Z Inowrocławia przez świat na paralotni
Ino.online: Paralotniarstwo jest popularne?
Piotr Rychlicki: W Polsce ta dyscyplina rozwija się od lat 90. Ludzie nie zdają sobie jednak sprawy, że to najtańsza forma latania, która pozostawia wspaniałe wspomnienia na całe życie. Wbrew pozorom to nie jest drogi sport i każdy, kto kocha latać znajdzie pieniądze, by kupić sprzęt. Inaczej jest w Nepalu. Tam ludzie traktują paralotniarstwo jak prestiż. Mają marzenia, by zostać pilotem tandemowym. To było dla mnie ogromne zaskoczenie.
Ino.online: Skąd pomysł, by się tym zająć?
Piotr Rychlicki: Zaczęło się nieco ponad dwa lata temu. Startowałem od kitesurfingu (sport polegający na poruszaniu się po wodzie na desce przy pomocy latawca - przyp. red), ale czułem, że potrzebuję czegoś więcej. Ktoś podsunął mi pomysł, bym sprawdził, czym jest paralotniarstwo. Nagle wszystko się przede mną otworzyło. Kupiłem paralotnię i zacząłem się uczyć. Niestety sam nauczyłem się jedynie złych nawyków. Rzuciłem pracę, zrobiłem kurs i poleciałem w Himalaje. To była moja pierwsza samotna podróż. Każdego dnia skupiałem się tylko na lataniu.
Ino.online. Jak planujesz lot?
Piotr Rychlicki: Przede wszystkim istotne jest to, na czym latamy. Mamy do wyboru skrzydła szkolne, które są maksymalnie bezpieczne i skrzydła sportowe. Na tych drugich lata się dużo lepiej, ale są też bardziej niebezpieczne. Co do samego startu - wcześniej na Google Earth należy znaleźć miejsce, które się do tego nadaje. Niezbędna jest też meteorologia - zawsze bierzemy pod uwagę warunki pogodowe: słońce, kierunek wiatru, temperaturę. Podczas latania używamy prądów wznoszących ciepłego powietrza. W cieple próbujemy robić okrążenia i łapać wysokość. Nigdy nie wiem natomiast, gdzie wyląduje. To jest ta część przygody, w której nic nie jest pewne. Być może polecę 100 kilometrów, może 50. Muszę mieć jednak gwarancję, że w okolicy będzie to możliwe. Podstawą jest też kurs paralotniowy, gdzie uczą startów i lądowań. To absolutne minimum, które trzeba opanować.
Ino.online: Gdzie latałeś?
Piotr Rychlicki: Byłem we Włoszech, Austrii, Słowenii, Walii, Nepalu i nad polskimi górami. Na paralotni przeleciałem też nad Inowrocławiem. To było moje marzenie z dzieciństwa. Startowałem z Aeroklubu, a wylądowem w pobliżu Solanek. To było piękne przeżycie.
Ino.online: Najtrudniejsza podróż to...
Piotr Rychlicki: Najtrudniejsza była tułaczka przez Słowenię. Byłem sam i cały czas pokonywałem góry, których nigdy wcześniej nie widziałem. Tam doszedłem do swoich limitów. W pewnym momencie stwierdziłem, że muszę się spakować i wrócić do domu. Miałem 16 kleszczy, które złapałem w ciągu jednego dnia. Musiałem wrócić. Takich chwil nie było dużo, ale się zdarzały. Podczas pobytu w Himalajach zakładaliśmy, że zdobędziemy jeden ze szczytów w dwie godziny. Czas się jednak wydłużał. Później nie mogliśmy też znaleźć startowiska. Po kilkugodzinnym locie wylądałem w miejscu, gdzie - jak się okazało - nie było żadnej cywilizacji. Szedłem kilka godzin w burzy, bez wody. Byłem odwodniony. To było męczące.
Ino.online: Mimo ewentualnego niebezpieczeństwa planujesz kolejne podróże.
Piotr Rychlicki: Większe niebezpieczeństwo czeka nas przez pogodę i ruchy powietrza, niż samą górę czy brak miejsca do lądowania. Jedna chmura małego cumulusa w 30-40 minut potrafi zamienić się w burzę. Będąc pod nią, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jak się rozbudowuje. To są niebezpieczne sytuacje. Wielokrotnie latamy z sępami i orłami, które mogą zaplątać się w linki. W ten sport trzeba się zaangażować - wtedy latanie pozwala poznać samego siebie, znaleźć duchowy balans. Jeszcze dwa lata temu zależało mi na robieniu rekordów i pokonywaniu coraz większych dystansów. W końcu zauważyłem, że robię to pod swoje ego. Odkryłem hike and fly, czyli zamiast wjeżdżania na szczyt - wchodzenie i złapałem kontrolę nad samym sobą. Teraz tylko to chcę robić.
Ino.online: Gdzie teraz zabierzesz paralotnię?
Piotr Rychlicki: W październiku wybieram się do Indii i Nepalu. Później wymarzona Ameryka Południowa - Columbia i Brazylia. Marzy mi się latanie w Rio.
Dziękujemy za rozmowę.