W kuluarach inowrocławskiego ratusza słyszymy, że brak osoby pełniącej funkcję prezydenta Inowrocławia stanowi problem dla radnych. Niektórzy zwlekają chociażby ze składaniem interpelacji, w obawie o to, że komisarz długo nie odkopie się ze sterty papierów, które już od ponad miesiąca zalegają w ratuszu.

- W tej chwili to sekretarz czyta interpelacje i kieruje do odpowiednich wydziałów. Nie mam wątpliwości, że może to blokować pracę radnych. Nie mogliśmy też uchwalić budżetu, co jest dla Rady Miejskiej Inowrocławia sprawą priorytetową. Bardzo ciężko pracuje się bez włodarza. Nikt nie ma kompetencji, by podejmować kluczowe decyzje dla miasta - mówi nam Lidia Stolarska.

Innego zdania jest Marcin Wroński, który niedawno interpelował w sprawie dróg gruntowych, o czym pisaliśmy TUTAJ. - W pracy radnego nie odczuwam żadnych zmian związanych z faktem braku komisarza, podobnie jak nie odczuwają tego mieszkańcy naszego miasta. Nie spotkałem się jeszcze z głosem żadnego mieszkańca, który nie mógłby czegoś załatwić w urzędzie czy innych jednostkach. Polskie prawo i nasze przepisy lokalne regulują sprawę podziału kompetencji i do czasu powołania komisarza zdecydowaną większość spraw koordynuje sekretarz miasta. Nie rozumiem, czemu mają służyć ciągłe apele i budowanie strachu, że miasto miałoby się zawalić bez komisarza czy prezydenta. Tylko niecne przesłanki polityczne mogą kierować takimi działaniami, a na pewno nie troska o miasto - mówi nam radny.

Odniósł się także do procesu składania interpelacji. - Odpowiedź na interpelację musi być udzielona w ściśle określonym terminie i przygotowują ją odpowiednie komórki organizacyjne, a nie osobiście prezydent czy komisarz. Przykładem może być interpelacja w sprawie poprawy bezpieczeństwa przy szkole w Szymborzu, którą złożyłem 18 października, czyli trzy dni po wyborach, a odpowiedź uzyskałem 30 października podpisaną przez sekretarza miasta, czyli po 12 dniach, a więc szybciej niż odpowiadał były już prezydent Ryszard Brejza. On zazwyczaj trzymał odpowiedź do ostatniego dnia - dodaje Marcin Wroński.

Zobacz też: Inowrocław ciągle bez komisarza. T. Marcinkowski pisze do wojewody

Z kolei Dobromir Szymański za sytuację w inowrocławskim ratuszu obwinia wojewodę Mikołaja Bogdanowicza i premiera Mateusza Morawieckiego. To od ich decyzji zależy bowiem, kto w okresie przejściowym - od momentu wygaśnięcia prezydentury Ryszarda Brejzy do wyborów samorządowych w 2024 roku - będzie rządzić miastem.

- Cała ta sytuacja stała się patologiczna. Najpierw rząd zabierał miastu pieniądze, potem byliśmy wykluczani z programów rządowych. Teraz premier Morawiecki wraz z wojewodą Bogdanowiczem zwlekają z wyznaczeniem komisarza. Za co oni tak nienawidzą Inowrocław? Czy jest to odwet na mieszkańcach za pokazanie PiS czerwonej kartki? Możemy się tylko domyślać. Jeśli chodzi o pracę urzędu w tzw. międzyczasie - obecnie kończymy rok budżetowy, co z kolei rodzi obowiązek tegorocznego rozliczenia, ale i zaplanowania kolejnego roku. Bez racjonalnego komisarza zaplanowanie dobrego budżetu jest niemożliwe. A podstawą funkcjonowania miasta jest właśnie budżet. Bez osoby zarządzającej miastem jesteśmy w zawieszeniu - mówi radny.

Szymański obawia się, że do wyborów samorządowych nie będą podejmowane żadne inwestycje oraz decyzje, na których może zależeć mieszkańcom. - Po odejściu prezydenta Brejzy składałem już interpelację. Odpowiedzi na nią udzielił mi sekretarz miasta. Była to merytoryczna odpowiedź, jednakże brakowało w niej jednoznacznej deklaracji, zapewnienia inwestycji, czy chociażby wskazania pola współpracy. Nie czynię tutaj wyrzutu panu sekretarzowi - jak najbardziej go rozumiem. To nie jego rola być włodarzem miasta. Jako radni mamy obowiązek składać interpelacje, dbać o dobro mieszkańców i kontrolować pracę magistratu. Bez osoby faktycznie zarządzającej miastem jest to jednak niemożliwe. Za tę sytuację winę ponosi premier Morawiecki i wojewoda Bogdanowicz - dodaje.