Sławomir Drelich: dwie Polski
Jakie te dwie Polski?
Wbrew pozorom te dwie Polski, które kolejny już raz ujawniły się w wynikach wyborów prezydenckich, to nie tylko podział czysto geograficzny na Polskę wschodnią i zachodnią, choć także ta oś ma tutaj swoje znaczenie. W dziesięciu województwach zachodniej Polski wygrał Rafał Trzaskowski, a w sześciu województwach Polski wschodniej – Andrzej Duda. Te dwie Polski to jednak również Polska wielkich miast oraz Polska wsi, miasteczek i miast powiatowych. To także Polska lepiej i gorzej wykształcona, lepiej i gorzej zarabiająca, lepiej i gorzej majętna. To Polska chodząca do teatru i ta, która raczej rzadko albo w ogóle nie czyta książek. To Polska wierząca i praktykująca oraz Polska agnostyczna bądź religijnie obojętna.
Nie dajmy się jednak zmylić! Linie oddzielające te dwie Polski nie biegną w poprzek! Te linie nie oddzielają precyzyjnie ludzi mieszczących się w poszczególnych kategoriach społecznych. Choć rzeczywiście młodsi wyborcy częściej wybierali Trzaskowskiego, a starsi – Dudę, to jednak nie zawsze tak było, a prawidłowość statystyczna nie oddaje nam światłocieni rzeczywistości społecznej. Motywacje każdego wyborcy są sprawą indywidualną, a kierowanie się wyborcy swoim partykularnym interesem nie powinno nikogo dziwić. Od trzydziestu lat przedstawiciele wolnorynkowego mainstreamu uczą nas, że dążenie do własnego interesu powinno być motorem działania ludzi i form. A tymczasem ci sami przedstawiciele wolnorynkowego mainstreamu przecierają oczy ze zdumienia patrząc na ostatnie wyniki wyborów.
Dwie Polski z fejzbuka
Kiedy w powyborczy niedzielny wieczór włączyłem swojego Facebooka, dostrzegłem te dwie Polski w pigułce. Dziesiątki wyborców Trzaskowskiego ogłaszało swój zamiar wyjazdu z Polski, poszukiwania pracy na Wyspach czy złożenia wniosku o „zieloną kartę” do Stanów Zjednoczonych. Dziesiątki wyborców Trzaskowskiego utyskiwało na Zenka Martyniuka, „nierobów”, „tłumoków”, „wieśniaków”, beneficjentów pomocy społecznej, „patoli” tudzież „patusów”. Czyżby kampanijne hasła Polski tolerancyjnej i uśmiechniętej to była zwykła ściema? Czyżby obietnica Polski nowoczesnej i europejskiej, szanującej różnorodność i pluralizm, to była tylko wyborcza zagrywka?
Na tym samym Facebooku dziesiątki wyborców Dudy namawiało wyborców Trzaskowskiego do wyjazdu z kraju, bo wreszcie zostaną rozliczeni… Dziesiątki wyborców Dudy pomstowało na „zdrajców”, „sprzedawczyków”, „złodziei”, „elytę” i „warszawkę”. Dziesiątki wyborców Dudy już zapowiadało wyrwanie mediów z niemieckich rąk i ostateczne rozgonienie komunistycznych sędziów. Czyżby zatem słowa Andrzeja Dudy, które wygłosił zaraz po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów, o pojednaniu i zasypywaniu podziałów to była zwykła ściema? Czyżby zapowiedź współpracy i odcięcia się od ostrego kampanijnego języka to były jedynie mrzonki?
Prawda jednak jest taka, że te dwie Polski tkwią w nas. Te dwie Polski nie mają ani charakteru geograficznego, ani demograficznego, ani ekonomicznego. Wszystkie te wymiary mieszają się ze sobą. Jedna i druga Polska daje przyzwolenie swoim wyznawcom na odczłowieczanie tych drugich, drwienie z nich, pokpiwanie, wyśmiewanie, tworzenie memów, wygłaszanie pełnych patosu oświadczeń, pouczanie, kpiny. Jedna Polska robi to w istocie językiem Zenka Martyniuka, druga zaś – o, zgrozo – językiem Olgi Tokarczuk. Jedna Polska wymierza razy przy pomocy prymitywnej propagandy tzw. mediów publicznych, druga zaś – przy pomocy nieustannego epatowania poczuciem wyższości moralnej, estetycznej, ekonomicznej i kulturalnej. Jedna Polska obraża moralizując, druga – ukrywa swoją agresję pod przykrywką ośmiu gwiazdek.
Polska dwóch partii
Politycy obu dużych partii politycznych, które po 2005 r. wymieniają się u sterów władzy i niemalże całkowicie zawłaszczyły sferę publicznego dyskursu, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że te dwie Polski w nas rzeczywiście istnieją. Od piętnastu lat całkiem skutecznie udaje im się wykorzystywać to dla własnych partyjnych interesów i cementować ten duopol. Pewnie niesprawiedliwym byłoby nazwanie obu tych partii mianem wydmuszek. Wszak jedni całkiem słusznie podkreślają wagę praworządności i wypunktowują obozowi rządzącemu nadużycia związane z naruszaniem równowagi władz, niezależności sądów czy niezawisłości sędziów. Drudzy zaś – również słusznie – nieustannie przypominają, że po 1989 r. nie wszystkim się w Polsce powiodło, a różnice ekonomiczne, ubóstwo czy niedożywienie dzieci były problemami rzeczywistymi, nie zaś tylko czczą gadaniną.
Przede wszystkim jednak obie partie wykorzystują podziały, jakie w polskim społeczeństwie istnieją, do umacniania swojej pozycji na scenie politycznej. Obie nurzają się w emocjonalnym dyskursie, w którym „martyrologia” nieustannie tłucze się z „nowoczesnością”, „germanofobia” z „germanofilią”, „patriotyzm” ze „zdradą”, a „wstawanie z kolan” z „Polexitem”. To łatwiejsze niż przygotowywanie dobrych projektów ustaw, tworzenie platform programowych i zespołów eksperckich, merytoryczna rozmowa z różnymi ekspertami oraz popularyzacja programów politycznych wśród Polaków. Emocje to prostsze i działają błyskawicznie, a programy, merytoryka i polityka ekspercka – wymagają trudu, umiejętności rozmawiania i debatowania, a także wiedzy.
Właśnie dlatego te dwie Polski naszym politykom – w szczególności zaś przedstawicielom obu dużych partii politycznych – zupełnie odpowiadają i w tych realiach nasz partyjny duopol odnalazł się doskonale. Trwająca prawie pół roku wyborcza kampania prezydencka wielokrotnie dowodziła, że tak właśnie jest. Te dwie partie nie mogą bez siebie żyć – karmią się wzajemnie swoją krwią, a nas zarażają nienawiścią. Nie bez powodu Rafał Trzaskowski zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską i nie bez znaczenia był fakt, iż obóz rządzący nieszczególnie przeszkadzał głównej partii opozycyjnej w dokonaniu takiej „podmianki”. Obie te partie doskonale zdawały sobie sprawę, że bezpartyjny kandydat w drugiej turze wyborów prezydenckich będzie przede wszystkim zagrożeniem dla tego szkodliwego duopolu.
dr Sławomir Drelich
Katedra Myśli Politycznej
Wydział Nauk o Polityce i Bezpieczeństwie UMK