uznanie szkody za całkowitą pozwala ubezpieczycielowi wypłacić o 12 tys. zł mniej, niż przy tzw. szkodzie częściowej. To wszystko w wyniku stosowania różnych kryteriów szacowania szkody w ramach tego samego zdarzenia. Jeśli natomiast będziemy mieli bardzo małą szkodę np. konieczność wymiany jednego lub dwóch elementów pojazdu, to wówczas zgodnie z obowiązującymi produktami i ich dominującymi wariantami klient może liczyć wyłącznie na części nieoryginalne i najniższe stawki za robociznę na rynku" - zauważa.
Według Rzecznika, część klientów protestuje jednak przeciwko takiemu rozliczeniu. Uzyskane pieniądze nie wystarczają bowiem na naprawę samochodu. Jej koszty w przykładzie Rzecznika oszacowane zostały na 32 tys. zł, a odszkodowanie wyniosło 20 tys. zł. Co istotne - podkreśla Rzecznik - ubezpieczyciele, którzy – szacując według maksymalnych możliwych kosztów - uznają, że szkoda jest całkowita w rozumieniu umowy, nie chcą pokrywać kosztów naprawy. "Oznacza to, że nawet jeśli za wspomniane 32 tys. zł klient przywróciłby pojazd do pełnej sprawności i potwierdziłoby to badanie techniczne, to ubezpieczyciel nie pokryłby tych kosztów. W tej sytuacji klient jest zmuszony sprzedać rozbity samochód i kupić inny albo pokryć naprawę w znacznej kwocie z własnych środków, a nie po to wykupili ubezpieczenie. W wielu wypadkach klienci woleliby naprawić auto, bo miało ono np. znacznie niższy niż przeciętny przebieg, było bardzo zadbane i trudno im będzie znaleźć podobny egzemplarz" - zauważa Rzecznik.
Zdaniem Rzecznika, gdyby ubezpieczyciel kierował się tożsamością zasad, to w opisanym przypadku klient mógłby naprawić samochód z odszkodowania, ale nie pozwalają na to praktyki ubezpieczycieli polegające na szacowaniu kosztów naprawy według maksymalnych stawek. W jego ocenie jest to krzywdzące tym bardziej, że taka sytuacja ma miejsce zwykle przy nieco starszych pojazdach. Ich właściciele akceptują warunki naprawy poza warsztatami autoryzowanymi i z użyciem części innych niż oryginalne z logo producenta auta. Stąd oczekują, że według tych samych zasad będą szacowane również szkody całkowite.
Rzecznik Finansowy uznaje takie oczekiwanie za naturalne i jeśli ubezpieczyciele nie zmienią swojej praktyki będzie podejmował odpowiednie działania. Jedną z możliwości, która będzie analizowana po uzyskaniu wszystkich odpowiedzi, jest wystąpienie Rzecznika Finansowego z pozwami wobec ubezpieczycieli.
W połowie sierpnia 2020 r. Rzecznik Finansowy skierował podobne wezwanie do czterech ubezpieczycieli, kontrolujących ponad 50 proc. rynku ubezpieczeń komunikacyjnych. (PAP)
autor: Małgorzata Werner-Woś