Zaczęło się 17 stycznia. Wówczas pojawiła się wiadomość o rzekomym wariacie, który poluje na prezydenta Ryszarda Brejzę i w jednej z toalet w inowrocławskim ratuszu umieścił ładunek wybuchowy. Ewakuowano pracowników budynku, a na miejscu działała straż i specjalna jednostka policji. Alarm okazał się fałszywy.
Kolejne zgłoszenia o podłożonych bombach dotyczyły jednej z inowrocławskich stacji paliw oraz marketów Kaufland i Tesco. Służby ponownie ewakuowały pracowników i klientów, ale rzekomych ładunków nie odnaleziono.
Sprawdziliśmy, co grozi osobie, która informuje o fałszywym zagrożeniu. Jak się okazuje, w takim przypadku za bezmyślność i głupi żart można słono zapłacić.
Do końca 2011 r. fałszywe alarmy traktowano tylko jak wykroczenia, co najczęściej skutkowało jedynie grzywną. Jak zaznacza Izabella Drobniecka z Komendy Powiatowej Policji w Inowrocławiu teraz traktuje się je znacznie poważniej, a sprawca takiego czynu może trafić do więzienia nawet na kilka lat.
W 2012 roku do kodeksu karnego wprowadzono artykuł 224a, który mówi, że: "Kto wiedząc, że zagrożenie nie istnieje, zawiadamia o zdarzeniu, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób lub mieniu w znacznych rozmiarach lub stwarza sytuację, mającą wywołać przekonanie o istnieniu takiego zagrożenia, czym wywołuje czynność instytucji użyteczności publicznej lub organu ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia mającą na celu uchylenie zagrożenia, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".
Nowoczesne techniki pozwalają na coraz szybsze ustalenie sprawców. Tak było choćby w sierpniu 2018 roku, kiedy 30-letni mężczyzna zadzwonił pod numer alarmowy 112 informując, że na osiedlu Rąbin w pobliżu zaworu gazowego znajduje się ładunek wybuchowy. Inowrocławska policja zatrzymała go po zaledwie dwóch dniach. Na widok policjantów podejrzany wyskoczył z okna na parterze i próbował się ukryć - bezskutecznie.