- Co spowodowało, że wybrałeś zawód nauczyciela i pracę z młodzieżą?

Waldemar Wąśniewski: - Przypadek. Od dzieciństwa wiedziałem, że pójdę na studia. Tak mi rodzice powtarzali. Nie wiedziałem, czym są studia , ale wiedziałem, że na nie pójdę. W szkole średniej utwierdziłem się w swoim przekonaniu, bo studia są fajne. Tak mi starsi koledzy mówili. Poziom mojej świadomości, jak widać, nie był wysoki. Po maturze wybrałem historię, bo uznałem, że na ten kierunek mam największe szanse zdać egzaminy. Dostałem się mimo silnej konkurencji – 7 kandydatów na jedno miejsce. Studia okazały się fajne, koledzy mieli rację. Na czwartym roku, kiedy musiałem odbyć praktykę pedagogiczną w szkole, uświadomiłem sobie, w co się "pakuję”. Byłem trochę przerażony wizją prowadzenia lekcji z dziećmi, ale nie było już odwrotu. Pierwsza lekcja, którą przygotowywałem w akademiku całą noc, okazała się sukcesem. Dzieci były aktywne, wręcz szalały w klasie, a ja poczułem się jak ryba w wodzie. Opiekunka mojej praktyki studenckiej ku mojej radości powiedziała – „pan będzie dobrym nauczycielem”. Wówczas przyszła refleksja, może to właściwa droga dla mnie? Dzisiaj, po 38 latach pracy wiem, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. Miałem szczęście, bowiem nie ma nic gorszego, jak wstawać codziennie rano i iść do pracy, której się nie lubi. Ja swoją uwielbiam.

- Jaka jest współczesna rola pedagoga?

W.W.: - Ogromna. Pobyt ucznia w szkole może być traumą, która wywrze piętno na młodym człowieku na wiele lat. Ale może być okresem, który pozytywnie wpłynie na dopiero kształtującą się osobowość. Jeśli trafi na pedagogów otwartych, empatycznych, sprawiedliwych, merytorycznie sprawnych i szanujących godność młodego człowieka, to w życie dorosłe wkroczy bez zahamowań, z dużą pewnością siebie i świadomością swojej wartości. Każdy z nas może swoich nauczycieli podzielić na takich, którzy nie pozostawili w naszych wspomnieniach żadnych śladów, bezbarwnych i nijakich oraz na takich, których się pamięta, podziwia, wspomina z szacunkiem. Ci drudzy wypełnili właściwie swoją pedagogiczną misję.

- Co dzisiaj jest największym wyzwaniem dla nauczyciela historii?

W.W.: - Myślę, że wyzwań jest wiele. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że najtrudniej jest rozbudzić zainteresowanie historią, bardzo ważnym przedmiotem. Trudność wynika z faktu, iż czytanie książek jest dziś niemodne. Jeśli uczeń od najmłodszych lat więcej czasu spędza z książką niż ze smartfonem, to znajdzie pasję, może na całe życie i może będzie nią historia. Niestety, Facebook, Instagram czy Twitter wygrywają z czytaniem. Na usprawiedliwienie młodzieży powiem, że przy tak ogromnej ilości lekcji w tygodniu i rozbudowanej podstawie programowej, brakuje czasu na rozwijanie różnych zainteresowań. Tak mniej więcej od 7 klasy szkoły podstawowej do matury, polski uczeń jest przemęczony, zniechęcony do obowiązków szkolnych, podatny na depresję i inne problemy w sferze psychicznej.

Niemniej nauczyciele historii nie poddają się. Staramy się zarazić uczniów zamiłowaniem do historii i podnosić świadomość historyczną. To jest najważniejsze – "Naród, który nie zna swojej historii, umiera”.

- Czy profil Twojej klasy przyciąga prawdziwych pasjonatów historii i WOS-u?

W.W.: - Przyciąga, ale prawdziwych pasjonatów nie jest wielu. 20, 30 lat temu, przed erą smartfonów i Facebooka, było ich więcej. Wówczas uczniowie czytali książki. Pasję rozbudzali w szkole podstawowej, ja w liceum starałem się nie ugasić tego ognia. Dzisiaj na szczęście też trafiają pod moje skrzydła uczniowie zainteresowani historią i wiedzą o społeczeństwie. O tych uczniach później mieszkańcy Inowrocławia mogli przeczytać w lokalnych mediach opisujących sukcesy olimpijskie. Grubo ponad 100 tytułów finalistów i laureatów z historii i WOS-u zdobyli właśnie pasjonaci. Pasja to wielka wartość, która wzbogaca młodego człowieka. Jestem z nich dumny, bo współczesna szkoła z przeładowaną podstawą programową nie sprzyja rozbudzaniu pasji.

- Czy w rozmowach z uczniami często przytaczasz przykład Adama Szydzika, motywując ich do pracy i udziału w konkursach?

W.W.: - Zawsze przytaczam takie pozytywne wzorce kolejnym pokoleniom. Adam zapewne nieraz słyszał na moich lekcjach o swoich poprzednikach, znakomitych olimpijczykach. Następnym rocznikom już opowiadam, ile można osiągnąć pracą i konsekwencją w dążeniu do celu, być najwybitniejszym olimpijczykiem w 100 - letniej historii szkoły i jednocześnie być lubianym przez rówieśników kolegą ze wspaniałym poczuciem humoru. Miałem przyjemność być nauczycielem Adama przez 4 lata i obserwować jego rozwój. To dla mnie niesamowita satysfakcja.

- Adam, czego, oprócz wiadomości historycznych i politycznych, nauczył Cię prof. Wąśniewski?

Adam Szydzik: - Moim zdaniem, najważniejszą i najistotniejszą postawą, której nauczył mnie Pan Profesor Wąśniewski, jest aktywne podejście do wszelkich działań podejmowanych w życiu – zwłaszcza na płaszczyznach naukowych, społecznych czy po prostu szkolnych. Tenże aktywizm przejawiał się w różnych formach - pokonaliśmy z Panem Profesorem wspólnie ponad 15 tysięcy kilometrów, wyjazdy i przygotowania do olimpiad historyczno-wosowskich, uczęszczanie z moją ukochaną klasą licealną w wykładach czy sympozjach poświęconych tematyce prawnej czy społecznej, wyjazdy, np. do Sejmu RP. Przyjęcie takiego podejścia, nastawienia do życia z pewnością warunkuje rozwój oraz satysfakcję z podejmowanych inicjatyw, ale przede wszystkim skutkuje poznaniem wielu ciekawych i interesujących ludzi – od prowadzących wykłady po moich rówieśników, innych olimpijczyków, z którymi kontakt utrzymuję po dziś dzień (mimo czasem sporych różnic odległościowych). Ten aktywizm społeczny, który warunkuje wszelkie pozostałe skutki wymienione enumeratywnie przeze mnie, jest najcenniejszą lekcją Pana Profesora. Tę postawę, którą promuje Pan Profesor, można spuentować poprzez przekonstruowanie słynnej zasady Hipokratesa z Corpus Hippocraticum: "Po pierwsze: nie nudzić."

- Czy byłeś członkiem Klubu Europejskiego "Konopa"? Jeśli tak, to jak wspominasz zajęcia pozalekcyjne z obszaru politologii i stosunków międzynarodowych?

A.Sz.: - Tak, byłem członkiem Klubu Europejskiego "Konopa". Zajęcia pozalekcyjne wspominam sympatycznie i bardzo miło. Szczególnie utkwiły w mojej pamięci kółko o tematyce interdyscyplinarnej z pogranicza historii, politologii, socjologii, stosunków międzynarodowych i prawa po roku 1945. Zajęcia były prowadzone w sposób, moim zdaniem, wyśmienity i ciekawy. Oczywiście, była to także okazja do dalszej integracji z klasą. Pamiętam również koło przygotowawcze do jednej olimpiady poświęcone mojej ulubionej tematyce mediewistycznej, gdzie poznawałem tajniki średniowiecza z wieloma ciekawostkami a propos głównych tematów. Niezwykle miło wspominam także zajęcia, które prowadzili zapraszani przez Pana Profesora prawnicy. Te wykłady kończyły się zawsze ćwiczeniem praktycznym, dzięki czemu mogłem wraz z klasą zapoznać się zarówno z teoretycznym i praktycznym wymiarem rozlicznych gałęzi prawa publicznego i prywatnego.

- Wybrałeś historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Czy planując swoją ścieżkę kariery inspirowałeś się postacią prof. Wąśniewskiego?

A.Sz.: - Myślę, że Pan Profesor Wąśniewski jest jedną z najważniejszych osób, obok mojego ojca i nauczyciela ze szkoły podstawowej Pana Andrzeja Jakubowskiego, które zaważyły o moim wyborze historii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dzięki Panu Profesorowi niesamowicie rozwinąłem się pod względem historycznym i utwierdził mnie w przekonaniu, że historia jest moją życiową pasją, którą chciałbym zajmować się na co dzień i będę przy tym szczęśliwy. Pan Profesor jest rzeczywiście kluczową i istotną osobą, która poniekąd zachęciła mnie do pójścia na studia historyczne. Jestem za to ogromnie wdzięczny.

- Jaki jest w przerwach międzylekcyjnych i po zajęciach?

A.Sz.: - Pan Profesor w przerwach międzylekcyjnych i po zajęciach jest dokładnie taki sam jak na lekcjach - nikogo nie udaje. Jest osobą obdarzoną świetnym poczuciem humoru, towarzyską, sympatyczną, mającą gargantuiczną słabość do kawy. Pan Profesor jest fantastycznym rozmówcą i gadułą - jeżdżąc poznałem wiele ciekawych, opowiadających o latach minionych, anegdot, historii, opowieści czy krotochwil okraszonych często nutą sarkazmu i zakończonych zazwyczaj wysublimowaną puentą. O Panu Profesorze można mówić godzinami, a z pewnością i tak niedostatek czasowy byłby odczuwalny. Reasumując za pomocą kolokwializmu, Pan Profesor jest po prostu zarąbisty.

- Czy teraz, po ukończeniu liceum, jesteście w kontakcie?

A.Sz.: - Oczywiście, systematycznie przesyłałem pozdrowienia z moich wojaży zagranicznych i krajowych. Pan Profesor ukazywał mi, jak idą postępy w pracach remontowych w Klubie Europejskim "Konopa’". Niedawno odwiedziłem moje liceum i rzecz jasna spotkałem się m.in. z Panem Profesorem Wąśniewskim. Potem jeszcze zapewne kiedyś liceum odwiedzę.

wsp_modul