"X" z odrobiną czujności
W Inowrocławiu wyborcy otrzymają cztery karty do głosowania - do rady miasta, rady powiatu, sejmiku wojewódzkiego i na prezydenta miasta. Na każdej z nich zaznaczyć należy tylko jednego kandydata i tylko na jednej liście wybranego komitetu wyborczego. Do tego miejsca nie wygląda to na jakoś szczególnie skomplikowane ani kontrowersyjne.
Przysłowiowe schody mogą się zacząć w chwili, w której będziemy chcieli swój wybór potwierdzić znakiem stawianym przy nazwisku wybieranej osoby. Przed nowelizacją, od 2011 roku obowiązywała zasada, że znakiem tym był "X" - nie krzyżyk, nie kropka, nie "ptaszek". Znak wyboru był jednoznacznie zdefiniowany i miało to znaczenie nie tylko dla wyborców, ale przede wszystkim dla komisji wyborczej, która zliczała głosy. Oczywiście wątpliwości co do ważności głosu pojawiały się, ale zwykle związane były z innymi okolicznościami, "X" raczej nie budził wątpliwości.
W zgodzie z aktualnie obowiązującymi przepisami znakiem tym są "co najmniej dwie linie, które przecinają się w obrębie kratki". Jak widać tradycyjny "X" spełnia te wymogi, ale przy okazji w tej definicji mieszczą się też inne kombinacje linii - krzyżyk, kratka, a nawet sierp i młot. To, jaką estetykę będzie miał stawiany znak zależy tylko od inwencji wyborcy, o ile spełni wymóg co najmniej dwóch przecinających się w kratce linii. Już należy współczuć członkom komisji zliczającej głosy - podpowiem, że warto zaopatrzyć się w szkła powiększające, żeby móc absolutnie wiarygodnie sprawdzać, czy "co najmniej dwie linie" przecinają się w "obrębie kratki".
Jednak to nie jest największa kontrowersja nowych przepisów. O wiele bardziej groźne są zapisy uznające za ważne wszystkie karty do głosowania, na których oprócz znaku postawionego przy wybieranym kandydacie pojawią się jakiekolwiek inne dopiski, znaki czy symbole. W obowiązujących dotychczas przepisach, takie karty do głosowania niejako "z klucza" uznawane były za nieważne - wszelkie dopiski, skreślenia czy oznaczenia decydowały o nieważności takiego głosu. W niedzielnych wyborach to ograniczenie nie będzie już obowiązywało.
Tylko pozornie nie stanowi to zagrożenia - możemy sobie wyobrazić dopisek "Zenek jest gupi" albo dorysowane kwiatek lub flagę, które zdecydowanie nie obniżają wartości znaku "X" postawionego przy nazwisku. Jednak nie tu leży problem. Usunięcie tych ograniczeń sprawia, że już po wrzuceniu głosu do urny, a właściwie po jego wyjęciu z niej po zakończonym głosowaniu, teoretycznie otwiera drogę do niebezpiecznych manipulacji. Absolutnie nie kwestionuję a priori uczciwości członków komisji wyborczych, ale trudno nie rozważać sytuacji, w której mogą pojawić się osoby, które zapewne w dobrze rozumianym iteresie swojej partii lub kandydata, będą chciały im odrobinę "pomóc".
Przy braku ograniczeń dopisywania czegokolwiek na karcie może zdarzyć się, że postawiony przez nas znak "X" w niejawnych okolicznościach zostaje zamazany, a jako wybrany zostaje oznaczony inny kandydat, którego wybierający uważał akurat za najsłabszego. I najgorsze w tym jest to, że będzie to właściwie nieweryfikowalne. Tylko protest wniesiony już po wyborach może doprowadzić do ponownego przeliczenia głosów i powtórnej ich weryfikacji. Jednak nawet wtedy będzie to zadanie bardzo trudne, bo na czym miałoby się opierać ewentualne potwierdzenie fałszerstwa, gdy przepisy po prostu je dopuszczają? Nie literalnie, ale jednak.
Oczywiście nie jesteśmy bezbronni, dzięki tak sformułowanym przepisom także wyborcy zyskują nowe możliwości. W Internecie bez problemu można znaleźć różne pomysły na to, jak swoją kartę zabezpieczyć przed manipulacją. Najprostszym wydaje się użycie własnego długopisu piszącego jakimś nieoczywistym kolorem. Jednak biorąc pod uwagę możliwość zamazania nawet tak napisanego znaku warto rozważyć uzupełnienie wszystkich pozostałych kratek na liście innym "niedozwolonym" symbolem, na przykład kółkiem lub kropką. Radykalnym pomysłem wydaje się propozycja zakreślania kratek innych kandydatów świeczką lub kredką świecową. Pomysłów jest jeszcze bardzo wiele i są równie inspirujące, ale najważniejsze jest to, że każdy taki głos będzie ważny.
Jakby dziwnie nie wyglądały opisane sytuacje, to nie powinny one przesłonić istoty problemu. Nowe przepisy kodeksu wyborczego dają członkom komisji wyborczych możliwość uznaniowego traktowania zliczanych głosów! Nie kwestionując ich uczciwości, to jednak od ich opinii będzie zależało, który głos uznają za ważny. Brak jednoznaczności, która wynikała z wcześniejszych przepisów sprawia, że nawet najuczciwszy członek komisji może nabrać wątpliwości przy liczeniu i swoją decyzję podejmie na podstawie swojego wrażenia, a nie jasnych kodeksowych wytycznych.
Wybierając się w niedzielę do komisji wyborczej warto mieć te kwestie na uwadze i jeżeli pojawią się jakiekolwiek wątpliwości, to już z góry być na tę okoliczność przygotowanym. Może faktycznie warto na wybory zabrać swój własny długopis piszący w kolorze np. poziomkowym z odcieniem granatu?