Kickster na wywiadzie: jestem samoukiem
Słynie z niewybrednego języka, dużego poczucia humoru i oryginalnego montażu. Sebastian mieszka w Toruniu, a jego narzeczona pochodzi z Kruszwicy. Nasz rozmówca przyznał, że "od kiedy poznał swoją narzeczoną, Inowrocław jest mu bliski", a dzięki obwodnicy może szybciej dotrzeć do jej rodziny.
Ino.online: Czy pamiętasz dzień, w którym postanowiłeś nagrać pierwszy materiał na YouTube'a?
Kickster: Nie. (śmiech) To był spontaniczny pomysł. Działałem w Internecie już wcześniej, próbowałem zarabiać, interesowałem się inwestycjami. W końcu przyszedł taki moment, że chciałem zrobić coś nowego. Pomyślałem: może YouTube?
IO: Od razu wiedziałeś, że chcesz nagrywać o motoryzacji?
Kickster: Nie, początkowo kanał miał poruszać różne ważne dla mnie tematy: m.in. samochody, politykę, czy bieżące wydarzenia w kraju. Po pierwszych dwóch odcinkach, które dotyczyły motoryzacji stwierdziłem, że odbiór jest na tyle pozytywny, że może warto skupić się tylko na tej kwestii. Motoryzacja zawsze była mi bardzo bliska, ale nie sądziłem, że kiedyś zostanę „ZnaFcą”. (śmiech)
IO: Czy wcześniej miałeś jakiś związek z tą dziedziną?
Kickster: Nie, jestem samoukiem. Zanim zacząłem prowadzić kanał, miałem 13 samochodów – nic specjalnego, każdy z nich kosztował nie więcej niż tysiąc złotych. Jeżdżąc takimi autami zdobywa się pewne doświadczenie – kiedy na letnich, łysych oponach wjeżdżasz w zaspę śniegu, w której jeszcze coś się psuje i kolega musi cię z tej zaspy najpierw wyciągnąć, a później odholować do mechanika, to pozostawia pewne przemyślenia, którymi teraz mogę się dzielić z moimi widzami w Internecie. (śmiech)
IO: Jakie to były auta?
Kickster: Głównie ople. Miałem także cinquecento, w którym dachowałem jako pasażer. Był ford escort, którego bardzo miło wspominam – miałem go sześć miesięcy i otworzyłem maskę tylko dwa razy: żeby sprawdzić czy jest silnik i gdy zakładałem car audio.
IO: Pierwszy film opublikowałeś 19 grudnia 2015 roku. Spodziewałeś się, że po nieco ponad trzech latach od tamtego momentu osiągniesz 600 tysięcy subskrypcji?
Kickster: Nie, myślałem, że zrobię sto odcinków i wtedy ktoś mnie zauważy i zaprosi do współpracy. Jakaś redakcja lub stacja radiowa, w której będę mógł opowiadać różne historie. To był mój cel. Nie sądziłem, że YouTube może być sposobem na życie. Co więcej, okazało się, że już po dziesięciu filmach zyskałem tylu odbiorców, że zacząłem rozważać zwolnienie się z pracy. Chciałem mieć czas, żeby w pełni zająć się składaniem filmów.
IO: Z jakiej pracy zrezygnowałeś?
Kickster: Byłem pracownikiem fizycznym, pracowałem na trzy zmiany w zakładzie produkcyjnym. Zrezygnowałem w kwietniu 2017 roku i od tej pory utrzymuję się tylko z YouTube’a.
IO: Ile trzeba mieć w Polsce subskrypcji albo wyświetleń, żeby móc zrezygnować z pracy?
Kickster: To zależy, z czego się utrzymujesz. Możesz mieć kanał, który posiada 20 tys. subskrypcji, ale dostawać lokowania produktów od dużych firm. Możesz też mieć 600 tys. subskrypcji jak ja i żyć ze stawek, jakie YouTube wypłaca za wyświetlenia oraz reklamy, ale nie są one bardzo wysokie. Największe kwoty otrzymuje się od dużych firm, dla których tworzysz filmy dedykowane. W moim przypadku jest to bardzo trudne, firmy często boją się m.in. wulgarnego słownictwa. Te, które decydują się na współpracę ze mną rozumieją rynek i wiedzą, że nie wszystko można przedstawić w „poukładany” sposób, czasami trzeba rzucić k...ą.
IO: Nie zastanawiałeś się, żeby przestać nimi rzucać i dzięki temu mieć lepsze zlecenia?
Kickster: Przeszło mi to przez myśl, ale nie mogę udawać kogoś, kim nie jestem. Straciłbym wtedy swoją autentyczność, za którą docenili mnie widzowie.
IO: Czy internauci nie wytykają Ci, że za dużo przeklinasz?
Kickster: Często zdarza się, że ktoś pisze w komentarzach, dlaczego przeklinam. Nie oszukujmy się. Każdy Polak od czasu do czasu musi sobie rzucić k...ą czy c....m. Jedni mniej, drudzy więcej i to nawet na najwyższych szczeblach. Wiadomo, że inaczej pisze się maile, inaczej udziela wywiadu, a jeszcze inaczej wygląda to w mowie codziennej. I to jest chyba największa siła mojego kanału. Pokazuję, że zwykłą mową można przekazać bardzo ważne informacje.
IO: YouTube od pewnego czasu oferuje w Polsce wspieranie twórców przez stałe, miesięczne wpłaty. Czy w Twoim przypadku ta możliwość cieszy się powodzeniem?
Kickster: Nie. YouTube wprowadzając taką opcję zakładał, że 1% widzów będzie wpłacał pieniądze w taki sposób. Realnie wyszło ok. 0,1%, ale też nie u wszystkich twórców. W moim przypadku byłoby to ok. 600 osób, a niestety tak nie jest. Może wynika to z faktu, że nie promowałem mocno tego rozwiązania, zrobiłem jeden film, po którym wsparły mnie osoby, które robią to zawsze. Może powinienem podpromować trochę tę opcję, ale z drugiej strony, czy jest mi to aż tak bardzo potrzebne? Pieniądze od „wspieraczy” przeznaczam głównie na nowy sprzęt – aparaty, mikroporty, gimbale, itp. Widzowie, którzy wpłacają jakieś drobne kwoty, nie oczekują z tego tytułu żadnych profitów. Płacą, bo widzą, że robię dobrą robotę.
IO: Na początku wspomniałeś, że planowałeś nagrywać materiały poświęcone politykom. Chyba coś z tego zostało, bo w twoich filmach pojawiają się zdjęcia znanych osób ze świata polityki, ale delikatnie mówiąc, w nie do końca korzystnym świetle.
Kickster: Owszem, przeważnie są to politycy, ale generalnie chodzi o osoby, za którymi prywatnie nie przepadam. W ten sposób mogę w moich filmach przemycić trochę własnych odczuć.
IO: Nie boisz się, że którejś z tych osób to się może nie spodobać?
Kickster: Do tej pory nie miałem z tego powodu żadnych problemów. Wszystko zależy od tego, jakiej interpretacji dokonałby sąd – czy jest to satyra czy nazywanie rzeczy po imieniu. (śmiech) Myślę, że sami zainteresowani często się tym nie przejmują, nie jestem przecież jedyną osobą, która ich ocenia. Może kiedyś, gdy osoby, które prezentuję, będą już świętej pamięci, ich dzieci albo wnuki stwierdzą, że jest to obraza ich najbliższej rodziny, ale na razie się tym nie przejmuję. Staram się też trochę wycofywać z używania wizerunku, nie działam już tak dosłownie. Z polityką jest trochę jak z beczką: układasz w niej wszystko warstwami, a po kilku latach odwracasz ją do góry nogami i ci, którzy pięć lat temu byli tymi złymi, teraz są w porządku. Jak zaczynałem nagrywać, to 90% osób zgadzało się z moimi poglądami, teraz jest ich połowa, a za chwilę będzie jeszcze mniej.
IO: Dzięki jakim cechom udało Ci się odnieść sukces w internecie?
Kickster: Przede wszystkim dlatego, że jestem sobą, nikogo nie udaję. Nie jestem jedną osobą w życiu codziennym, a drugą przed kamerą. Jestem autentyczny i ludzie to doceniają. W ciągu trzech lat działalności na YouTube'ie bardzo się rozwinąłem. Kiedy widzowie zwracali mi uwagę na jakieś błędy, np. językowe, to wyciągałem z tego wnioski. Nowe odcinki są coraz bardziej dopracowane, nie tylko pod kątem błędów, ale także jakościowo. Nawet jeśli zdarzy mi się pomylić, coś źle sprawdzić, to potrafię się do swojego błędu przyznać. W końcu każdy jest tylko człowiekiem i ma prawo się mylić. I te słabości są też paradoksalnie moją siłą. Ludzie widzą, że po drugiej stronie ekranu nie pracuje sztab ludzi nastawiony na wyświetlenia, tylko zwyczajny człowiek, który poświęca dużo czasu, żeby coś dla swoich widzów przygotować.
IO: W jak szybkim tempie rośnie Twój kanał?
Kickster: Nie mam już takich dużych przyrostów subskrypcji jak na początku, ale cały czas pojawiają się nowi widzowie. Na zlotach wciąż podchodzą po zdjęcia, proszą o autografy, kupują naklejki, kubki i inne gadżety. Widzą, że w siebie inwestuję. W momencie, kiedy startowała seria „Kickster jedzie”, nie miałem obycia z kamerą, średnio mi szło. Teraz odcinki są na poziomie telewizyjnym, a może nawet szczebel wyżej pod kątem merytoryki, obrazu, dźwięku.
IO: Jednym z Twoich znaków rozpoznawczych jest oryginalny montaż, zwłaszcza w serii "Kickster MotoznaFca". Ile czasu poświęcasz na jeden odcinek tej najbardziej wyczekiwanej przez widzów serii?
Kickster: Bardzo dużo. Najtrudniejsze w montażu MotoznaFcy jest umieszczenie jak największej ilości informacji, ale w taki sposób, żeby można było się też pośmiać. Nie można ciągle powielać tych samych żartów. Trzeba je gdzieś znaleźć, wymyślić, przerobić. Poza tym, każdy samochód jest inny, nie można się z nich śmiać w ten sam sposób. O BMW czy golfie można wstawić dwa memy i już jest zabawnie. Kiedy pojawia się mniej znany samochód, jak np. volvo V40, to człowiek, który nie interesuje się motoryzacją, często nie wie nawet, co to jest za auto. Wtedy trzeba zrobić odcinek, w którym przedstawi się wszystkie dane techniczne w sposób nie dość, że ciekawy, to jeszcze śmieszny. Nie jest to takie proste i zajmuje dużo czasu. Później dochodzi jeszcze kwestia montażu. O ile zdjęć golfów czy wspomnianych już wcześniej „beemek” jest mnóstwo, o tyle np. gdy szukasz konkretnego silnika volvo V40, zajmuje to ok. 15 minut, z czego na filmie jest on widoczny przez dwie sekundy. Treść najnowszego odcinka o volvo V40 zajęła 14 stron w Wordzie… Podsumowując, przy tworzeniu odcinka potrzebuję około tygodnia, żeby zebrać i zweryfikować informacje, dwóch-trzech dni, żeby napisać odcinek - wszystko zależy od weny, dzień lub dwa na nagranie dźwięku i aż około trzech tygodni na montaż dzień w dzień.
IO: Czy ciągle sprawia Ci to przyjemność, czy praca youtubera nie jest tylko lekka, łatwa i przyjemna?
Kickster: Oj, czasami się wk.....m. (śmiech) Najgorsze jest to, że podczas montażu musisz siedzieć i szukać. W trakcie składania odcinka potrafię być bardzo zły, jednak kiedy publikuję już gotowy materiał, czuję dumę i satysfakcję. Po prostu wiem, że zrobiłem dobrą robotę. Miałem tak na przykład z odcinkiem o systemach bezpieczeństwa. Poświęciłem na niego prawie półtora miesiąca życia. Doszukałem się wielu bardzo ciekawych informacji, a liczba wyświetleń nie spełniła moich oczekiwań – pół miliona, gdzie filmy z serii „Lista Kickstera” mają prawie milion. Za to doceniło go środowisko instruktorów techniki jazdy. Powiedzieli, że w bardzo prosty sposób wytłumaczyłem bardzo trudne rzeczy. To jest moja nagroda za wysiłek, jaki włożyłem w jego przygotowanie. Dzięki niemu także uczęszczam teraz na kurs instruktora doskonalenia techniki jazdy.
IO: W Toruńskiej Akademii Jazdy?
Kickster: Tak, jej pracownicy stwierdzili, że muszę być instruktorem. Nawet jeśli nie będę zajmował się tym zawodowo, to nikt nie będzie mógł mi zarzucić, że nie znam się na technikach jazdy. Jeśli zawodowy kierowca rajdowy, Bogusław Bach, którego serdecznie pozdrawiam, mówi, że tego odcinka nie można było zrobić lepiej, to czuję ogromną satysfakcję. Jeśli chociaż jedna lub dwie osoby po obejrzeniu tego filmu zaczną hamować awaryjnie, to ja już uznam to za swój mały sukces.
IO: W serii "Kickster jedzie" miałeś okazję prowadzić bardzo różne auta. Który wspominasz najlepiej?
Kickster: Zdecydowanie porsche 911. Dopóki nie przejedziesz się tym autem, to uważasz, że każda generacja wygląda tak samo – jak garbus. Po pierwszej przejażdżce 911 nie ma już innego auta. Ten samochód jest perfekcyjny i tak naprawdę do wszystkiego. Możesz nim pojechać na zakupy, na tor czy w trasę po autostradzie. Nie tylko 911 jest takim wspaniałym autem, także porsche cayman czy panamera, z której śmieję się za wygląd, świetnie się prowadzą.
IO: Co pojawi się w Twoim garażu po omedze i MX-5?
Kickster: Omegi na pewno nigdy nie sprzedam. Bardzo podoba mi się kia stinger, chciałbym, żeby w niedalekiej przyszłości pojawiła się w moim garażu.
IO: Z V6 pod maską?
Kickster: Tak, chciałbym silnik 3.3 V6, ale to zawsze zwiększa koszty, więc wszystko okaże się w przyszłości, bliższej lub dalszej.
IO: Jak radzisz sobie z popularnością? Czy to ma więcej zalet i wad? Czy ludzie zaczepiają Cię na ulicy?
Kickster: To jest bardzo miłe uczucie, nie mam z tym większego problemu. Nie zdarzają się sytuacje, gdzie wchodząc do sklepu zaczepia mnie 20 osób. To są pojedyncze przypadki. 600 tys. widzów to duża liczba, jednak biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce mieszka 37 mln to nie jest aż tak dużo. Czasem ludzie mijając mnie na ulicy szepczą do siebie „zobacz, Kickster”, ale nie znajdują w sobie odwagi, żeby podejść. W Toruniu takie sytuacje mają miejsce bardzo rzadko, częściej zdarzają się na wyjazdach. Kiedyś wyjechaliśmy z narzeczoną na weekend do Chełmna, odpocząć. Samochód zaparkowałem pod hotelem. Po pierwszym dniu pobytu miałem mnóstwo zdjęć i wiadomości od widzów, fotografowali swoje auta z moją omegą, pytali, czy można będzie się spotkać. Odzew był bardzo duży jak na tak małe miasto.
IO: Czy ta popularność czasem pomaga, np. w kontaktach z policją?
Kickster: Przez dwa lata nie miałem żadnej kontroli. Moja narzeczona wsiadła do omegi i od razu dostała mandat. (śmiech) W zeszłym roku policja zatrzymała mnie raz, ale po prostu rozpoznali auto i chcieli porozmawiać. Bardzo mili panowie. Podczas targów czy zlotów podchodzi bardzo dużo funkcjonariuszy, robią sobie zdjęcia, czasem mówią, że oglądają na służbie jak mają mniej pracy.
IO: Kiedyś powiedziałeś, że nie czujesz się dziennikarzem motoryzacyjnym. Dlaczego?
Kickster: Testuję samochód i obiektywnie stwierdzam, co mi się w nim podobało, a co nie. Nie przejmuję się tym, że ktoś powiedział inaczej. Nikt mi niczego nie narzuca.
IO: Czy Twoim zdaniem prasa albo telewizja motoryzacyjna nie są obiektywne?
Kickster: Tego nie mówię. Są redakcje, które mogą pisać, co im się podoba. Jednak kiedy pojawia się firma, która płaci za to, żeby auto przedstawić w jak najlepszym świetle, to nie mówi się o nim źle. Do mnie niestety żadna nie przychodzi. (śmiech)
IO: A jakby przyszła?
Kickster: Nie miałem nigdy takiej sytuacji, ale myślę, że nie. Jak już wcześniej mówiłem, staram się być obiektywny. Często, gdy polecam jakieś auto, np. stingera, zarzuca mi się, że marka mi płaci. A te samochody naprawdę są dobre. I to jest tylko i wyłącznie moja własna opinia. Druga sprawa, że nie chcę robić z siebie mistrza motoryzacji, bo nim nie jestem. Jeśli ktoś porównuje mnie do Jeremy’ego Clarksona to dla mnie bardzo miłe. Sam na kogoś takiego się nie kreuję. Jest bardzo dużo osób wykształconych w tym kierunku, m.in. Kornacki czy Zientarski. To są autorytety, z których mogę czerpać wzorce.
IO: Niektórzy youtuberzy po osiągnięciu pewnego poziomu popularności zamieniają internet na telewizję. Czy Ty też masz takie plany?
Kickster: To już od telewizji zależy. (śmiech)
IO: A jeśli dostałbyś taką propozycję?
Kickster: Chętnie bym spróbował, ale nie wiem czy się nadaję. Nie mogę tego oceniać. Poza tym, sama telewizja musiałaby tego chcieć. „Kickster jedzie” w tej chwili jest taką serią, która mogłaby trafić do telewizji, gdyby wyciąć parę „k...a”.
IO: Kim są Twoi widzowie?
Kickster: Głównie młodzi ludzie. Statystyki kanału pokazują, że 39% widzów to osoby w przedziale wiekowym 18-24, a 31% w wieku 24-34.
IO: Dlaczego Twoim zdaniem najwięcej widzów masz w przedziale 18-34?
Kickster: Są to osoby, które kupują pierwszy, drugi samochód. W ich wieku też nie wiedziałem pewnych oczywistych rzeczy. Ludzie często boją się zapytać, boją się, że zostaną wyśmiani. Kickster takie tematy, czasem bardzo proste, porusza. W bardziej profesjonalnych środowiskach nie jestem mile widziany i poważnie traktowany. Dla nich pewne rzeczy wydają się oczywiste, a nie muszą nimi być dla młodych kierowców. Trzeba się postawić na ich miejscu, trzeba podpowiedzieć, jak ustawić fotel, jak trzymać kierownicę, itp. Myślę, że to stąd takie szerokie grono odbiorców w tym przedziale właśnie.
IO: Wpisując w wyszukiwarce hasło "Kickster" pojawia się dopisek "wzrost". Żeby zaspokoić ciekawość wszystkich, którzy szukają tej cennej informacji, musimy Cię o to zapytać.
Kickster: 196 cm.
IO: Gdzie w najbliższym czasie można będzie Cię spotkać?
Kickster: 16 marca będę na targach motoryzacyjnych w Ostródzie, dwa tygodnie później na Poznań Motor Show w Poznaniu, gdzie prawdopodobnie będzie można zobaczyć na żywo omegę i mazdę. W sezonie letnim na zlotach, a pod koniec roku na targach w Warszawie.
IO: Dzięki za rozmowę.
Kickster: Dzięki.