Wybory przed finałowym okrążeniem
Już chwilę po ogłoszeniu wyników exit poll w sztabach i w redakcjach zaczęły się kalkulacje kto, od kogo i ilu przejmie. I za ile… W przypadku Rafała Trzaskowskiego może wydawać się, że jest na odrobinę lepszej pozycji, Andrzej Duda problem może mieć większy. Wynik urzędującego prezydenta jest prawie idealnym odbiciem wyniku wyborów parlamentarnych, z kolei Rafał Trzaskowski przekraczając 30% poprawił wynik PO o 3 punkty procentowe. Oczywiście z tego porównania trudno wyciągać jednoznaczne wnioski, ale pewną tendencję można dostrzec. PiS już od dłuższego czasu balansuje w okolicach 40 procent poparcia, kolejne wybory wygrywają właśnie z takim udziałem głosów i tylko w wyborach 2015 roku osiągnęli wynik poniżej tej granicy, chociaż i tak dało to bezpieczną większość. Trend Koalicji Obywatelskiej był odrobinę bardziej zwichrowany, po całkiem niezłym wyniku w 2015, kiedy Platforma łącznie z Nowoczesną przekroczyły 31 procent, w 2019 już pod wspólnym szyldem skończyło się spadkiem o 4 punkty procentowe.
W pierwszej turze Trzaskowski nie tylko odrobił straty, które KO zaliczyła po wyjątkowo marnej kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale nawet poprawił wynik swojego ugrupowania z wyborów parlamentarnych. O wyniku Andrzeja Dudy nie da się tego powiedzieć, dobił co prawda do wyniku PiS z 2019 roku, ale w jego przypadku może to oznaczać trudne zadanie przed drugą turą. Mimo, że dystans 13 punktów procentowych faktycznie wydaje się bezpieczny, to oceniając potencjał wyborców głosujących w pierwszej turze na innych kandydatów widać, że Rafał Trzaskowski może mieć większe nadzieje.
I teraz zaczyna się ten dziwny wyborczy taniec godowy. Zalotnikami będą Trzaskowski z Dudą, którzy w sztabach pozostałych kandydatów, na których głosowało około 25 procent wszystkich głosujących, będą szukać chętnych do poważniejszego związku. Jest się o co bić, ale oczywiście jest "ale".
Dosyć naturalnym wydaje się mariaż Trzaskowskiego z Hołownią, który kokietuje starających się o jego względy mówiąc, że "nikomu niczego nie będzie narzucał i niczego nie będzie przekazywał". Jednak tajemnicą poliszynszyla jest, że zdecydowana większość wyborców Hołowni na Dudę nie zagłosuje, raczej zostaną w domu. Podobnie można oceniać wyborców Roberta Biedronia, chociaż w tym przypadku wygląda to na jeszcze większe wyzwanie. Progresywna lewica ma i zawsze będzie miała kłopot z reprezentantami środowisk konserwatywnych - kwestie swobód obyczajowych, wolności osobistych, praw kobiet oraz relacji z KK i jeszcze wiele innych postulatów, na pewno nie znajdą akceptacji w środowisku Trzaskowskiego, nawet mimo jego deklarowanej otwartości na wszelkie idee. Jednak jeszcze trudniej wyobrazić sobie, że z tych 425 tysięcy głosujących na Biedronia, ktokolwiek odda głos w drugiej turze na Andrzeja Dudę - albo nie pójdą do urn, albo zagłosują przeciwko niemu.
Hołownia z Biedroniem mogą "dać" Trzaskowskiemu ok. 3 milionów głosów, które w pewnych okolicznościach mogłyby przynieść zwycięstwo. Warunkiem jest, że sztab Andrzeja Dudy nie "ugra" zbyt wiele w negocjacjach z Krzysztofem Bosakiem i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, ale w tym przypadku wszelkie prognozy są jak wróżenie z fusów. Ludowcy zachowują daleko idącą wstrzemięźliwość, nie składają żadnych deklaracji, ale komentarze płynące ze sztabu ludowego kandydata każą zakładać, że… czekają na propozycje. Od obu zalotników.
Jednak wszystko wskazuje na to, że języczkiem u wagi będzie elektorat Konfederacji, która zmobilizowała 1,3 miliona wyborców. Zabawa może być duża, bo ani Andrzej Duda, ani Rafał Trzaskowski nie palą się do bliższych relacji z ugrupowaniem, które lokuje się w najciemniejszych zakamarkach na prawo od PiS. Rzecznik Konfederacji mówi, że są "porozumieniem konserwatystów, tradycjonalistów, konserwatywnych liberałów, wolnościowców i skrajnych wolnorynkowców", a reprezentują prawicę ideową i patriotyczną. Słuchając takich deklaracji nie mogę powstrzymać rozbawienia - czym różni się prawica ideowa od bezideowej, i czy Andrzej Duda jest za mało prawicowy, ideowy i patriotyczny, żeby zasłużyć na poparcie? Czy prawica patriotyczna ma jakąś niepatriotyczną konkurencję? A konserwatywny liberał to już konstrukcja na miarę krzesła elektrycznego.
Trzaskowski ze swoją kartą LGBT na pewno jest na konfederackiej liście trędowatych i nie może liczyć na jakiekolwiek gesty sympatii. Co tam sympatii, nawet na chłodną obojętność liczyć nie powinien i jego poszukiwanie głosów w tym elektoracie będzie miało taki sam skutek, jak poszukiwania Dudy w elektoracie Biedronia. Zresztą Andrzej Duda też nie jest idolem młodych konfederatów, wystarczy zagłębić się w zakamarki prawicowego Internetu i nagle z zaskoczeniem odkrywamy, że urzędujący prezydent może nie być Polakiem, a to grzech niewybaczalny, żeby nie powiedzieć śmiertelny. Naprawdę.
Jednak nie jestem przekonany, czy jest czego żałować. Zawsze takie "negocjacje" wiążą się z normalnym handlem - zrobimy sobie wspólne zdjęcie i poklepiemy się po plecach, ale będzie to kosztowało tekę ministra, dwóch sekretarzy stanu i kilka pomniejszych synekur na dobry początek. Jeżeli strony klepną kontrakt, to już za nowej władzy te benefity zostają skonsumowane. Mam się za człowieka o sporej wyobraźni, rzadko kiedy coś mnie zaskakuje, ale wyobrażenie sobie Grzegorza Brauna jako szefa Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, albo Janusza Korwina Mikke jako pełnomocnika rządu do spraw równouprawnienia kobiet przekracza nawet moją wyobraźnię. Przesadzam? Być może, ale ostatnich kilka lat pokazało, że nie takie salta były kręcone na politycznej batucie. Wszystko jest możliwe.
Jak widać, nie ma faworyta w tym wyścigu - po pierwszej turze pole position zdobył Andrzej Duda, ale może okazać się, że to Rafał Trzaskowski będzie miał paliwo o wyższym oktanie i obaj miną metę "łeb w łeb". Rozstrzygnąć może fotokomórka…