Inowrocław czekał na wskazanie osoby pełniącej funkcję prezydenta aż sześć tygodni. W tym czasie w ratuszu nazbierało się sporo spraw. Marek Słabiński zaczął nową pracę od tej priorytetowej.

- Podpisałem papiery, które były najważniejsze i dotyczyły uruchomienia środków na pomoc społeczną. To jest już załatwione. Udało się rzutem na taśmę, ale mam nadzieję, że dzięki temu uda się uspokoić ludzi, którzy na te pieniądze czekają. W środę od rana będę miał wiele spotkań. Niestety, jest wiele spraw zaległych, którymi właśnie jutro będę się zajmować – mówi w rozmowie z Ino.online.

Zanim jednak Marek Słabiński oficjalnie objął nowe stanowisko, od rana pracował nad przywróceniem gazu w mieście. - Mieliśmy spotkanie z wojewodą i sztab kryzysowy w sprawie awarii gazu. Jeszcze we wtorek o godzinie 22 mamy kolejne spotkanie, na którym będziemy podsumowywać dotychczasowe prace. Inowrocław jest napełniony gazem, a coraz więcej odbiorców ma przywrócone dostawy. Notabene, fizycznie dziś też to robiłem. Posiadam stosowne uprawienia i uruchomiłem kilka kotłowni - wyjaśnia.

Marek Słabiński zdaje sobie sprawę, że jego czas w fotelu prezydenta może być krótszy niż oczekiwałby tego premier, który powołał go na to stanowisko. Jeśli rząd Prawa i Sprawiedliwości nie uzyska wotum zaufania, władze w Polsce przejmie koalicja, a nowy premier będzie mógł wskazać inną osobę na jego miejsce. Do tego odniósł się już były prezydent Inowrocławia, Ryszard Brejza. W wydanym oświadczeniu stwierdził, że nowy komisarz był „w żenującej sprawie w konflikcie prawnym z Miastem Inowrocław” i obiecał, że jak tylko będzie taka możliwość, rząd koalicji wskaże innego komisarza.

- Nigdy nie byłem skonfliktowany z żadnym urzędem, tylko z panem Brejzą. To są dwie różne rzeczy. Pan Brejza oskarżył mnie kiedyś, że uliczną lampą, która znajduje się na miejskiej ulicy, oświetlam teren prywatny i w ten sposób kradnę prąd. Prokuratura tę sprawę, kolokwialnie mówiąc, wyśmiała. Nigdy nie usłyszałem słowa przepraszam, natomiast jesteśmy politykami, więc musimy mieć twardą skórę. Musimy być odporni na krytykę. Jedni będą nas lubić, a inni nie. Takie jest życie – mówi Marek Słabiński.

W roli komisarza Marek Słabiński spędził w urzędzie miasta dopiero jeden dzień. Wyciągnął wniosek, że będzie zarządzał nim inaczej niż jego poprzednik. - Pracownicy chodzą jak na szpilkach. Jak można zarządzać ludźmi w taki sposób? To niedopuszczalne. Tu powinna być przyjaźń. Zamierzam przyjechać do pracy na rowerze z aktówką i być takim samym urzędnikiem jak oni - tylko ja obejmuję całość, a inna osoba wycinek. Żegnamy się po pracy i każdy jedzie do siebie. Prezydent nie jest panem na zamku, tylko normalnym pracownikiem. Być może jestem na chwilę, ale takie zmiany zamierzam wprowadzić. Chcę mieć tu przyjaciół, a nie zastraszonych pracowników – powiedział nam Marek Słabiński.