Nie od dziś wiadomo, że przepisy o ruchu drogowym nie są dla wszystkich do końca jasne - sędziowie, policjanci, czy egzaminatorzy czasem różnie je interpretują. Jedną z takich spraw jest prędkość, z jaką możemy poruszać się po pokonaniu tzw. śpiącego policjanta, przed którym stoi znak z ograniczeniem do 20 lub 30 km/h. Choć przepisy mówią, że ograniczenie prędkości może odwołać tylko odpowiedni znak lub skrzyżowanie, to kierowcy zwyczajowo przyspieszają za progiem zwalniającym, o ile nie jest to na przykład strefa zamieszkania.

Ministerstwo Infrastruktury, w odpowiedzi na interpelację jednego z posłów i mając na uwadze ostatnie rozstrzygnięcia sądowe postanowiło więc zająć stanowisko w tej sprawie. Potwierdziło, że z nakazaną prędkością przez znak trzeba jechać aż do najbliższego skrzyżowania lub odwołania ograniczenia przez znak.

Intencją drogowców stawiających znaki w rejonie przejścia dla pieszych na ul. Wierzbińskiego nie było zapewne ograniczenie prędkości dla aut na blisko półkilometrowym odcinku od progu aż do skrzyżowania z ulicą Świętokrzyską. Zgodnie z tą wykładnią, jadąc w kierunku centrum miasta powinniśmy mieć na liczniku najwyżej 30 km/h, w przeciwnym kierunku - w stronę osiedla - możemy natomiast jechać 50 km/h. Podobne sytuacje występują jeszcze m.in. na ulicy Błażka i Szarych Szeregów. Apelujemy zatem do drogowców, aby zweryfikowali znaki ograniczeń prędkości w pobliżu progów zwalniających.