Pakość w "Tylko nie mów nikomu" o pedofilii w Kościele
Film dokumentalny "Tylko nie mów nikomu" Tomasza i Marka Sekielskich mówi o pedofilii w polskim Kościele. Pokazuje wstrzącające historie ofiar księży, które nie tylko opowiedziały, co je spotkało, ale także stanęły twarzą w twarz ze swoimi oprawcami. Dokument pokazuje także przypadki do tej pory nieopisane. Chodzi o nadużycia wobec dzieci ze strony nieżyjącego już ks. prałata Franciszka Cybuli - kapelana Lecha Wałęsy oraz "budowniczego" bazyliki w Licheniu ks. Eugeniusza M., a także księdza Dariusza Olejniczaka, który został skazany za molestowanie seksualne dzieci, a mimo dożywotniego zakazu pracy z nimi nadal prowadził rekolekcje.
W filmie pojawiło się ujęcie Kościoła św. Bonawentury w Pakości. W 2009 roku bydgoski Sąd Okręgowy prawomocnie skazał jednego z tamtejszych zakonników - brata Seweryna za to, że w latach 2002-2006 molestował seksualnie ministranta. Zakonnik trafił do więzienia na cztery i pół roku. Tragedia chłopca wyszła na jaw dzięki reakcji jego nauczyciela, a obecnie pakoskiego radnego Ryszarda Kuflewicza. W rozmowie z nim wracamy do sprawy sprzed lat.
Ino.online: Jak dowiedział się pan o molestowaniu ucznia?
Ryszard Kuflewicz: Mieliśmy w szkole jakąś uroczystość. Wracając do pracowni, wszedłem do toalety dla chłopców na drugim piętrze. W otwartym oknie zobaczyłem stojącego ucznia. Wiedziałem, że jest nerwowym dzieckiem, dlatego podszedłem do tego na spokojnie. Powiedziałem, żeby zszedł, bo coś odwinie. Zeskoczył z okna, ale jeszcze wtedy nie chciał mówić, czy ma jakiś problem.
Ino.online: Kiedy się otworzył?
RK: Miałem z nim indywidualne nauczanie. Jeszcze tego samego dnia stanął w drzwiach klasy. Mówił, że nikt nie chce mu w coś uwierzyć. Usiadł naprzeciw mnie i rzucił: "Powiem od razu, jestem molestowany". Opowiedział mi całą historię. Byłem w szoku. Już wcześniej unikałem rozmów z nim na temat Kościoła. Na lekcjach związanych np. ze sztuką sakralną on od razu się denerwował. Kościół był dla niego ważny i wszystko, co religijne było nienaruszalne. Trzeba było naprawdę uważać na jego wrażliwość.
Ino.online: Nikt wcześniej tego nie zauważył?
RK: Miał pretensje do bliskich o to, że mu nie wierzyli. Prowokowałem go do wynurzeń, żeby się zresetował. Wcześniej nikt nie chciał z nim o tym rozmawiać.
Ino.online: Historia chłopca z Pakości różni się od tych przedstawionych w filmie "Tylko nie mów nikomu". Pan zareagował natychmiast, dzięki czemu sprawa szybko ujrzała światło dzienne.
RK: Najpierw zadzowniłem do znajomych zakonników. Usłyszałem, że brat Seweryn prędzej da w pysk ministrantowi, niż będzie go molestował. Tego samego dnia wszedłem też do ratusza. Tam już o tym słyszeli, ale nie wierzyli. Ci ludzie wcześniej wiedzieli, że matka zgłaszała, że coś jest nie tak. W domu żona powiedziała mi: "Zdjąłeś tego chłopca z okna, ale na jak długo?". Napisałem notatkę służbową, którą na drugi dzień położyłem na biurko dyrektor Wandy Bańkowskiej.
Ino.online: Jak była reakcja szkoły?
RK: Natychmiastowa. Dyrektorka nawet się nie zastanawiała. Przed południem zaniosła moją notatkę na komisariat policji.
Ino.online: Co się stało z bratem Sewerynem?
RK: Policja szybko wszczęła dochodzenie. Po miesiącu wiedziałem, że badania psychologiczne w Toruniu potwierdziły, że chłopiec jest ofiarą molestowania seksualnego. To było niepodważalne. Mimo to, Seweryn jeszcze przez około rok pracował w Szkole Podstawowej im. Powstańców Wielkopolskich, gdzie prowadził katechezę. Chodził swobodnie po ulicach Pakości. Pamiętam, że aresztowali go na plebanii. Później zobaczyliśmy się dopiero w sądzie. Nie poznałem człowieka.
Ino.online: Kościół w Pakości nie miał panu tego za złe?
RK: Ta historia do mnie wraca i gdybym dzisiaj miał podjąć decyzję, zrobiłbym to samo. Od żadnego z księży nie usłyszałem złego słowa. Jeden zasugerowal tylko, że mogłem najpierw iść z tym do proboszcza. Brata Serweryna też znałem osobiście. Był katechetą w naszym gimnazjum i siedział z nami w pokoju nauczycielskim. Zrobiłem to, co musiałem i to co powinien zrobić każdy w takiej sytuacji.
Ofiara brata Seweryna ma dziś 28 lat. W sądzie domaga się 2 mln zł zadośćuczynienia oraz comiesięcznej renty w wysokości 2,5 tys. zł. Pozwany został Dom Zakonny w Pakości i jego oprawca.