Test: SsangYong Korando - walka ze stereotypami
Więcej niż myślisz. Takim hasłem reklamowym posługują się w SsangYongu i po tygodniu spędzonym w Korando zdecydowanie mogę się pod tym podpisać.
Pierwszą okazję do spotkania z tą południowokoreańską marką miałem w lipcu podczas testu modelu Tivoli Grand. Samochód okazał się całkiem przyjemny w użytkowaniu, ponadto nie był przesadnie drogi, ale za to trochę raził twardymi materiałami w kabinie i średnią stylistyką wnętrza, a także przestarzałymi multimediami i paroma innymi szczegółami. Po Korando nie spodziewałem się zatem szczególnie wiele, oczekiwałem po prostu podobnych wrażeń, tyle że w nieco innym opakowaniu.
Dla usystematyzowania wiedzy o modelach SsangYonga, która, jak się domyślam, może nie być szczególnie duża, dodajmy, że Korando to SUV segmentu C pozycjonowany pomiędzy mniejszym Tivoli i większym Rextonem. Długość jego nadwozia to 4,45 m, czyli o 6 cm więcej, niż chociażby Skody Karoq.
Wnętrze
W najbogatszej odmianie Sapphire, którą otrzymałem do testu, kabina Korando prezentuje się naprawdę dobrze. Opcjonalne skórzane fotele z wentylacją i podgrzewaniem są wygodne i mają przyjemnie duże, miękkie zagłówki. Stylistyka deski rozdzielczej to zupełnie inna bajka, niż to, co spotkałem w Tivoli Grandzie. Owszem, duże połacie błyszczącej czerni to nie jest, delikatnie mówiąc, najszlachetniejszy z materiałów, ale cały projekt tej części auta wygląda dużo nowocześniej i przyjaźniej dla oka. Większość plastików jest twarda, włącznie z tymi imitującymi skórę w górnych częściach drzwi, ale już niżej łokcie możemy oprzeć na miękkim materiale.
Plus należy się za system multimedialny, a konkretniej niezłej jakości ekrany. Ten centralny ma przekątną 10,25 cala. Interfejs nadal trąci myszką, ale jakość obrazu jest lepsza, niż w Tivoli, zdecydowanie na "współczesnym" poziomie. Jeszcze lepiej prezentują się cyfrowe zegary o takiej samej przekątnej. Wiele trybów wyświetlania ekranu, bardzo szybka reakcja na polecenia kierowcy, a nawet wyświetlanie obrazu z Android Auto dokładnie w takiej formie, jak na ekranie centralnym - nie przypominam sobie, żebym w innym testowanym aucie spotkał dotąd taką możliwość.
Szkoda, że bardzo rozbudowane menu ustawień auta zlokalizowano właśnie w tym miejscu, a nie na drugim, dotykowym ekranie - tak byłoby wygodniej. Jeśli już się czepiamy, to nie wiedzieć czemu widok aktualnego zużycia paliwa często samoczynnie zmieniał się na informację o ciśnieniu w oponach.
W Korando mamy pełne tłumaczenie wyświetlanych treści na j. polski i poza jednym małym niedociągnięciem, zrobiono to poprawnie, bez błędów, a te przytrafiają się czasem w innych, europejskich markach. Tutaj mała nieścisłość polega na tym, że przy wyborze melodii witającej kierowcę (jest trochę mniej azjatycka, niż w Tivoli), widnieje "dźwięk ostrzeżenia", zamiast chociażby "dźwięk powitania". To szczegół.
W sterowaniu funkcjami auta pomagają fizyczne, duże przyciski na kierownicy oraz w na konsoli centralnej. Panel od 2-strefowej automatycznej klimatyzacji wygląda całkiem elegancko i jest wygodny w obsłudze. Samo dostosowywanie przyjemnej temperatury przychodziło mi jednak z trudem. Bywało, że dobrze czułem się przy nastawieniu 18 stopni Celsjusza, a innym razem musiałem podkręcać temperaturę do 26. Podejrzewam, że to nie ze mną było coś nie tak, ale raczej z autem.
W kwestii wyposażenia, oprócz topowej wersji, moje Korando miało jeszcze parę opcji dodatkowych. Wszystko to sprawiało, że na pokładzie było naprawdę wiele udogodnień. Poza wentylacją i grzaniem, fotele miały pełną elektrykę, były też funkcja auto hold, ładowarka indukcyjna do telefonu, 19-calowe alufelgi, reflektory LED, czy bezkluczykowy dostęp.
Bogato jest też w kwestii asystentów kierowcy. Korando miało na pokładzie sprawnie działający aktywny tempomat z systemem jazdy środkiem pasa ruchu, ostrzeganie o ruchu poprzecznym podczas cofania, a także asystentów zmęczenia, sprawnego ruszania, podjazdu pod i zjazdu ze wzniesienia, oraz system autonomicznego hamowania (również podczas manewrów parkingowych). Obraz z kamery cofania był dobrej jakości, ale została ona skierowana zbyt mocno w dół.
Dość osobliwie zachowywał się asystent włączania świateł mijania. Kiedy zapadał zmrok, światła włączały się, by po chwili zgasnąć, jeśli wjeżdżałem akurat w nieco jaśniejszy obszar. Do czasu zapalenia ich już "na dobre" sytuacja powtarzała się nawet 10 razy, co z pozycji kierowcy było widoczne przede wszystkim przez ściemnianie ekranów, które przechodziły w tryb nocny. Dziwne, ale generalnie, nieuciążliwe. Rozwiązaniem tego problemu byłoby zwiększenie tzw. wartości tłumienia czujnika zmierzchu.
Trochę niezrozumiała jest obecność tylko jednego portu USB w całym aucie, zwłaszcza, gdy Android Auto i Apple Car Play działają wyłącznie przewodowo. Na plus mogę z kolei zaliczyć stabilność połączenia ze smartfonem. Zdarzające się od czasu do czasu gubienie łączności to chleb powszedni w wielu współczesnych autach, a w SsangYongu w ciągu tygodnia nie zdarzyło mi się to ani razu.
Ciekawie rozwiązano system oświetlenia ambientowego, które sprawia wrażenie trójwymiarowego. Do wyboru jest wiele barw oraz tryb automatycznego zmieniania kolorów. Pod kątem ilości miejsca w kabinie samochód wypada znakomicie. Przestrzeń na głowę i na nogi w drugim rzędzie jest więcej, niż zadowalająca. Na miejscu pasażera z przodu przy wzroście 181 cm mogłem swobodnie wyprostować nogi bez konieczności przesuwania fotela maksymalnie do tyłu. Pojemność bagażnika to 551 l.
Kończąc temat wnętrza, pozytywnie należy ocenić spasowanie materiałów. Podczas jazdy nic nie trzeszczy, nie stuka i nie skrzypi.
Wygląd
Pora przyjrzeć się, jak Korando prezentuje się na ulicy. Podobnie jak w przypadku Tivoli, im dłużej patrzyłem na to auto i dłużej nim jeździłem, tym bardziej przekonywałem się do jego, nadal wyraźnie azjatyckiej, urody. Moim zdaniem z sylwetką Korando można się polubić. Wyróżnikiem są tu mocno zaznaczone tylne nadkola, kawał chromowanej listwy na tylnej klapie przypominającej wąsy oraz nisko umieszczone tylne kierunkowskazy.
Jazda
1,5-litrowa benzyna o mocy 163 KM i 1,6-litrowy diesel o mocy 136 KM to dwie opcje wyboru tego, co może pracować pod maską. W obu odmianach możemy dostać 6-biegowy automat (8 tys. zł), a w benzynie dodatkowo napęd na 4 koła (9 tys. zł). Ja testowałem diesla z automatem i jedynym możliwym napędem, czyli na przód. Taki zestaw spisywał się bez zarzutów.
Silnik nie był przesadnie głośny, a automat okazał się szybki i w większości przypadków płynny. Na pochwałę zasługuje szybkość ruszania auta po tym, jak wciśniemy pedał gazu z aktywnym systemem start-stop.
SsangYong nie podaje czasu przyspieszenia od 0 do 100 km/h, ale moje odczucia podpowiadają mi, że jest to raczej powyżej 10 sekund. Do codziennej jazdy wystarcza. Być może terenowe korzenie marki są powodem, dla którego w danych technicznych znajdziemy wartość prześwitu oraz kąty natarcia, zejścia i rampowy. Ten pierwszy to 16,4 cm, a pozostałych nie przytaczam, bo to nie jest terenówka.
Duże, 19-calowe koła i spory, jak na ten rozmiar, profil opony, korzystnie wpływają na komfort jazdy Korando. Auto przyjemnie radzi sobie z nierównościami, a przy tym zawieszenie pracuje cicho. Pod kątem precyzji prowadzenia i przechyłów na zakrętach samochód wypada już gorzej, ale o ile nie przyjdzie nam wykonywać jakichś niespodziewanych, nagłych manewrów, nie będzie to problemem.
Do wyboru mamy trzy tryby jazdy - normalny, sport i zimowy. Ten ostatni, jak wyczytałem w instrukcji, polega na tym, że auto rusza po prostu z drugiego biegu. Ciekawostka - instrukcja do Korando liczy aż 508 stron.
SSangYong Korando - spalanie
Jazda po Inowrocławiu to w teście zużycie paliwa na poziomie 7 l/100 km. W trasie, przy spokojnej jeździe, Korando zadowalał się 4,7 l na setkę, a przy 140 km/h zużycie wynosiło 7,5 l/100 km.
Ceny
97 990 zł to kwota za bazową benzynę w manualu w podstawowej odmianie Crystal. Zaznaczyć należy, że już w tej wersji dostajemy niezłe wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa, a także chociażby 2-strefową klimatyzację, 17-calowe alufelgi, LED-owe światła do jazdy dziennej, czy podstawowy tempomat. Najtańszy diesel w automacie kosztuje 120 990 zł. Mój testowy egzemplarz doposażony w niemal wszystko, co jest na liście opcji, to już wydatek około 170 tys. zł.
Podsumowanie
SsangYong Korando jest ciekawą alternatywą dla europejskich oraz innych, w tym koreańskich konkurentów. To bardzo przestronne, bogato wyposażone i dobrze spasowane auto. Biorąc pod uwagę to, ile oferuje, wydaje się rozsądnie wycenioną propozycją. Jeśli oczekujesz, że samochód nieznanej, azjatyckiej marki będzie rekompensował swoją niepopularność niską ceną, to w tym przypadku trudno powiedzieć, żeby było tanio.
Z drugiej strony, po tygodniu spędzonym za kierownicą Korando nie widzę powodów, by miało kosztować dużo mniej od Skody, Volkswagena, czy Hyundaia. Jeśli mówimy o Tivoli Grandzie, owszem, tam różnice w stosunku do współczesnych rywali były duże. Korando to jednak znacznie nowsza konstrukcja i warta rozważenia wśród osób szukających średniego SUV-a.
Cennik:
Dziękuję SsangYong Auto Polska za udostępnienie auta do testu.