Joanna Labuda: Dziś mija rok od zaprzysiężenia Pana na prezydenta Inowrocławia. Co się zmieniło w Pana życiu?
Arkadiusz Fajok: Muszę przyznać, że moje życie bardzo się zmieniło — można powiedzieć, że zostało przemeblowane. Zawsze byłem człowiekiem aktywnym, ale działałem raczej poza samorządem. Wejście do ratusza, z chęcią zrobienia czegoś dobrego dla miasta, sprawiło, że teraz działam nie na 100%, ale na 200%.
To oczywiście odbija się na życiu prywatnym — brakuje czasu dla najbliższych. Mam rodzinę, dzieci, które też potrzebują mojej obecności, uwagi i zaangażowania. Jednocześnie pełnienie funkcji prezydenta to ogromna odpowiedzialność i zaszczyt. Staram się jak najszerzej odpowiadać na potrzeby mieszkańców. Jestem wdzięczny za okazane zaufanie, bo swój głos oddało na mnie ponad 12 tysięcy osób. Czuję, że muszę ten kredyt zaufania spłacić.
Pierwszy rok pokazał, że idziemy w dobrym kierunku. Trzeba przyznać, że mój poprzednik przez wiele lat zarządzał miastem i zrealizował kilka dobrych rzeczy, ale wiele wymagało też poprawy. Mamy wizję, którą konsekwentnie realizujemy.
Prywatnie, tak jak mówiłem — życie zmieniło się diametralnie. Mam teraz wiele dodatkowych obowiązków, przez co "taty często nie ma w domu" i tego bardzo żałuję. Ale jestem przekonany, że ta praca to nie tylko zawód. To misja, zaufanie, które dostałem od mieszkańców. Staram się wywiązywać z tego jak najlepiej.
Które obietnice wyborcze udało się zrealizować, a które muszą jeszcze poczekać?
Nie szedłem do wyborów przeciwko komuś, ale po to, by realizować konkretną wizję i odpowiadać na realne potrzeby mieszkańców. Tych sukcesów po pierwszym roku jest kilka i warto o nich mówić szerzej.
Chciałbym podkreślić ogromną wartość współpracy z sąsiednimi samorządami. W przeszłości te relacje bywały trudne, dziś jednak bardzo dobrze układa się współpraca zarówno z panią starostą, panem wójtem, jak i władzami okolicznych gmin. Wymieniamy się doświadczeniami, wspólnie organizujemy wydarzenia i aktywnie w nich uczestniczymy.
Na pewno jednym z ważniejszych działań było otwarcie gabinetu prezydenta dla mieszkańców. Może to nie brzmi jak coś spektakularnego, ale dla mnie to ogromnie ważne. Udało się nawiązać bezpośredni, regularny kontakt z ludźmi, a otwartość i dostępność były jednym z moich priorytetów.
Skala problemów i oczekiwań jest ogromna, ale byłem tego świadomy, obejmując urząd — szczególnie po tak długim okresie sprawowania funkcji przez prezydenta Ryszarda Brejzę. Mieszkańcy chcieli zmian, ale często chcą też, by te zmiany były natychmiast widoczne. A samorząd niestety działa w określonych ramach czasowych, formalnych i finansowych.
Przejdźmy do konkretów. Czy przywrócenie Budżetu Obywatelskiego wpisuje się w Pana wizję nawiązania dialogu z mieszkańcami?
Budżet Obywatelski doskonale wpisał się w potrzeby miasta. Zainteresowanie było ogromne — otrzymaliśmy rekordową liczbę wniosków. To pokazuje, jak duża jest chęć mieszkańców do współdecydowania o swoim otoczeniu. I dokładnie o to mi chodziło: by mieszkańcy angażowali się w decyzje zarówno na poziomie osiedli, jak i całego miasta.
Od 1 czerwca mieszkańcy bezpłatnie skorzystają z komunikacji miejskiej. To była Pana kolejna sztandarowa obietnica wyborcza.
I to się właśnie dzieje. Zrealizowanie tego pomysłu oczywiście wywołało pewne kontrowersje, głównie ze strony opozycji, bo wiąże się z kosztami. Ale jesteśmy tu dla mieszkańców — skoro mamy możliwości, to dlaczego mielibyśmy z tego nie skorzystać?
Ponad 100 gmin w Polsce oferuje bezpłatny transport publiczny, a my nie zamierzamy być gorsi. Jesteśmy uzdrowiskiem, więc poza aspektem oszczędności dla mieszkańców, ważny jest też wymiar ekologiczny.
Myśli Pan, że mieszkańcy faktycznie przesiądą się z samochodu do autobusu?
Mam taką nadzieję. To pomoże także w odciążeniu dróg, które przecież nie są w idealnym stanie. Usłyszałem ostatnio opinię, że bezpłatna komunikacja może nawet ożywić centrum miasta, bo łatwiej będzie się spotkać, wyjść na kawę, czy coś załatwić. Dlatego bardzo dziękuję wszystkim radnym, którzy wsparli ten projekt.
Sukcesów jest jednak więcej i to na różnych poziomach. Kolejnym ważnym obszarem, który udało się rozwinąć, jest bezpieczeństwo. Od niedawna funkcjonują tzw. posterunki straży miejskiej w szkołach podstawowych. To nowość, która została bardzo dobrze przyjęta przez mieszkańców i dyrekcje szkół. W tym roku ponownie dofinansowaliśmy dodatkowe patrole policji. Prowadzimy też prace nad rozbudową i modernizacją systemu monitoringu miejskiego. Bezpieczeństwo to dla mnie priorytet.
Wprowadziliśmy nowe formy współpracy z organizacjami pozarządowymi, zwiększając m.in. wysokość przyznawanych dotacji. Wspieramy inicjatywy takie jak mediacje rówieśnicze, a także tworzymy nowe przestrzenie i wydarzenia skierowane do młodzieży, seniorów oraz osób z niepełnosprawnościami.
Równolegle realizujemy projekt zazieleniania centrum Inowrocławia. Poprawia się także sytuacja w inowrocławskim schronisku dla zwierząt. W zakresie finansów publicznych warto zaznaczyć, że podatek od nieruchomości utrzymaliśmy na dotychczasowym poziomie. Znieśliśmy również opłatę za posiadanie psa. Co więcej, mieszkańcy Inowrocławia płacą jedne z najniższych opłat za odbiór odpadów w regionie, podczas gdy w wielu okolicznych gminach koszty te drastycznie wzrosły.
Mieszkańców interesują też inwestycje, które Pan jako prezydent zamierza zrealizować. Na jakim etapie są prace dotyczące krytego lodowiska na Rąbinie?
Gotowy projekt został złożony do Ministerstwa Sportu, teraz czekamy na jego ocenę i ewentualne zakwalifikowanie do realizacji. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, myślę, że już w przyszłym roku takie lodowisko może powstać w Inowrocławiu.
To inwestycja, która odpowiada na realne potrzeby mieszkańców. Co ważne, nie będzie to tylko klasyczne lodowisko — planujemy obiekt wielofunkcyjny, który będzie służył mieszkańcom również poza sezonem zimowym. W okresie letnim będzie można wykorzystywać go do innych celów rekreacyjnych i sportowych.
Skoro mówimy o lodowisku, to warto wrócić do tematu basenu odkrytego. Co nowego może Pan powiedzieć w tej sprawie?
Jesteśmy właśnie na finiszu przygotowywania ostatecznej dokumentacji dotyczącej budowy odkrytego basenu. Udało się dopracować projekt, choć nie było to łatwe — zwłaszcza z uwagi na kontrowersje wokół skoczni, która wzbudzała wiele emocji. Konserwator zabytków zdecydowanie opowiada się za jej zachowaniem, co wymusiło na nas szukanie alternatywnych rozwiązań.
Należy podziękować marszałkowi województwa kujawsko-pomorskiego, który wziął udział w jednym ze spotkań poświęconych tej inwestycji. Wspólnie zastanawialiśmy się nad różnymi wariantami modernizacji skoczni — i udało się wypracować kompromis: wieża zostanie zachowana, choć w nieco zmienionej formie.
Jeśli nasz wniosek zostanie pozytywnie oceniony i szybko przyjęty przez marszałka, jest szansa, że jeszcze pod koniec tego roku ogłosimy przetarg. Optymistycznie zakładamy, że latem 2027 roku Inowrocław zyska piękne miejsce rekreacji. Warto przypomnieć, że nie chodzi tu tylko o basen. Projekt zakłada również wodny plac zabaw oraz aquapark.
Wspomniał Pan o współpracy ze starostą, wójtem, marszałkiem, ale nie o wojewodzie. Jego ostatnie wystąpienie w Inowrocławiu nie było panu przychylne. Jak wygląda współpraca na tym gruncie?
Nadal uważam, że ta współpraca istnieje. Przykładem może być, chociażby przywrócenie punktu paszportowego w naszym ratuszu. To była inicjatywa pana wojewody i zrealizowaliśmy ją wspólnie. Musieliśmy zorganizować przestrzeń, przeprowadzić zmiany w funkcjonowaniu urzędu, a potem uzyskać akceptację wojewody — i udało się. Dla mnie to dowód, że potrafimy działać razem.
Natomiast to, co — muszę przyznać — mnie zabolało, to fakt, że podczas otwarcia punktu paszportowego nie było miejsca dla prezydenta miasta, mimo że punkt powstał w naszym ratuszu, w budynku miejskim. A byli obecni ci, którzy zbyt wiele nie zrobili w tej sprawie, a określają się teraz jako opozycja. To nie było w porządku — uważam, że nie zasłużyliśmy na takie potraktowanie. Mimo wszystko podkreślam: jesteśmy gotowi do współpracy i otwarci na dialog.
Co do samego wystąpienia pana wojewody, to wiem, że odbiło się negatywnym echem wśród mieszkańców, głównie dlatego, że miało charakter mocno polityczny. Słyszałem wiele głosów, że tego typu przekazy nie powinny być kierowane z pozycji przedstawiciela rządu w terenie. Ja jednak nie zamykam się na współpracę — przeciwnie, od początku swojej kadencji mówiłem, że chcę działać ponad podziałami.
Proszę pamiętać, że pierwszą osobą, do której skierowałem propozycję współpracy po wyborach, był mój kontrkandydat — pan Wojciech Piniewski. Spotkaliśmy się, rozmawialiśmy o przyszłości miasta, o moich koncepcjach. Niestety, pan Piniewski bezwarunkowo odrzucił propozycję współpracy. Nie mogliśmy czekać, musieliśmy działać dalej i budować koalicję z tymi, którzy chcą pracować dla Inowrocławia.
W kampanii prezydenckiej deklarował Pan chęć "wyprowadzenia polityki z miasta". Czy po roku rządzenia ma pan wrażenie, że się to udało?
Jestem zdania, że polityka jest w samorządzie niepotrzebna. Kiedy słyszę wypowiedzi niektórych radnych, zwłaszcza z opozycji, że bez polityki nie da się funkcjonować, to uważam, że są oni w błędzie. Można rozmawiać ze wszystkimi, a sam jestem tego najlepszym przykładem.
W kampanii próbowano mnie uwikłać w konkretną opcję polityczną, często w sposób bezpardonowy. Jestem na to przygotowany, choć muszę przyznać, że taka polaryzacja nadal dezorganizuje w pewien sposób pracę.
Proszę zwrócić uwagę, że moja obecna większość w Radzie Miasta to grupa wielopoglądowa — są tam przedstawiciele różnych środowisk: Porozumienia Samorządowego, "Jednego Regionu", Prawa i Sprawiedliwości, komitetu "Łączy nas Inowrocław". Mimo różnic potrafimy konstruktywnie współpracować, czasem się spieramy, ale idziemy do przodu. Natomiast nie potrafię zrozumieć skrajnej postawy radnych Koalicji Obywatelskiej, którzy torpedują praktycznie wszystkie nasze działania.
Zamiast współpracy — mamy często do czynienia z krytyką oderwaną od rzeczywistości, szczególnie w mediach społecznościowych. Przez ostatni rok te działania były dla mnie mocno obciążające, chociaż już się do tego przyzwyczaiłem.
Na przykład?
Chociażby ostatnia sprawa z Solankami. Zarzucono nam brak nasadzeń i brak dywanów kwiatowych. Tymczasem Solanki są uporządkowane i przygotowane do sadzenia. Proszę jednak spojrzeć na temperatury, mamy wciąż nocne przymrozki. Gdybyśmy nie trzymali się harmonogramu, musielibyśmy później wymieniać dziesiątki tysięcy sadzonek. Działamy zgodnie z planem nasadzeń, a nie pod presją narracji w social mediach. To właśnie jest przykład działań, które tylko wprowadzają chaos.
Jesteśmy w roku kampanii prezydenckiej. Mam wrażenie, że wiele z tych działań ma charakter polityczny. A ja powtarzam: polityka powinna być jak najdalej od samorządu.
Ostatnio padły też mocne słowa na sesji Rady Miejskiej. Radny Edmund Mikołajczak powiedział, że w Inowrocławiu upolitycznienie narastało przez lata i nadal jest obecne po obu stronach sali. Te słowa dają do myślenia.
Pan Mikołajczak to osoba z ogromnym doświadczeniem i autorytetem, niezależnie od opcji politycznej, którą reprezentuje. Cenię jego zdanie i nasze rozmowy. Jego wypowiedź nie była agresywna ani oceniająca, raczej szczera i trafna. Zgadzam się z nim – polityka rzeczywiście zawładnęła naszym miastem. To efekt działań, które ktoś nam kiedyś narzucił. Staram się z tym walczyć. Myślę, że jego wypowiedź trafiła do wszystkich, po obu stronach. I zostawiła po sobie pozytywne piętno.
Mówi Pan o krytyce ze strony radnych Koalicji Obywatelskiej. Główny zarzutem, który pojawił się już w kampanii wyborczej, a teraz stale powraca do przestrzeni publicznej, dotyczy Pana rzekomych powiązań ze Zjednoczoną Prawicą i obsadzania stanowisk w spółkach miejskich osobami związanymi z tym środowiskiem. Jak się Pan do tego odniesie?
Dla mnie nie liczą się poglądy polityczne, tylko kompetencje i efekty pracy. To właśnie one są podstawą do oceny naszych działań przez mieszkańców Inowrocławia. Owszem, w Polsce mamy silną polaryzację polityczną, co siłą rzeczy przekłada się czasem także na samorząd. Ja się z takim przenoszeniem polityki krajowej na grunt lokalny nie zgadzam. Jeśli w danym środowisku znajdują się osoby kompetentne, z doświadczeniem, to nie może to być powód do odrzucania współpracy.
Zaraz po objęciu urzędu przeanalizowałem sytuację kadrową zarówno w spółkach miejskich, jak i w jednostkach podległych. Fakty są takie, że do zmian doszło jedynie w dwóch spółkach: ZEC i PGKiM. Inne spółki, jak MPK, wodociągi i pozostałe miejskie jednostki funkcjonują z tym samym składem zarządów co wcześniej. Osoby te dobrze wykonują swoją pracę i nie widzę powodu, by wprowadzać zmiany.
Jeśli chodzi o ZEC – to przez lata nie podejmowano tam koniecznych działań. Prezes Ireneusz Stachowiak, odkąd objął funkcję, podjął konkretne kroki, by ciepło dla mieszkańców było tańsze. Przykładem może być porozumienie z firmą Qemetica dotyczące wykorzystania ciepła odpadowego – umowa, którą spokojnie można było podpisać już 20 lat temu. Dzięki niej do 30% energii cieplnej trafi do sieci z odzysku, co zmniejszy koszty ETS i będzie korzystne dla środowiska i samych mieszkańców.
Czy w innych jednostkach również wykryto nieprawidłowości?
Poważnym problemem jest również kwestia Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów w Inowrocławiu. Już teraz jesteśmy na granicy możliwości jego wykorzystania. Wcześniej można było przygotować koncepcję i złożyć wniosek do marszałka województwa o podniesienie tzw. rzędnych, co pozwoliłoby nam dalej korzystać z obecnej lokalizacji, ale zostało to zaniedbane. Zrobiłem to w lipcu, zaraz po objęciu urzędu. Dziś czekamy na decyzję – mam zapewnienie, że wniosek zostanie rozpatrzony możliwie szybko.
W związku z tą sytuacją ograniczyliśmy współpracę z ościennymi gminami w zakresie odbioru ich odpadów. Nie chcemy, aby doszło do momentu, w którym sami nie będziemy mieli gdzie składować odpadów, a transport w inne miejsce oznaczałby nie tylko ogromne koszty, ale też wzrost opłat dla mieszkańców. Robimy wszystko, by tego uniknąć.
Panie Prezydencie, muszę dopytać o kluby osiedlowe, bo to temat, który – mam wrażenie – bardzo emocjonuje mieszkańców - szczególnie w mediach społecznościowych. Czy one wrócą?
Kluby osiedlowe to dla nas ważny temat. Chcielibyśmy wrócić do tych przestrzeni, które wcześniej udostępniała Kujawska Spółdzielnia Mieszkaniowa. Początkowo rozmowy szły w dobrym kierunku, ale obecnie większość tych lokali jest już wynajęta na inne cele, więc dostęp do nich jest ograniczony.
Dlaczego tempo tych działań nieco spadło? Głównie z powodów finansowych. Rozmawiamy ze spółdzielnią, starając się przekonać, że klub osiedlowy to nie tylko przestrzeń dla mieszkańców, ale również dla samych spółdzielców. Tu jednak pojawiają się pewne rozbieżności.
Skupiliśmy się więc na innych kierunkach. Jednym z nich jest tzw. Niebieska Kamienica, która staje się przestrzenią zarówno dla seniorów, jak i dla młodzieży. Kiedyś w kamienicy działało studio nagrań, które teraz odbudowujemy. Mamy również piękne patio, które może służyć jako przestrzeń do organizacji wydarzeń plenerowych czy spotkań zarówno młodzieży, czy środowisk senioralnych.
Jesteśmy w dobrej współpracy ze starostwem powiatowym w związku z rozwojem MDK "Pszczółka". Wspólnie złożyliśmy wniosek o dofinansowanie z funduszy szwajcarskich, na projekt o wartości kilkudziesięciu milionów złotych. W ramach tego projektu zaplanowano gruntowną modernizację obiektu. Pierwszy etap ocen już przeszliśmy, teraz czekamy na ocenę merytoryczną.
W kampanii wspominałem również o zmianach w formule tzw. Nowych Solanek. Jesteśmy właśnie na końcowym etapie projektowania sceny, która ma powstać w rejonie grillowiska. Chcemy stworzyć tam przestrzeń relaksu – strefę chilloutu z leżakami, muzyką i możliwością występów lokalnych artystów.
Przejdźmy do tematu spalarni. Podczas kampanii wyborczej, w jednej z debat radiowych, zapytano Pana: "Spalarnia – tak czy nie?" Odpowiedział Pan wtedy: "Nie". Tymczasem teraz decyzja w tej sprawie jest przekładana. Skąd wynika ta zwłoka?
Chciałbym to wyjaśnić jasno – nie ma żadnej zbędnej zwłoki. Staramy się maksymalnie wykorzystać wszystkie dostępne prawnie narzędzia, by podjąć decyzję zgodną z obowiązującymi przepisami. I tak, podtrzymuję swoje zdanie z kampanii – jako mieszkaniec mam swoje obawy i wątpliwości co do tej inwestycji. Ale z perspektywy prezydenta sprawa jest znacznie bardziej złożona.
Muszę brać pod uwagę interes miasta jako samorządu. Musimy podejmować decyzje, które nie narażą Inowrocławia na konsekwencje prawne czy finansowe.
Czyli decyzja nadal nie zapadła?
Nie ma jeszcze decyzji ani pozytywnej, ani negatywnej. Wbrew temu, co można przeczytać w mediach społecznościowych, sprawa jest nadal otwarta. Przeprowadziliśmy konsultacje, spotkania, analizujemy dokumentację – wszystko po to, by decyzja była merytorycznie uzasadniona.
To kiedy poznamy ostateczne rozstrzygnięcie?
Do końca tego miesiąca. Chcę zobaczyć, jak działają podobne instalacje w innych miastach. Staram się rozpoznać temat z każdej strony – zarówno z perspektywy przeciwników, jak i zwolenników. Każda ze stron ma argumenty i prawo do przedstawienia swojej racji.
Inowrocław zmaga się z poważnym niżem demograficznym. Czy Miasto planuje zmiany w sieci szkół?
Muszę jasno powiedzieć: oświata w ostatnich latach rzeczywiście była zaniedbywana w naszym mieście. Jesteśmy po audycie, który to potwierdził. Nie mamy żadnych planów ani zamiarów likwidowania szkół – wręcz przeciwnie, naszym priorytetem jest utrzymanie każdej z nich. Sam jestem byłym nauczycielem i wiem, jak wielką stratą byłoby zamknięcie choćby jednej placówki.
Natomiast jeśli chodzi o racjonalizację wydatków w oświacie – tak, będziemy ją prowadzić. Musimy liczyć się z tym, że może to spotkać się z niezadowoleniem części rodziców, nauczycieli czy dyrektorów. Ale mamy za sobą lata zaniedbań, które dziś staramy się naprawiać. Spotykamy się z różnymi opiniami, także ze strony środowiska oświatowego, ale nie zmienia to faktu, że oświata to największe obciążenie dla budżetu każdego samorządu. Jeśli nie uporządkujemy tych wydatków, nie ruszymy z żadnymi innymi inwestycjami.
Rok temu uczestniczył Pan w kampanii prezydenckiej na szczeblu samorządowym. Dziś obserwujemy kampanię ogólnopolską. Popiera Pan któregoś z kandydatów?
Tak jak mówiłem wcześniej – nie zamierzam wiązać się z żadną opcją polityczną i w tej kwestii zdania nie zmienię. Kandydatów jest wielu, reprezentują różne podejścia. Oglądam debaty, śledzę spotkania, ale nie mam swojego faworyta. Jako obywatel mam jeszcze kilka dni na podjęcie decyzji.
Bardzo cieszy mnie natomiast to, że większość kandydatów, którzy realnie liczą się w tej rozgrywce, odwiedziła Inowrocław. To oznacza, że traktują nasze miasto poważnie. Sam nie uczestniczyłem w żadnym z tych spotkań – przyjąłem zasadę, że nie angażuję się bezpośrednio, by uniknąć późniejszych interpretacji politycznych.
Szczególnie ważne jest dla mnie to, że pojawiał się temat wydłużenia trasy Via Pomerania do Inowrocławia. To dla mnie sprawa kluczowa. Można powiedzieć, że pewien mały sukces już udało się osiągnąć – choć początkowo nieplanowany. Dotarliśmy do informacji, które pozwoliły przeciwdziałać decyzji o zakończeniu trasy w Bydgoszczy. Byłem pierwszą osobą, która wysłała w tej sprawie oficjalne pisma, w tym także do premiera.
Problem infrastruktury komunikacyjnej to duże wyzwanie dla miasta.
Tak. Mamy piękną obwodnicę – i za to trzeba oddać zasługi moim poprzednikom – ale poza tym Inowrocław jest praktycznie odcięty. Brakuje nam dróg, połączeń, nad którymi przez lata w ogóle nie pracowano. A to bezpośrednio wpływa na naszą atrakcyjność inwestycyjną i liczbę miejsc pracy.
Prowadziłem w tej sprawie rozmowy z premierem Kosiniakiem-Kamyszem, premierem Gawkowskim i innymi. Obiecali wsparcie, więc liczę na to, że polityka zejdzie na drugi plan, a Inowrocław zostanie realnie uwzględniony w planach rozwoju infrastruktury. Wierzę, że już niedługo doczekamy się drogi, która połączy nas choćby z północą Polski.
Wracając jeszcze na koniec do kampanii wyborczej, pamięta Pan jeszcze swoją?
Sposób prowadzenia obecnej kampanii przypomina mi niestety ostatnie dni mojej własnej. Bardzo ostry ton, kontrowersje, ataki – także na życie prywatne, z czym absolutnie się nie zgadzam. Uważam, że to powinno być zakazane. Takie działania budzą niepokój społeczny, pogłębiają podziały. I nie trzeba daleko szukać przykładów – wystarczy wspomnieć tragedię prezydenta Adamowicza czy ostatnie przypadki dotyczące choćby Jerzego Owsiaka. U nas w samorządzie też pojawiają się różne komentarze, anonimy, nieprzyjemne sugestie. To bardzo niepokojące.
Taka brutalna, bezpardonowa walka polityczna, pełna wzajemnych oskarżeń i pomówień, niczego nie wnosi. To nie buduje przestrzeni do dialogu. Zamiast współpracy mamy agresję. Zamiast rzeczowej dyskusji – ocenianie się nawzajem na podstawie plotek i domysłów. Nie mogę się pogodzić z tym, że ktoś wypowiada się na mój temat, nie znając mnie, nie zamieniając ze mną ani słowa. Sam nie pozwalam sobie na takie rzeczy wobec innych.
Dużo tej agresji widać też w internecie – w mediach społecznościowych, gdzie podbija się posty, wykupuje reklamy uderzające w urząd, w pracowników, sugerujące brak kompetencji czy inne rzeczy, które mijają się z prawdą. To niczemu dobremu nie służy.