Starość i róż. Inowrocławian portret własny
Z Martą spotykamy się w jej pracowni w jednej z kamienic w Inowrocławiu. Wokół, przy ścianach, poustawiane są duże obrazy. Uwiecznione tam postacie starszych ludzi zdają się spoglądać za okno skierowane na ruchliwą ulicę miasta. Na środku stoi sztaluga, a na niej kolejne, rozpoczęte już dzieło. Ze szkicu wyłania się starsza kobieta pociągająca coca-colę z puszki przez słomkę. Przez całą naszą rozmowę jakby uważnie przysłuchiwała się temu, co jej autorka ma do powiedzenia.
Marek Jasik: Czy sztuka była obecna w Twojej rodzinie od zawsze?
Marta Solińska: Dokładnie, sztuka zawsze była obecna. Mój tata całe życie pracował jako grafik. Zdarzało się też, że ilustrował książki. Projektował również medale na Motorowodne Mistrzostwa Polski w Janikowie. Chodził do szkoły plastycznej i uczył się u Pana Stefana Łożykowskiego, u którego później uczyłam się też ja. Z kolei mama zawsze kibicowała i chciała żebym poszła na studia artystyczne.
Marek Jasik: W którym momencie postanowiłaś, że zajmiesz się tym na poważnie?
Marta Solińska: Przyszło to naturalnie. Nic innego nie sprawiało mi takiej satysfakcji. Na pewno duży wpływ miały lekcje u pana Stefana Łożykowskiego, które przygotowały mnie na studia.
Marek Jasik: Czy z perspektywy czasu oceniasz, że warto było pójść na studia artystyczne? Dużo Ci dały, czy wręcz odwrotnie?
Marta Solińska: Uważam, że studia dały mi dużo pod względem warsztatu. Wychodzę z założenia, że to jest podstawa. Najpierw trzeba nauczyć się technik i zasad rysunku i malarstwa, żeby później móc łamać te zasady i poszukiwać własnej drogi. Studia dały mi też dużo otwartego myślenia. Obcowania z artystami i poznawania dokładniej historii sztuki. Wiadomo, że na studiach podejmuje się wiele różnych tematów, ale mnie i tak zawsze ciągnęło do malowania portretów.
Marek Jasik: Jak w praktyce wygląda studiowanie malarstwa?
Marta Solińska: Na studiach malarskich jest kilka pracowni i każdą z nich prowadzi inny profesor, który ma swoje zasady i system nauki. Ja wybrałam pracownie profesora Lecha Wolskiego, ponieważ wydawała mi się najbardziej otwarta i pozwalała na dużo więcej. Poza rysunkiem, malarstwem i historią sztuki jest szereg innych zajęć, które rozbudzają kreatywność.
Marek Jasik: A jak przebiega zaliczanie?
Marta Solińska: Z semestru na semestr realizuje się określone zadania. Jeśli profesorowie widzą, że idzie to w dobrą stronę, to dają więcej swobody. Na zakończenie semestru jest wystawa sprawozdawcza to spotkanie, na którym oceniane są prace. A sama obrona magisterska wygląda tak, że maluje się swój cykl obrazów. Ja akurat namalowałam cykl “Twarze”, były to portrety ludzi, którzy wyglądali jak wyjęci z paszportów, czy dowodów. Następnie piszesz w sumie dwie prace. Pierwszą o swoich obrazach i drugą, w której poruszasz wybrane zagadnienie. Do zrobienia miałam również szkła, ponieważ studiowałam malarstwo sztalugowe ze specjalnością witraż. Całość właściwie wygląda tak, że organizujesz wernisaż. Musisz znaleźć odpowiednie miejsce, powiesić prace. A sama obrona składa się z części otwartej, na którą mogą przyjść nawet osoby z zewnątrz i zadawać pytania osobie, która się broni. Później jest część zamknięta i bronisz się z tego, co stworzyłeś i napisałeś.
Marek Jasik: W Twoim przypadku studia zakończyły się z wyróżnieniem.
Marta Solińska: Tak, złożyły się na to dobre oceny z całego okresu studiów i pozytywna ocena profesorów. Prace wszystkich wyróżnionych osób prezentowane są na ogólnej wystawie. W naszym przypadku było to Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu.
Marek Jasik: Jak w praktyce na studiach wygląda ocenianie sztuki? Na większości innych kierunków kryteria wydają się być oczywiste, jak 2+2=4, a w tym przypadku?
Marta Solińska: Kiedyś pan Stefan Łożykowski powiedział mi, że obraz albo ci się podoba, albo nie, tak jak mogą podobać ci się ptaki czy kwiaty. Jeden to czuje i powie, że mu się podoba, a drugi powie, że nie. To zawsze będzie subiektywna ocena każdego człowieka. Oczywiście jeśli ktoś się na tym zna, jest w stanie ocenić warsztat, przedstawienie podjętego tematu, kreatywność, czy kolorystykę.
Marek Jasik: Ukończenie studiów nie zmieniło twoich zainteresowań w zakresie tego, co chcesz malować. W centrum nadal jest człowiek, ale nie malujesz ludzi pięknych, młodych i bogatych, tylko wręcz przeciwnie.
Marta Solińska: Tak, w moich obrazach przewija się temat brzydoty i starości. Wbrew pozorom, brzydota i starość mogą być też piękne. Zacznijmy od tego, że “brzydki” to jest złe słowo. Mowa raczej o osobach, które nie mieszczą się w kanonie piękna. Umberto Eco w swojej książce “Historia Brzydoty” przedstawił cały przekrój tego zagadnienia. Z drugiej strony ludzie, których widzimy na Instagramie na pierwszy rzut oka wydają się piękni i idealni, tak wygląda ich kreacja i zewnętrze, a czy w rzeczywistości są piękni? To może być sprawa dyskusyjna. Uważam, że prawda i rzeczywistość jest warta uwagi.
Marek Jasik: Zastanawiałaś się, dlaczego podjęłaś taki, dość nietypowy, motyw?
Marta Solińska: Nie mam pojęcia. Po prostu to jest we mnie, jest to dla mnie prawdziwe. Kocham w sztuce szczerość. Zawsze się zastanawiałam, dlaczego mam zajawkę na portrety. Właściwie nic innego mnie nie interesowało, ani pejzaże, ani abstrakcja. Od dziecka fascynuje mnie człowiek. Zawsze lubiłam obserwować ludzi, i ich naśladować, a jako mała dziewczynka rysować dziwne karykatury. W dodatku nie interesowało mnie to, co ładne, idealne i słodkie, tylko to, co wyjątkowe i inne.
Marek Jasik: Malujesz wyłącznie dla przyjemności, czy także dla zarobku? Chyba nie jest łatwo sprzedać obrazu przedstawiający starszego człowieka?
Marta Solińska: Ze względu na to, że pracuję jako grafik i z tej pracy się utrzymuję, to powiedziałam sobie już dawno, że nie będę malowała za wszelką cenę komercyjnie. Mając cały czas z tyłu głowy, że muszę sprzedać obraz, że musi się on podobać szerszemu gronu odbiorców, traci on swoją autentyczność. Czasem widzę po swoich koleżankach, że malowanie po to, aby coś sprzedać, wiąże się z pewnymi ustępstwami. Mnie nie zależy na sprzedawaniu dużej ilości obrazów. Maluje w swoim stylu i nie chce go zmieniać.
Marek Jasik: Każdy Twój obraz zaczyna się od zdjęcia.
Marta Solińska: Tak, każda z osób, którą namalowałam, najpierw została przeze mnie sfotografowana. Niektóre osoby o tym wiedzą. Tak było chociażby w przypadku Romana, czy Iwonki, którzy przyszli mi pozować. Są też takie sytuacje, kiedy zauważę, że ktoś stanie na chodniku i się zamyśli, a ja widzę, że może być z tego świetne ujęcie. Wtedy wyciągam telefon i robię zdjęcie.
Marek Jasik: Skąd pomysł na różowe tło?
Marta Solińska: Kiedyś malowałam na szarych tłach i w życiu bym nie pomyślała, że zamienię je na różowe. Z czasem zaczęłam delikatnie wprowadzać inne kolory. Największe wrażenie zrobił na mnie róż i to jak koresponduje z postaciami i kolorami na płótnie. I tak powoli najpierw dodawałam linie i inne elementy aż w końcu stwierdziłam, że to dobry pomysł i mogę spróbować zrobić całe tła.
od lewej: "Plaża" - technika mieszana (farba olejna i akrylowa, pastela olejna) 100x140 cm, 2024 rok | "Santa Iwonka" - technika mieszana (farba olejna i akrylowa, pastela olejna) 80x120 cm, 2020 rok | "Bez nazwy" - technika mieszana (farba olejna i akrylowa, pastela olejna) 100x140 cm, 2024 rok
Marek Jasik: Jak długo malujesz jeden obraz?
Marta Solińska: Maluję dość szybko, to nie trwa miesiącami. Staram się usiąść od rana, a wieczorem mieć już dużą część obrazu zrobioną, w kolejnych dniach wprowadzam poprawki. Dużo zależy od rozmiaru obrazu i detali. Zazwyczaj trwa to kilka dni.
Marek Jasik: A jak wygląda cały rytuał z tym związany?
Marta Solińska: Mam swoją koszulę, mam swoje getry, które są upaćkane. Mam swoją szmatkę, która pomimo tego, że już jest sztywna od farby i tak jeszcze mi służy. Kiedyś podczas malowania słuchałam rockowej muzyki, a teraz słucham audiobooków.
Marek Jasik: Aktualnie Twoje prace można podziwiać na wystawie w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku. Czym są dla Ciebie takie wystawy?
Marta Solińska: Wystawy są bardzo ważne i wiem o tym. Myślę, że robię zdecydowanie za mało. Na pewno bardzo mnie stresują, jest to przecież jakiś sposób obnażania siebie, ale z drugiej strony dają ogromną satysfakcję i to właśnie na wystawach często spotykam się z pozytywnym odbiorem moich prac.
fot. Galeria Sztuki Współczesnej we Włocławku:
fot. Galeria Sztuki Współczesnej we Włocławku:
Marek Jasik: A jak wygląda przygotowanie takiej wystawy od kuchni? Czy artysta ponosi z tego tytułu jakieś koszty?
Marta Solińska: Zgłaszasz się do wybranej galerii, wysyłasz portfolio i w tym przypadku nie trzeba płacić ani grosza. Na przykładzie galerii we Włocławku wszystko jest świetnie zorganizowane, a osoby z nią związane działają bardzo profesjonalnie. Wykonałam prace, zdjęcia i opisy, a galeria przygotowała katalog, zaproszenia i co najważniejsze świetnie zaaranżowała całą wystawę. Lecz nie zawsze to tak wygląda, czasem trzeba dostarczyć prace i przygotować wszystkie materiały promocyjne.
Marek Jasik: Dlaczego inowrocławianka wystawia się we Włocławku, a nie w swoim mieście? Na studiach wystawiałaś swoje prace również za granicą.
Marta Solińska: Tak się składa, że we Włocławku mam dwie koleżanki ze studiów, z którymi zrobiłam tę wystawę. Poza tym mają tam świetne zaplecze i profesjonalne podejście. Dużo się dzieje, jeśli chodzi o kulturę wydarzenia są dobrze promowane. Wszystko to świetnie działa i bardzo dobrze wygląda. W Inowrocławiu kilka lat temu miałam wystawę w Galerii Miejskiej. Prezentowałam na niej prace z obrony magisterskiej.
Marek Jasik: Czy zamierzasz zorganizować wystawę w Inowrocławiu?
Marta Solińska: Mam takie plany, aby zrobić wystawę w Inowrocławiu, jednak potrzebuję trochę czasu, aby powiększyć cykl „Różowe”.
Marek Jasik: Chciałabyś żyć wyłącznie z malowania obrazów?
Marta Solińska: Jest to moje marzenie, aby skupić się tylko na malarstwie. Ale dla mało znanych malarzy nie jest to prosta sprawa, żeby żyć tylko ze sztuki. Lucian Freud żył ze swojej twórczości, ale to był Lucian Freud, a nie Marta Solińska [śmiech].
Marek Jasik: Czy malowania obrazów można się nauczyć?
Marta Solińska: Uważam, że podstaw rysunku można nauczyć prawie każdego. Pod warunkiem że ta osoba będzie posiadała umiejętność dostrzegania proporcji. Oczywiście nie będzie w tym artyzmu. To jest chyba taki pierwiastek, który się ma, a nie nabywa. Trudniej jest z malowaniem, ponieważ oprócz umiejętności rysunku, operuje się plamą i kolorem, więc dochodzi kilka dodatkowych aspektów.
Marek Jasik: Jak wygląda pierwsza lekcja rysunku?
Marta Solińska: Tutaj mogę powiedzieć na swoim przykładzie, ponieważ sama prowadziłam zajęcia. Pierwsza lekcja to rysunek prostej martwej natury. Dzięki temu zadaniu można poznać swojego ucznia. Wyjaśniałam na czym polegają proporcje i kompozycja. Tłumaczyłam, kolejność działania, pokazywałam różne techniki. Myśle że dla wielu osób nowością było rysowanie z natury i w dodatku na sztaludze.
Marek Jasik: Jaki jest twój ulubiony artysta i obraz?
Marta Solińska: Mam kilku ulubionych artystów. Na pewno Lucian Freud i jego brutalny realizm, Biljana Djurdjevic, Melę Muter. Bardzo lubię Olgę Boznańską i jej psychologiczne portrety. Na studiach wszyscy mówili, że maluję właśnie jak Olga Boznańska. Generalnie lubię artystów młodopolskich, ekspresjonistów, kolorystów, ponieważ kocham wyraziste malarstwo. Tam gdzie widać ślad pędzla. Uwielbiam też Davida Hockney’a i cykl „82 portrety i jedna martwa natura”. Jest dla mnie bardzo inspirujący.
Marek Jasik: Jaki jest twój największy, wymarzony artystyczny cel, marzenie?
Marta Solińska: Każdy artysta chciałby się wystawić na Biennale w Wenecji. To jest chyba taki największy level, jaki się da. Ale ja tak wysoko nie mierzę.
Marek Jasik: To może jakieś bardziej przyziemne marzenie?
Marta Solińska: Z bardziej przyziemnych marzeń na pewno chciałabym wystawić się w prestiżowej galerii w Polsce.
Marek Jasik: Zatem życzymy ci zarówno Warszawy, Gdańska, jak i Wenecji, czekając najpierw na wystawę w Inowrocławiu.
Marta Solińska: Dziękuję.
Wystawę Marty Solińskiej w Galerii Sztuki Współczesnej we Włocławku można oglądać do 3 listopada. Szczegóły tutaj.