Zabawny facet
Humor jest częścią natury Łukasza. - Nierzadko ciężko ze mną poważnie porozmawiać. Czy nazwałbym się zabawnym facetem albo komikiem? Czasem jestem "dowcipnisiem" i to nawet w pejoratywnym tego słowa znaczeniu. Słowo "komik" kojarzy mi się z profesjonalistą zajmującym się bawieniem innych, więc komikiem jestem na scenie. A zabawnym facetem bywam najczęściej - mówi o sobie.
Łukasz podkreśla, że żeby "robić" stand-up, trzeba chcieć zacząć. - O dziwo jest to łatwiejsze, niż się wydaje. Żeby jednak zagościć w tej branży na dłużej, trzeba się bardzo starać, pisać teksty, nie brać do siebie porażek, doskonalić żarty. Jak wkraczałem na scenę, to nie z myślą, że będę stand-uperem. Pisałem sprośne (i zabawne) wiersze i nie wiedziałem, jak się z tym przebić do szerszej publiczności. Z wierszami się nie przebiłem, ale z żartami już tak - wyznaje.
Zdaniem Łukasza da się wyżyć ze stand-upu, chociaż jeszcze nie próbował zająć się tym na cały etat. - Praca zawodowa, obowiązki rodzinne sprawiają, że póki co stand- up to dla mnie praca dorywcza, fucha - zdradza Łukasz Kociszewski.
Cisza na sali
Jak najlepiej zareagować, gdy po dowcipie na sali zapada cisza? - Na początku "kariery" bardzo mnie to peszyło. Obrałem taką taktykę, żeby mówić do ludzi szybko, nawet jak się nie zaśmieją z jakiegoś żartu, to lecę dalej z tekstem. Od kilku starszych komików usłyszałem jednak, żeby po żarcie robić pauzę, żeby dać się ludziom wyśmiać. To pozwala określić, które żarty "wchodzą". Pauza niestety może okazać się chwilą ciszy, jednakże teraz już mnie to nie stresuje. Czasem zamieniam tę ciszę w żart sytuacyjny - odpowiada inowrocławianin.
Nie każdy dzień jest dobry na żartowanie. Sporo zależy od nastroju i nastawienia do świata. - Czasem jadę gdzieś daleko, po pracy, nieprzespanej nocy (bo dzieci czy pies), ale nawet jak mam gorszy dzień, pierwsze śmiechy czy brawa od publiczności sprawiają, że znów się chce. Trochę jak narkotyk: dają kopa i chęć do dania z siebie wszystkiego – mówi Łukasz.
Komik przyznaje, że chętnie ogląda występy kabaretowe. - Bardzo lubię kabaret Hrabi. Kiedyś namiętnie oglądałem "Spadkobierców", chociaż to takie bardziej impro, niż kabaret - podkreśla nasz rozmówca.
Nie ogląda innych komików
Co ciekawe, Łukasz stara się nie oglądać występów innych komików, żeby się nie zainspirować, przypadkiem nie podkraść żartu. - W pracy jeden z kolegów (udając wróżącą z dłoni cygankę) powiedział do drugiego kolegi (z nadwagą), że widzi, iż ten ma długą linię tycia - słyszymy puentę anegdoty. I jak tu nie wykorzystać na scenie takiego dowcipu?
Planem na przyszłość pochodzącego z Inowrocławia komika jest rozwijać się, dać się zobaczyć jak największej grupie osób, pisać nowe żarty, doskonalić stare. - Zostać czyimś supportem, potem samemu być "gwiazdą wieczoru" - wyznaje.