Joanna Labuda: W inowrocławskim szpitalu po raz pierwszy od ćwierć wieku szykują się zmiany na stanowisku dyrektora. Czy zamierza Pan wziąć udział w konkursie na to stanowisko?
Dr Bartosz Myśliwiec: Przez niemal sześć lat pełnienia funkcji zastępcy dyrektora ds. lecznictwa oraz naczelnego lekarza intensywnie związałem się z tą placówką. Zarządzanie szpitalem to duże wyzwanie, ale także misja, którą chciałbym podjąć. W związku z tym planuję start w konkursie na stanowisko dyrektora.
Jak długo pracuje Pan w inowrocławskim szpitalu?
Rozpocząłem pracę w 2012 roku jako lekarz stażysta. W maju 2013 roku zacząłem specjalizację na oddziale kardiologicznym w zakresie chorób wewnętrznych. Pracowałem tam do 2018 roku, jednocześnie udzielając świadczeń w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Inowrocławiu. Po krótkiej przerwie związanej z przygotowaniami do egzaminu specjalizacyjnego dyrektor Eligiusz Patalas zaproponował mi objęcie stanowiska zastępcy dyrektora ds. lecznictwa i naczelnego lekarza szpitala. Funkcję tę pełnię od 1 lipca 2019 roku, a po trzymiesięcznym okresie próbnym nasza współpraca została przedłużona.
Czy dzięki temu doświadczeniu zna Pan szpital od podszewki?
Przeszedłem tu wszystkie szczeble kariery zawodowej – od stażysty, przez lekarza rezydenta, po specjalistę. Pracowałem również na pierwszym oddziale chorób wewnętrznych oraz na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Ukończyłem studia z zakresu zarządzania w ochronie zdrowia oraz doktoranckie studia medyczne, uzyskując w 2020 roku tytuł doktora nauk medycznych i nauk o zdrowiu na Collegium Medicum UMK. Podjąłem także pracę w poradniach specjalistycznych oraz uczestniczyłem w tworzeniu podstawowej opieki zdrowotnej w szpitalu. Obecnie realizuję szkolenie specjalizacyjne z farmakologii klinicznej.
Miał Pan mentora, który inspirował Pana w codziennej pracy?
Tak, szczególnie dwie osoby miały wpływ na mój rozwój zawodowy. Pierwszą z nich była dr Beata Cieślak, która była zastępcą koordynatora oddziału kardiologicznego, ale też szefową mojej specjalizacji. Dzięki niej nabyłem szlifów klinicznych. Wielu rzeczy przestałem się bać. Miałem szczęście, że wzięła mnie pod swoje skrzydła, nauczyła budowania relacji z pacjentem, ale też radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Drugą osobą jest mój obecny przełożony, dr Eligiusz Patalas, który przekazał mi cenną wiedzę z zakresu zarządzania placówką medyczną i zespołem ludzkim. Dzięki niemu zrozumiałem, jak istotne w medycynie są jakość i bezpieczeństwo świadczeń zdrowotnych.
Jaka jest zatem pańska wizja rozwoju inowrocławskiego szpitala?
Szpital już teraz jest jedną z czołowych placówek w regionie, ale kluczowy jest jego dalszy rozwój i dostosowywanie do zmieniających się potrzeb demograficznych. Przede wszystkim konieczne jest zapewnienie lepszej opieki długoterminowej dla seniorów. Starzenie się społeczeństwa prowadzi do wzrostu liczby pacjentów z wielochorobowością i wymaga precyzyjnej farmakoterapii, by uniknąć skutków polipragmazji (niewłaściwa terapia wielolekowa - przyp. red.). W powiecie inowrocławskim brakuje publicznych placówek zapewniających tego typu świadczenia. Obecnie istnieje tylko jeden prywatny ośrodek z 20 łóżkami, podczas gdy potrzeby są kilkukrotnie większe.
Drugim istotnym aspektem jest rozwój skoordynowanej opieki specjalistycznej. Powinniśmy przesunąć nacisk z hospitalizacji na opiekę ambulatoryjną, zwiększając dostępność specjalistów i diagnostyki. To pozwoliłoby skrócić kolejki oraz zmniejszyć liczbę hospitalizacji.
W ostatnim czasie z powodu braków kadrowych istniało realne zagrożenie zamknięcia oddziału chorób wewnętrznych w Inowrocławiu. Jakie są przyczyny tego problemu?
Interna to dziedzina medycyny obejmująca szeroki zakres schorzeń nieoperacyjnych. Jest wymagająca, ponieważ lekarz musi posiadać rozległą wiedzę z różnych obszarów. Niestety, od dłuższego czasu nie cieszy się popularnością wśród młodych medyków. Aby przystąpić do państwowego egzaminu specjalizacyjnego, kandydaci muszą opanować ogromny zakres materiału. Wprowadzono zmiany w systemie kształcenia, umożliwiające specjalizowanie się bezpośrednio w poddziedzinach interny, takich jak pulmonologia, kardiologia czy hematologia. W efekcie coraz mniej lekarzy decyduje się na klasyczną specjalizację internistyczną, co prowadzi do braków kadrowych.
Jakiś czas temu stanęliśmy przed poważnym kryzysem – liczba lekarzy na oddziale internistycznym była tak mała, że nie byliśmy w stanie zapewnić pacjentom odpowiedniej opieki. W związku z tym podjęliśmy decyzję o zmniejszeniu liczby łóżek. Pomimo redukcji do 66 miejsc, w trudnym okresie epidemicznym zdarzało się, że liczba pacjentów przekraczała 80.
A jaka jest obecna sytuacja na oddziale?
Zgodnie z przyjętymi standardami jeden lekarz internista powinien opiekować się pięcioma lub sześcioma pacjentami. To oznacza, że na oddziale chorób wewnętrznych powinno pracować co najmniej 10 lekarzy. Obecnie mamy jednak tylko 5 lekarzy zatrudnionych na pełen etat oraz jednego na pół etatu. Cały czas poszukujemy internistów i staramy się ich zachęcić do pracy w naszym szpitalu, zwłaszcza że oferowane wynagrodzenia są konkurencyjne nawet w porównaniu ze szpitalami klinicznymi.
Czy inne oddziały również borykają się z brakami kadrowymi?
Największym wyzwaniem jest Szpitalny Oddział Ratunkowy. Udało nam się pozyskać siedmiu nowych lekarzy z Bydgoszczy, dzięki czemu udaje się zapełniać luki dyżurowe. Nadal potrzebujemy jednak specjalistów. Trudności kadrowe występują także na oddziale kardiologicznym, gdzie pracuje dwóch lekarzy i hemodynamista. W naszym szpitalu funkcjonuje oddział intensywnego nadzoru kardiologicznego, na którym leczymy pacjentów po zawale serca, z ostrą niewydolnością krążenia czy zatorowością płucną. To osoby wymagające szczególnego nadzoru i kompleksowej opieki.
Naszym priorytetem jest zapewnienie wysokiej jakości świadczeń zdrowotnych, ale także stworzenie bezpiecznych i komfortowych warunków pracy dla lekarzy oraz pielęgniarek. Nie można zapominać, że oprócz niedoboru lekarzy zmagamy się również z deficytem wykwalifikowanego personelu pielęgniarskiego, co stanowi dodatkowe wyzwanie w organizacji opieki nad pacjentami.
Ilu pielęgniarek brakuje?
Obecnie w naszym szpitalu brakuje około 20 pielęgniarek, a sytuacja może się jeszcze pogorszyć, gdyż w najbliższym czasie część personelu osiągnie wiek emerytalny.
Aby zaradzić temu problemowi, podjęliśmy działania zmierzające do zwiększenia liczby wykwalifikowanego personelu. Jednym z kluczowych kroków było uruchomienie kierunku pielęgniarstwa na Wyższej Szkole Przedsiębiorczości w Inowrocławiu. Pierwsi absolwenci wkrótce ukończą studia, co daje nadzieję na poprawę sytuacji w zakresie opieki pielęgniarskiej.
Wśród braków kadrowych trzeba wymienić także dermatologa. Dlaczego poradnia jest aktualnie zamknięta?
Poradnia jest jedynie czasowo zawieszona, ponieważ lekarz odszedł na emeryturę. Jednak nie zamierzamy jej likwidować i poszukujemy nowego specjalisty.
Pacjentki z cukrzycą ciążową z naszego powiatu muszą szukać pomocy w Bydgoszczy. Czy szpital planuje zatrudnienie diabetologa, który objąłby opieką kobiety w ciąży?
Obserwujemy rosnącą liczbę kobiet w ciąży z zaburzeniami gospodarki węglowodanowej, podczas gdy liczba diabetologów pozostaje niewystarczająca. W Bydgoszczy świadczenia w tym zakresie oferuje Szpital Uniwersytecki im. Biziela, będący naszym ośrodkiem referencyjnym dla ginekologii i położnictwa. W przeszłości opiekę diabetologiczną dla kobiet w ciąży zapewniał także bydgoski Szpital Miejski.
Niestety, zauważamy, że niewielu diabetologów decyduje się na specjalizację w tym obszarze, co jest zrozumiałe – opieka nad kobietami w ciąży wiąże się z ogromną odpowiedzialnością za dwa życia. Mimo trudności temat ten zasługuje na uwagę. Być może warto podjąć działania w celu znalezienia lekarza zainteresowanego udzielaniem tego rodzaju świadczeń w naszym szpitalu, zwłaszcza że nasz oddział położniczo-ginekologiczny posiada drugi stopień referencyjności.
Szpital otrzyma fundusze z Krajowego Planu Odbudowy – jakie zmiany nas czekają?
Dzięki środkom z Krajowego Planu Odbudowy planujemy utworzenie oddziału opieki długoterminowej. W jego ramach powstanie 16 łóżek przeznaczonych dla pacjentów wymagających dłuższej rekonwalescencji oraz osób pozbawionych odpowiedniej opieki ze strony bliskich. To pierwszy krok w kierunku rozwoju kompleksowej opieki długoterminowej w powiecie inowrocławskim.
Nowy zakład opiekuńczo-leczniczy zostanie zlokalizowany na oddziale chorób wewnętrznych, co umożliwi płynne przekazywanie pacjentów po zakończonym leczeniu. Jego celem będzie zapewnienie im warunków do odzyskania sił i powrotu do samodzielnego funkcjonowania w domu.
Oczywiście 16 łóżek to liczba niewystarczająca, dlatego Zarząd Powiatu Inowrocławskiego kontynuuje działania na rzecz dalszego rozwoju tej formy opieki.
Jaka jest sytuacja finansowa szpitala?
Sytuacja finansowo-ekonomiczna naszego szpitala jest bardzo trudna, podobnie jak w większości szpitali powiatowych w Polsce. Na ten rok planujemy stratę na poziomie około 30 milionów złotych.
To dotyczy tylko bieżącego roku?
Tak, a do tego dochodzą jeszcze zobowiązania z lat poprzednich, które wynoszą około 100 milionów złotych. Głównym problemem jest nieadekwatna wycena świadczeń zdrowotnych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Jeśli NFZ narzuca stawki poniżej rzeczywistych kosztów leczenia pacjentów, trudno oczekiwać, że działalność szpitala będzie się bilansować.
Najniżej wycenione świadczenia to te podstawowe – obejmujące choroby wewnętrzne, chirurgię ogólną, ginekologię i położnictwo, anestezjologię oraz intensywną terapię. Ich wycena jest nieproporcjonalna do faktycznych kosztów, a do tego od dłuższego czasu nie była rewaloryzowana.
Kolejnym wyzwaniem jest ustawa o wynagrodzeniach dla pracowników ochrony zdrowia, która gwarantuje coroczne podwyżki dla personelu medycznego i niemedycznego. Sama idea jest słuszna – pracownicy służby zdrowia powinni zarabiać godnie. Problem w tym, że ustawodawca nie zapewnił odpowiedniego finansowania tych podwyżek.
NFZ rekompensuje wzrost wynagrodzeń poprzez zwiększenie wyceny świadczeń zdrowotnych, np. podnosząc stawkę za daną procedurę o 100 zł, ale jednocześnie wymaga zwiększenia liczby wykonywanych świadczeń. W efekcie koszty podwyżek nie są w pełni pokrywane z budżetu państwa, co dodatkowo obciąża budżet szpitali.
Czy można to jakoś naprawić?
To dwa kluczowe czynniki powodujące coroczny deficyt finansowy. Wydaje się, że najbardziej skutecznym rozwiązaniem byłaby adekwatna wycena świadczeń oraz zabezpieczenie właściwych środków na wynagrodzenia w ochronie zdrowia. Niestety, w skali całego systemu brakuje na to wystarczających funduszy.
Obecnie płacimy 9 proc. składki zdrowotnej, co oznacza, że niemal 1/10 naszych zarobków przeznaczana jest na ochronę zdrowia. Mimo to system wciąż zmaga się z poważnymi problemami – długimi kolejkami do specjalistów oraz deficytami finansowymi szpitali. Wysoka składka nie rozwiązała tych trudności, a pacjenci, choć obowiązkowo wpłacają środki na system, często nie otrzymują adekwatnych korzyści.
Budżet Narodowego Funduszu Zdrowia na ten rok wynosi 222 miliardy złotych, ale już teraz wiadomo, że na zaspokojenie wszystkich potrzeb zabraknie około 79 miliardów złotych. Wydaje się więc, że obecny model nie działa efektywnie.
Czyli polski system ochrony zdrowia wymaga całkowitej przebudowy?
W mojej ocenie – i zdaniem wielu ekspertów – ten system nie jest już naprawialny. Kolejne dofinansowania przypominają mechanizm dziurawego wiadra – niezależnie od tego, ile środków do niego "dosypiemy", one i tak znikną bez realnej poprawy sytuacji. Dlatego konieczna jest fundamentalna przebudowa systemu ochrony zdrowia.
Jakie rozwiązania mogą poprawić sytuację?
Przede wszystkim musimy dokładnie przeanalizować dostępne zasoby: liczbę lekarzy, pielęgniarek, szpitali i placówek POZ. Następnie konieczne jest stworzenie map potrzeb zdrowotnych, które wskażą, jakie świadczenia są najbardziej potrzebne w danym regionie. Kluczowe jest postawienie pacjenta w centrum systemu i „obudowanie” go odpowiednimi świadczeniami – zapewnienie mu właściwej podstawowej opieki zdrowotnej, łatwego dostępu do ambulatoryjnej opieki specjalistycznej, a dopiero w razie potrzeby hospitalizacji w warunkach szpitalnych.
Dopóki system nie zostanie skonstruowany w taki sposób, by realnie służyć pacjentowi, nie możemy mówić o jego stabilności i bezpieczeństwie. Oczywiście, do tego niezbędne są odpowiednie rozwiązania prawne.
Zaznaczam, że szpitale nie chcą zysku – chcą bilansu. Szpital nie działa jak firma. Jako instytucja non-profit nie dąży do generowania dochodów, lecz do bilansowania swojej działalności, tak aby móc zapewnić pacjentom kompleksową i stabilną opiekę medyczną.