Norbert Kobielski. Zapamiętajcie to nazwisko
22-letni sportowiec już w 2017 roku przez Przegląd Sportowy określony został "nadzieją skoku wzwyż". W lutym tego roku został mistrzem Polski w halowych zawodach w Toruniu. W marcu reprezentował nasz kraj podczas Halowych Mistrzostw Europy w Glasgow. Czy po blisko 30 latach od występu sztangisty Piotra Banaszaka w Barcelonie, na igrzyskach w Tokio w 2020 roku znów zobaczymy inowrocławianina?
Ino.Online: Czy pamiętasz swój pierwszy skok wzwyż? Zazwyczaj przygoda z tą dyscypliną sportu zaczyna się na zajęciach wf.
Norbert Kobielski: Tak, pamiętam. To było na lekcji wf-u pana Marcina Kozłowskiego. Miałem takie szczęście, że trafiłem na swojej drodze na samych nauczycieli z górnej półki, którzy raczej znali się na rzeczy. Można powiedzieć, że robili to z pasji, a nie traktowali tego jako zawód.
IO: Czy już wtedy zauważono Twoje predyspozycje?
Norbert Kobielski: Ogólnie skakałem cały czas w dal. W pewnym momencie właśnie doszła lekcja wf-u, na której mieliśmy zacząć skakać wzwyż. To była klasa czwarta podstawówki. Już na pierwszych zajęciach skoczyłem bodajże 1,30 m. Nauczyciel stwierdził, że to jest dużo lepszy wynik, niż to, co reprezentowałem w dal i że może spróbujemy tego. Spróbowaliśmy i tak wygrałem praktycznie cały cykl Czwartków Lekkoatletycznych. Kiedy startowałem z szóstoklasistami pojechałem na pierwsze zawody ogólnopolskie. W czwartej klasie zająłem trzecie miejsce na ogólnopolskim finale Czwartków Lekkoatletycznych i w piątej klasie powtórzyłem to samo.
IO: I stwierdziłeś, że chcesz zająć się tym na poważnie?
Norbert Kobielski: Do skoku wzwyż trafiłem zupełnie przez przypadek. Szukałem sobie miejsca w sporcie dosłownie wszędzie. Uprawiałem boks, siatkówkę, piłkę nożną, pływanie, a nawet taniec. Trafiłem do koszykówki. Zabawiłem dwa lata w juniorach Domino. Te czasy wspominam super. Później zachorował trener naszej grupy i nie miał kto prowadzić treningów. Postanowiłem spróbować kontynuować przygodę w Kasprowiczu, jednak tam było już za dużo ludzi, trzeba było na nowo te więzi zacieśniać. Wtedy trafiłem do skoku wzwyż.
"Przypomniałem sobie, że kiedyś skakałem, to dlaczego by teraz nie spróbować."
W drugiej gimnazjum skoczyłem 1,77 m i wygrałem z automatu zawody w powiecie. Pojechałem na pierwsze wojewódzkie, wygrałem je z taką super łatwością, bo drugi zawodnik odstawał jakieś 10-15 cm. Zostałem tam na dobre. Postanowiłem, że to będzie to. Kiedy mój trener Albin Grablewski zauważył we mnie talent i potrafił mi to wpoić, wtedy zaczęło mi się to podobać. Zacząłem to brać na poważnie. Chciałem być coraz lepszy.
IO: Pamiętasz swój pierwszy start w mistrzostwach Polski?
Norbert Kobielski: To była ogólnopolska olimpiada młodzieży. Zająłem 16 miejsce i nie wszedłem do finału. W sumie tak samo było teraz w Glasgow. Moje pierwsze seniorskie mistrzostwa i też byłem 16 i nie wszedłem do finału. Miałem wtedy takiego znajomego. On był w moim wieku i zdobył srebrny medal. Na przyszły rok już jechaliśmy razem na eliminacje europejskie do igrzysk olimpijskich młodzieży. Wtedy wygrał ze mną i jakoś tak po prostu powiedziałem mu, że "ostatni raz ze mną wygrałeś". To był dla mnie strzał w kolano, bo wchodziła pierwsza piątka na dalsze igrzyska młodzieży, czyli największą imprezę, jaka jest akurat do tego wieku, a ja byłem 6. Akurat on mnie wtedy wyprzedził. Obiecałem mu, że już w następnych mistrzostwach Polski wygram ja i tak się stało.
IO: Od którego momentu zacząłeś profesjonalne treningi?
Norbert Kobielski: Do kadry narodowej trafiłem już po roku trenowania, takiego radosnego można powiedzieć. Wtedy już zaczęły się obozy. Treningi 5 razy w tygodniu, a na obozach 6 albo 7 razy w tygodniu po 2 razy dziennie.
IO: Częściej trenujesz w MKS Inowrocław, czy w kadrze narodowej?
Norbert Kobielski: W MKS nie mam już trenera. Trenowałem u trenera Darka Niemczyna, świetnego fachowca, ale kiedy już trafiłem do kadry narodowej seniorskiej, zacząłem mieć 200-250 dni obozowych w roku i byłem cały czas pod opieką trenera kadrowego. Będąc w porządku musiałem go zmienić jakby na papierze i zostałem właśnie podopiecznym trenera Lecha Krakowiaka z Łodzi. Jego wychowankiem jest zresztą Sylwester Bednarek, czyli brązowy medalista mistrzostw świata i mój największy idol od lat dzieciństwa, z którym akurat miesiąc temu wygrałem na mistrzostwach Polski.
IO: Ale nadal jesteś członkiem MKS Inowrocław.
Norbert Kobielski: Tak i mam nadzieję, że już zawsze będę, mimo że są problemy, bo wiadomo, że problemy finansowe w takim mniejszym mieście mogą być większe, niż w większych miastach. Jednak udaje nam się podpisywać jakieś umowy sponsorskie, właściwie podpisałem pierwszą w Inowrocławiu i drugą w moim życiu. Aktualnie jestem objęty opieką sponsorską Inowrocławskich Kopalń Soli Solino S. A. To, co daje miasto, to jedynie miejsce, w którym mogę trenować. Może nie korzystam z tego ze względu na to, że jestem cały czas na obozach i mieszkam w Bydgoszczy, bo tam studiuję. Wykorzystuję cały kompleks sportowy Zawiszy Bydgoszcz.
IO: Czyli na stadionie w Inowrocławiu raczej Cię nie spotkamy?
Norbert Kobielski: Głównie latem.
"Inowrocław to jest mój taki azyl. Tutaj czuję się po prostu jak w domu. Gdziekolwiek nie pojadę, to mi brakuje właśnie tego uczucia."
IO: Większość czasu spędzasz na zgrupowaniach. W jakich miejscach?
Norbert Kobielski: Zazwyczaj są to Szczyrk, Zakopane i Spała. Tam mamy halę, świetne warunki do trenowania, regeneracji. Mamy super bazę rehabilitacyjną, fizjoterapeutów, tak naprawdę niczego nam tam nie brakuje. Raz do roku przed sezonem lecimy na obóz klimatyczny. W kwietniu zazwyczaj do Alicante w Hiszpanii.
IO: Ile dni w roku łącznie jesteś poza domem wliczając starty, zgrupowania, dojazdy?
Norbert Kobielski: Myślę że około 300 dni albo nawet więcej.
IO: Czy jest to mocno uciążliwe w normalnym życiu?
Norbert Kobielski: Na pewno przeszkadza w nauce. Byłem zmuszony wziąć na ten rok urlop dziekański, ze względu na to, że w zeszłym roku odniosłem kontuzję, które przekreśliła mój start w letnich mistrzostwach Europy seniorów. Skoczyłem minimum kwalifikacyjne, następny skok w tym samym konkursie już był na rekord życiowy 2,30 m i naderwałem więzadło trójgraniaste w stopie. To wyłączyło mnie praktycznie na pół roku ze skakania na wysokim poziomie, bo przez pół roku odczuwałem ból.
IO: Jak zatem pogodzić życie prywatne, naukę i tyle dni poza domem?
Norbert Kobielski: Jest ciężko, ale w tym roku muszę jakby udowodnić sobie i podbudować swoje ego. Muszę dać w tym sezonie jeszcze więcej z siebie, dlatego ten urlop dziekański. Z rodziną widzę się bardzo rzadko, przyjadę tutaj raz na dwa tygodnie, na jeden do dwóch dni albo raz na miesiąc, potem wracam do Bydgoszczy, do narzeczonej. Nie jest łatwo.
IO: Twoja narzeczona też uprawia sport.
Norbert Kobielski: Tak, trenuje w Zawiszy Bydgoszcz. Biega, skacze...
IO: Czy w wolnym czasie rozmawiacie tylko o sporcie, czy macie inne tematy?
Norbert Kobielski: My żyjemy sportem. Od zawsze. Poznaliśmy się na pierwszym zgrupowaniu kadry wojewódzkiej i od tamtej pory już jesteśmy razem. Agata bardzo żyje tym co ja robię, zawsze mnie wspiera, a jeśli coś spieprzę, to dostaję od niej cięgi. (śmiech) Trener personalny, czasami dietetyki, psycholog sportowy.
IO: Czy w Twojej dyscyplinie sportu dieta ma duże znaczenie?
Norbert Kobielski: Nie trzymam się żadnej diety, po prostu liczę kalorie. Jeśli jestem w sezonie, mam określoną wagę, którą muszę mieć, przy której skacze mi się najlepiej i staram się osiągnąć tę wagę. Wiadomo, że jak na zgrupowaniach trenuję czasem dwa razy dziennie plus jakieś wyjścia na spacery, to potrzebuje zdecydowanie więcej. Zdarza się, że jednego dnia spalam 4-5 tys. kalorii, na przykład po wejściu na Giewont.
IO: Czy udział w marcowych Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow był dla Ciebie jak dotąd najważniejszy w karierze? Byłeś w gronie 31 najlepszych polskich lekkoatletów w seniorskiej kadrze narodowej.
Norbert Kobielski: W 2017 roku wziąłem udział w drużynowych mistrzostwach Europy we Francji, gdzie zajęliśmy 2 miejsce. Tamte zawody były podobnej rangi, ale wiadomo, tam była drużyna, a tutaj start indywidualny.
IO: Spodziewałeś się, że pojedziesz do Glasgow?
Norbert Kobielski: Raczej się tego nie spodziewałem, bo nie skoczyłem minimum. Dużo mi do niego brakowało, bo było to 2,26 m i 2,27 m "pezetelowskie". Na papierze brakowało 5 cm, ale działacze widzieli moje skoki na 2,27 m i one były naprawdę minimalnie strącane. A że minimum miałem skoczone latem, to europejski związek zaakceptował wynik ze stadionu.
IO: Jaki cel stawiałeś sobie na te mistrzostwa. Czy było to określone miejsce, czy wysokość?
Norbert Kobielski: Przede wszystkim chciałem być w finale. Cały czas myślałem, że finał to jest pierwsza dwunastka, tak jak na stadionie, ale trochę się zdziwiłem, bo okazało się, że do finału na hali wchodzi ósemka. Wtedy pomyślałem, że chciałem być w pierwszej dziesiątce, ale nie ukrywałem, że byłem w stanie skakać 2,27 m i wyżej, więc dlaczego nie walczyć o medale. Zresztą same wyniki medalowe pokazały że 2,26 m wystarczyło na srebro. A 2,22 m to już było czwarte miejsce, więc były tam naprawdę realne szanse, żeby walczyć o medal.
IO: Ostatecznie skoczyłeś 2,10 m, co dało ostatnie miejsce w kwalifikacjach i brak możliwości skakania w finale. Co się stało?
Norbert Kobielski: To mój najgorszy wynik na hali od 3 lat. Czasem za juniora skakałem wyżej.
"Wstałem rano, czułem się po prostu jak bóg. "To jest mój dzień, pierwsza dziesiątka to na spokojnie, nie ma się nawet czym martwić."
Tak samo na rozgrzewce. Wszyscy truchtają, a ja już byłem po rozgrzewce, usiadłem, spokojnie, włączyłem sobie muzykę, czekałem tylko aż nas wyprowadzą i robimy swoje. Wyszło tak, że wyprowadzili nas na skocznię, oddałem super skoki próbne. Tam były wysokości 2,10 m i 2,15 m i przelatywałem je z ogromnym zapasem. Zanim nas wyprowadzą i przedstawią, jest czas na to, żeby puścić biegi, bo mój rozbieg rozpoczynał się na bieżni i musieliśmy czekać, aż przejdzie cały bieg, żeby zacząć skok. Po pierwszej wysokości 2,10 m zauważyłem, że mam troszkę za daleko, bo nogi się zastały i muszę przybliżyć rozbieg, żeby odbić się po prostu w odpowiednim miejscu. Potem po 40 minutach zastałem się jeszcze bardziej. Przyszła wysokość 2,16 m. Oddałem pierwszy skok z ogromnym zapasem, ale spadłem na poprzeczkę, bo odbiłem się za daleko.
Mówię "dobrze, przesuwamy to". Podszedłem do trenera. Nie był to mój trener, z którym trenuję na co dzień, tylko szef bloku skoków, który zazwyczaj zajmuje się skokiem w dal. Powiedziałem trenerowi, że mam trochę za daleko, jak dla mnie. Trener powiedział mi co źle robię, że biegam za nisko, że krok mam za długi, a ja raczej jestem taki, że jak nie chcę słuchać rad, to one podświadomie i tak mi wchodzą w głowę, a ja muszę robić po prostu swoje. Zaczął się mętlik w głowie. Skoro trener mówi, że robię coś źle, znaczy że tak jest. No to zaczynają się kombinacje. Zmiana kroku biegowego, zmiana prędkości, robienie wszystkiego zamiast luźno, to na siłę.
"Nawet nie zdążyłem zrozumieć, że po prostu odpadłem. Nawet nie byłem zdenerwowany, czy smutny. Usiadłem, pooglądałem sobie konkurs, jakoś nie docierało do mnie, co się stało."
IO: Czyli powodem słabego występy było to, że źle wymierzyłeś rozbieg?
Norbert Kobielski: Rozbieg był super wymierzony. Kiedy byłem rozgrzany oddawałem super skoki, ale po przerwie nie ma już tego gazu i trzeba troszkę przybliżyć, żeby to miejsce odbicia było takie samo, jak przy tym dalszym rozbiegu. Niestety odbiłem się za daleko od poprzeczki. Najgorsze jest to, że to właśnie stało się na takich mistrzostwach. Ale trudno, nauka na przyszłość.
IO: W październiku w Katarze odbędą się mistrzostwa świata seniorów. Wybierasz się tam?
Norbert Kobielski: Trzeba skoczyć minimum kwalifikacyjne. Tak jak mówię, 2,30 m nie jest już dla mnie problemem od dwóch lat, ale w zeszłym roku kontuzja mi na to nie pozwoliła.
IO: Jak wygląda kalendarz pozostałych imprez na ten rok?
Norbert Kobielski: Wcześniej są jeszcze mistrzostwa Europy młodzieżowców do 23 lat we Włoszech. Jest uniwersjada, czyli igrzyska olimpijskie dla studentów. W Bydgoszczy drużynowe mistrzostwa Europy. Jak uda mi się zrobić szkolenie do tego czasu, to chciałbym jeszcze wystartować w igrzyskach wojskowych. Bardzo mnie interesuje etat sportowy w wojsku i reprezentacja jednostki.
IO: Czy jako swój największy sportowy cel wymienisz igrzyska olimpijskie?
Norbert Kobielski: Tak i mam nadzieję, że spełni się w przyszłym roku. Mam nadzieję, że nie skończy się tylko na wyjeździe, ale co najmniej na finale.
"Trzeba stawiać sobie poprzeczkę wysoko. Mam ogromne możliwości, jeśli chodzi o motorykę, jestem już zawodnikiem kompletnym, tylko cały czas kurczę ta technika."
Ja jestem taki, że za dużo kombinuję. Jak coś jest dobrze, ja chcę to zrobić jeszcze lepiej i wychodzi najgorzej, jak się da. Na igrzyska będę miał 23 lata, także myślę, że będę w szczycie formy. To optymalny wiek, ale jak będę miał 27 lat na kolejne igrzyska może być jeszcze lepiej.
Norbert Kobielski: 2,26 m (2017),
Polski - Partyka: 2,38 m (1996),
świata - Sotomayor: 2,45 m (1993)
IO: Od 1993 roku rekordzistą świata w skoku wzwyż jest Kubańczyk Javier Sotomayor. Czy uważasz, że w najbliższym czasie ten niezwykle wyśrubowany wynik 2,45 m jest do pokonania?
Norbert Kobielski: Pretendentem do pobicia tego rekordu był Katarczyk Mutaz Essa Barshim. Wiele razy atakował 2,46 m, miał super skoki na 2,43 m, ale w ostatnim sezonie odniósł kontuzję i nie wiem, czy będzie w stanie powrócić do takiej formy.
IO: A czy jesteś w stanie w przyszłości zaatakować rekord Polski Artura Partyki wynoszący 2,38 m?
"To już jest ogromny wynik, chociaż wiele osób widzi we mnie pretendenta do pobicia tego rekordu."
Mój serdeczny przyjaciel Dariusz Bednarski, który jest weteranem, teraz ma chyba 65 lat i nadal skacze techniką przerzutową, jest mistrzem świata weteranów, on mi zawsze powtarza, że rekord Polski może kiedyś należeć do mnie. Tak samo mówią organizatorzy Opolskiego Festiwalu Skoków, więc dlaczego nie? Każdy chce być najlepszy i ja również. Oczywiście nie uważam, że aktualnie to się może zdarzyć, bo to jest dla mnie jakaś odległa galaktyka, ale kiedyś chciał bym na pewno chociaż zaatakować.
IO: Jak to w ogóle jest możliwe, że człowiek jest w stanie skoczyć znacznie więcej, niż wynosi jego wzrost? W czym tkwi sekret?
Norbert Kobielski: Mistrzem jest tutaj Stefan Holm który ma 1,81 m, a skakał 2,40 m. Liczy się siła, skoczność, ale przede wszystkim fizyka. Nawet jak rzuci się patyk pod odpowiednim kątem, to on przeleci nad poprzeczką.
IO: W której fazie skoku już wiesz, że uda Ci się nie strącić poprzeczki?
Norbert Kobielski: W połowie rozbiegu. Nawet trenerzy już wtedy widzą, czy skok będzie poprawny, czy nie. 80% sukcesu to dobrze pobiec na rozbiegu.
IO: Co jest najtrudniejsze dla młodej osoby, która zastanawia się, czy na poważnie zająć się sportem?
Norbert Kobielski: Na pewno jest strach. Czasem trzeba wyjechać do większego miasta, żeby poszerzać horyzonty. Ja też się bałem.
"Miałem wiele ofert stypendialnych od różnych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych. Chcieli mnie ściągnąć do siebie."
IO: Czyli zostałeś przez nich zauważony?
Norbert Kobielski: Tak. Każda uczelnia w Stanach ma swoich ludzi, którzy jeżdżą po różnych krajach, mitingach, obserwują i potem ściągają najlepszych do siebie. U nich najważniejsze są rozgrywki szkolne, później już jest tylko zawodowstwo. Ja przestraszyłem się wizji samotnego wylotu na drugi koniec świata. Wracając do pytania, jeśli masz trenera w innym mieście, który dobrze do ciebie trafia, to poświęć się, zmień szkołę, cokolwiek, żebyś miał go na co dzień. Nie można też się zrażać porażkami. Z wiekiem to rozumiem. Kiedyś liczyła się tylko wygrana i nawet kiedy wracając po kontuzji zdobyłem srebrny medal, to było dla mnie ogromną porażką i nie chciałem wyjść na podium. Tak nie można robić, bo porażki są nieodzowną częścią sportu i nie da się ich uniknąć.
IO: Czy młody sportowiec w Polsce nie musi martwić się o kwestie finansowe?
Norbert Kobielski: Najgorsze są chyba lata między 20 a 23 rokiem życia, kiedy trzeba wyjechać na studia, znaleźć mieszkanie i zdecydować, czy lepiej opłaca się trenować za jakieś stypendium, czy iść do pracy, zacząć się uczyć i zapomnieć o sporcie. Bo nie oszukujmy się, stypendia w wysokości 350-400 zł miesięcznie nie są wystarczające.
IO: A na jakim poziomie musi być sportowiec w lekkiej atletyce, żeby móc utrzymać się tylko ze sportu?
Norbert Kobielski: To zależy, jak obsadzone są konkurencje. W biegu przez płotki mamy czwórkę, piątkę super zawodników. Jeśli jest się w tym gronie, można już spokojnie sobie trenować. Teraz ruszyło dla młodych zawodników "Team100". Nazywają to elitarnym gronem młodych sportowców, którzy szykują się na igrzyska olimpijskie.
IO: Czy znalazłeś się w tym gronie?
Norbert Kobielski: Udało mi się dostać do tego grona w ubiegłym roku. To bardzo pomaga, bo to jest kwota 40 tys. złotych rocznie.
Dostajemy na wszystkie wyjazdy, możemy z tego opłacać mieszkanie i praktycznie wszystko, co jest nam potrzebne do sportu. Nie muszę się już martwić, tylko żyję sobie spokojnie. Trzeba też łapać sponsorów, ale z tym jest najciężej w małych miastach. Wydawało mi się, że jeśli będzie się rodzynkiem w małym mieście to będzie łatwiej, ale okazuje się, że jest bardzo trudno.
IO: Czy dostajecie wynagrodzenie podczas pobytu na zgrupowaniach?
Norbert Kobielski: Nie, plusem zgrupowań jest to, że mamy gdzie trenować, mamy nocleg, wyżywienie. To, co zyskujemy to forma i przygotowanie. Nie zyskujemy jeśli chodzi o pieniądze. Głównym utrzymaniem sportowca są stypendia. To zależy od miasta. Czasem wynoszą one 3 tys. złotych miesięcznie za medal mistrzostw Polski juniorów, a czasem 200 zł miesięcznie. Jest duży rozstrzał.
IO: A jak jest w Inowrocławiu?
Norbert Kobielski: Do tej pory dostawałem z Urzędu Miejskiego w Inowrocławiu 350 zł miesięcznie. Są jeszcze stypendia ministerialne. Za medal na imprezie międzynarodowej dostaje się stypendia od ministra. Są też z uczelni. Mi oczywiście nie udało się tego zdobyć, bo przez zagapienie miałem jeden wpis warunkowy i to mnie skreśliło z walki o stypendium rektora. Dużym źródłem zarobków dla sportowca są oczywiście wygrane.
IO: Czyli wygląda na to, że w wieku około 20 lat polscy sportowcy nie mają łatwo. W USA pewnie nie musiałbyś się martwić o kwestie finansowe.
Norbert Kobielski: Zdecydowanie. Jeden z moich znajomych na tą Amerykę się zdecydował i mieszka tam już drugi rok. Żyje mu się jak pączkowi w maśle. Praktycznie po samym przylocie odnowiła mu się kontuzja kolana. Z automatu zrobili mu operację na jedno i na drugie kolano.
"Zastrzyki po 20 tys. złotych to u nich rzecz normalna. Sama uczelnia dysponuje około 20 mln dolarów na sport. To są inne realia. Tutaj mamy troszkę ciężej."
IO: Wracając na krajowe podwórko, krajowa kadra skoczków wzwyż to raczej młodzi zawodnicy. To daje nadzieje na dobre wyniki w najbliższych latach?
Norbert Kobielski: Tak, seniorem jest tak naprawdę tylko Sylwester Bednarek. Mieliśmy niesamowitą ekipę juniorów. Kiedy ja zacząłem skakać, robiliśmy wyniki, które wcześniej się nie zdarzały. Na ogólnopolskiej olimpiadzie młodzieży potrafiliśmy zrobić wyniki złoto 2,12 m, srebro 2,12 m, 2,04 m brąz i 2,04 m czwarte miejsce, gdzie mieliśmy po 16 lat. Już w wieku 18 lat skoczyłem 2,20 m na hali. Srebro to było 2,16 m i 2,14 m brąz. Teraz najlepszy wynik na mistrzostwach Polski juniorów, to było bodajże 2,04 m. My jesteśmy tą przyszłością. Jesteśmy mocnym rocznikiem.
IO: Kiedy będzie można cię spotkać w Inowrocławiu?
Norbert Kobielski: Obiło mi się o uszy, że władze chcą się spotkać ze mną w sprawie zrobienia mitngu skoku wzwyż. Nie wiem, czy chcieliby na Rynku po prostu rozstawić tartan, bo takie mitingi też są. Wtedy ja pewnie musiałbym się zająć zaprosić gości z Polski albo Europy. To zależy, jakimi funduszami będą dysponowali. Może uda się to zorganizować w przyszłym roku.
IO: Dziękujemy za rozmowę.
Norbert Kobielski: Dzięki.
(fot. Tomek Kasjaniuk, archiwum rozmówcy)