Statystyk brak, ale...

O ile można przy pewnym wysiłku dokonać analizy tego, co jeździ w firmach, to oczywiście nie ma sposobu, żeby zweryfikować, czym chętnie jeżdżą prezesi. Wiadomo, że we flotowych rządzą Skody, są też Ople i Fordy. Auto dla szefa niekoniecznie jest jednak zarejestrowane na firmę i trudno nawet powiedzieć, gdzie który szczebel dowodzenia się zaczyna i kończy.

A oto przegląd

Jakiś czas temu przeprowadzone zostały w Polsce ciekawe ankiety wśród ekspertów i dziennikarzy motoryzacyjnych – tych było łatwiej przepytać, niż kierowników, dyrektorów i menedżerów. I z tych ankiet wynika jasno, co będzie ciekawym autem dla grubych ryb i trochę mniejszych płotek.

  • Lexus – dawniej GS250, ale dziś to już na pewno nie tak jednoznaczne. Jest parę ciekawych modeli hybrydowych (hybryda Lexusa to tylko symbol, ale jednak literka h w nazwie podbija cenę i prestiż). To dość kontrowersyjna pozycja, bo przecież w tym segmencie można by było spodziewać się dużego SUV-a od BMW albo jakiegoś Porsche czy Maserati. Sęk w tym, że i BMW, i Porsche są autami wręcz zbyt pospolitymi, z kolei prezesów, których stać na Maserati, nie ma w Polsce na tyle wielu, żeby potraktować to poważnie.
  • Menedżer średniego szczebla dawniej jeździłby Skodą Superb. To nie jest złe auto, ale przez to, że Skody kojarzą się raczej z przedstawicielami handlowymi, większość menedżerów wolałoby raczej przesiadkę na A4 albo A6 – skądinąd wyposażone dość podobnie, jak podpowiada krótka weryfikacja na bestvin.pl. Tutaj też pojawiają się propozycje Passatów, Arteonów, Niektórych modeli BMW, ale to wszystko dość luźne rozważania i trzeba zdecydować się na któryś wariant. A że większość menedżerów ma jednak pewne skojarzenia ze swojej wcześniejszej pracy na Skodach, mogą się łatwo przesiąść na inne auto grupy VAG.
  • Jeszcze szczebel niżej – menedżerowie i dyrektorzy oddziałów – wybiorą raczej coś z segmentu B albo dość skromnie wyposażone D. Często będzie to któreś z aut francuskich albo włoskich. Sporo jest Golfów, które – nomen omen – jeżdżą na opinii wersji II, III i IV, choć są od nich zdecydowanie bardziej awaryjne. Jest w tym coś symbolicznego – te auta już nawet z zewnątrz nie przypominają limuzyn, za to są komfortowe i wszechstronne.

A dlaczego nie SUV?

Spójrzmy prawdzie w oczy – większość prezesów to ludzie na wskroś praktyczni i twardo stąpający do ziemi. A SUV-y to auto służące tylko do podbudowania własnej wartości. Są zwykle zbyt drogie, niezbyt funkcjonalne i tylko estetyka im zostaje, choć akurat to jest kwestią gustu. I jeszcze jedno: prywatne auta dyrektorów i prezesów często są kupowane przez nich jako używane (pamiętasz: praktyczni i stąpający po ziemi). A w segmencie SUV-ów carvertical.pl pokazuje mnóstwo odpicowanych wraków: po prostu poszukiwanie dobrego auta z tego segmentu jest kłopotliwe i czasochłonne, więc lepiej kupić inne: niby mniej prestiżowe, ale jednak lepsze pod każdym względem.