Przypomnijmy. Wnioskodawcy zwracali uwagę m.in. na zapisaną w liście poufność informacji dotyczących inwestyji oraz samą możliwość podpisania przez włodarza takiego dokumentu.

- Toczyły się jakieś rozmowy, dyskusje. Kto brał w nich udział, kto uzgadniał treść porozumienia i kto w konsekwencji doprowadził do jego podpisania? - pytał Ireneusz Stachowiak zarzucając włodarzowi, że o sprawie nie informował miejskich radnych, komisji, ani mieszkańców. Jego zdaniem podpis skarbnika miasta oznacza, że Inowrocław najprawdopodobniej mógł zawrzeć jakieś zobowiązania finansowe w tej sprawie.

Ratusz nazwał doniesienie do prokuratury przez byłego zastępcę prezydenta "absurdalnym" i tematem zastępczym wobec ujawnionych wówczas przez media informacji o przyznanych wysokich stopniach górniczych m.in. dla radnego Damiana Polaka i żony Ireneusza Stachowiaka.

- W podobnej sprawie listy intencyjne podpisywali i podpisują liczni prezydenci i burmistrzowie... Wystarczy zerknąć do internetu. W naszym województwie dotyczy to m.in. prezydentów Bydgoszczy, Torunia, Włocławka, a w powiecie dwukrotnie list intencyjny z "Ciechem" w tej samej sprawie podpisywał burmistrz Janikowa - informowała Adriana Szymanowska, rzecznik Urzędu Miasta.

- Okazuje się, że nasz wniosek nie jest wcale taki "absurdalny", jak określił to prezydent Brejza, próbując go bagatelizować. Sprawa nabiera szczególnego wymiaru, zwłaszcza w kontekście ostatnich zatrzymań osób, podejrzanych o wręczenie i przyjęcie 5 mln zł łapówki przy kontraktach zawieranych w warszawskim MPO. Przypominamy, że wśród zatrzymanych jest jeden z sygnatariuszy listu intencyjnego dotyczącego budowy spalarni. Mamy nadzieję, że ta bulwersująca opinię publiczną w Inowrocławiu kwestia, zostanie wyjaśniona przez organy ścigania i poznamy wszystkie okoliczności związane ze zobowiązaniami podjętymi przez miasto w tym skandalicznym liście - komentują dziś Ireneusz Stachowiak i Damian Polak.