Paryżanka zamyka się po 30 latach. Zniknie z mapy miasta, ale nie z historii
Ino.online: Spotykamy się, by porozmawiać o zakończeniu działalności Paryżanki, ale chciałabym najpierw zapytać o genezę powstania butiku.
Anna Koniczyńska: Muszę przyznać, że potrzeba czyni cuda. Moda zawsze mnie inspirowała i była mi bliska, a kiedy coś się kocha, efekty przychodzą same. Zaczynałam w latach 90., a w tym roku minęły 33 lata od rozpoczęcia działalności. Czasy się zmieniały, a ja starałam się utrzymać wysoki poziom, czasem nawet go podnosząc.
Początkowo wynajmowałam jedynie 1/3 powierzchni sklepu na Rynku, ale szybko moja działalność nabrała tempa. Ostatnio zdałam sobie jednak sprawę, że czas płynie i nadszedł moment, aby powiedzieć "dziękuję".
Czy po 33 latach na rynku modowym ma pani poczucie spełnienia?
Tak. Myślę, że osiągnęłam wiele. Sytuacja od pandemii koronawirusa diametralnie się zmieniła. To był trudny moment. Standardy, które wcześniej były rutynowe, uzależnione od pór roku czy okazji, zatarły się. Trzeba było to przetrwać, ponieważ są to czynniki, na które nie mamy żadnego wpływu. A ja zawsze kierowałam się zasadą, że niezależnie od wszystkiego nigdy nie zrezygnuję z jakości.
To właśnie dlatego Paryżanka zyskała tak lojalną klientelę?
Moje klientki były zawsze wymagające, co mnie inspirowało do jeszcze lepszej pracy. Wszystkich klientów traktowałam indywidualnie. Doskonale wiedziałam, co przypadnie im do gustu, co często bawiło dostawców. Utrzymanie stałego klienta to prawdziwa sztuka. Paryżanka to butik, w którym zbudowałam piękne relacje, a w niektórych przypadkach mogę mówić o przyjaźniach.
W Inowrocławiu wiele sklepów otwiera się i zamyka. Jak udało się pani przetrwać na rynku przez tak długi czas?
Do każdego klienta podchodziłam z dużą życzliwości. To oni byli moją najlepszą wizytówką. Mało się reklamuję, bo uważam, że to właśnie żywa reklama jest najważniejsza. Ktoś powiedział kiedyś, że jeśli praca sprawia przyjemność, to nie odczuwa się jej trudu - tak było w moim przypadku. Ale modę trzeba czuć. Trzeba mieć do niej cierpliwość. Ja oddałam temu całą siebie. A przez cały ten czas wspierały mnie dzieci i osoby najbliższe. Teraz świat się zmienił. Ludzie wyjeżdżają, podróżują, a gdy ja zaczynałam, to Paryżanka była oknem na świat.
Czy Paryż był dla pani największą inspiracją?
Zawodowo wielokrotnie podróżowałam do Paryża. Pamiętam, jak jeden z kontrahentów zapytał mnie, gdzie leży Inowrocław. Odpowiedziałam mu żartobliwie, że w pobliżu Warszawy, ponieważ nie uwierzyłby, że takie produkty sprowadzam do małego miasteczka na Kujawach. Żadne zamówienie nie było zrealizowane, dopóki sama nie zobaczyłam i nie dotknęłam materiałów.
Jakich produktów najczęściej szukały klientki?
W Paryżance był szeroki asortyment – od butów, przez torebki, po biżuterię. Jeśli klient sobie tego życzył, mógł wyjść stąd ubrany od stóp do głów. Z rocznym wyprzedzeniem znałam kolorystykę sukien wizytowych, które były zresztą moim ulubionym produktem. Kiedy jeszcze jeździłam do Paryża, czasami wybierałam suknie, które wydawały mi się odpowiednie tylko na wystawę. Ostatecznie jednak nawet one znajdowały swoich nabywców, ponieważ klientki poszukiwały właśnie takich rzeczy. Odważnych i nietuzinkowych.
Paryżanka wkrótce zniknie z mapy Inowrocławia, ale pozostanie w jego historii. Do kiedy klienci mogą robić zakupy?
Zapraszam klientki na wyprzedaże, które potrwają do momentu zamknięcia sklepu. Chciałabym również podziękować im za te wszystkie lata. Działalność powoli wygaszam. Myślę, że do końca roku butik zostanie definitywnie zamknięty.