Zacznijmy od pańskiej nominacji - praktycznie do dnia ogłoszenia list nazwisko Krzysztof Brejza nie pojawiało się w przedwyborczych rozważaniach. No i to ostatnie miejsce - szczęśliwe?

Krzysztof Brejza: Szczęśliwe, w 2007 roku zostałem wybrany do parlamentu startując z ostatniego miejsca. Cóż, to nadzwyczajnie ważne wybory i nadzwyczajna sytuacja, wszystkie ręce na pokład. Trzeba bić się o Polskę - Polska wschodu, Polska zachodu, to będą tego typu wybory, 26 maja odbędzie się tak naprawdę referendum nad byciem [w UE] lub wyjściem Polski z Unii Europejskiej. Nie ukrywam, że walczę o ten mandat do europarlamentu, nie tylko wspieram listę, ale chcę być eurodeputowanym, ponieważ chcę swoją aktywność i dotychczas zebrane doświadczenie wykorzystać dla Polski.

Obserwowałem przez lata różnych eurodeputowanych i ten model sprawowania funkcji europosła, który jedzie tam, wieczorami spędza miło czas i zamyka się w biurowcach Brukseli, nie bardzo mi odpowiada. Uważam, że jednak trzeba być tam aktywnym, ale czasy są takie, że także w Polsce trzeba tę aktywność jeszcze bardziej zwiększyć, podrasować. Ja mam w genotypie aktywność, nie potrafię siedzieć bezczynnie, nie potrafię nic nie robić. Z pewnością nie traktuję tego jak wycieczki, a byli ludzie, którzy wybierani do europarlamentu wyjeżdżali na fajne "all inclusive" 5-letnie, dla mnie to będzie ciężka praca dla mieszkańców kujawsko-pomorskiego, szczególnie dla Inowrocławia, mojego rodzinnego miasta.

Jednak nominacja była sporym zaskoczeniem, co widać w mediach społecznościowych. Można odnieść wrażenie, że ta informacja najbardziej zadowoliła Pańskich przeciwników, którzy wyrażają nadzieję, że zniknie Pan z polityki krajowej, a zwolennicy często nie ukrywają obawy, że wyjazd do Brukseli przełoży się negatywnie na Pana krajową aktywność.

Dlatego chcę zdecydowanie zapewnić, że będę jeszcze bardziej aktywnie działał w Polsce. Nie będę miał tylko jednego asystenta, z którym odkrywaliśmy drugie pensje Beaty Szydło, co doprowadziło do największego w historii badań spadku poparcia dla ugrupowania rządzącego. To nie będzie jedna osoba, to będzie zespół kilkuosobowy, zbudowany w oparciu o mandat eurodeputowanego. Aktywność to dewiza i to gwarantuję, co zresztą będzie rozliczone przez wyborców, a ich zaufanie jest dla mnie najważniejsze, oni o wszystkim decydują. Karta wyborcza mówi o wszystkim, znaczek "X" postawiony przy moim nazwisku znaczy dla mnie bardzo wiele, jest taką pieczęcią potwierdzającą ich zaufanie i oczekiwanie solidnej pracy przez cztery lata. Wiem, co ten "X" oznacza i wiem, co może oznaczać jego brak. To jest zobowiązanie - polityk jest sługą, a nie gościem, który ma się w swoim BMW rozbijać po ulicach Brukseli i robić sobie dobrze.

Minione dwie kadencje wykorzystał Pan efektownie i chyba też efektywnie? Oceniając ten okres tylko na podstawie medialnych przekazów, to można umownie powiedzieć, że wszedł Pan do parlamentarnej ekstraklasy.

Trzy ostatnie lata tak, ale dla mnie równie ważne, chociaż mniej przebojowe jeżeli chodzi o media krajowe, było całe osiem minionych lat. Proszę zobaczyć, ile rzeczy udało się zrobić, poprzez współpracę z miastem, a nie przez ciągłą walkę, rzeźnię polityczną. Kluczowa rzecz - obwodnica, najdłuższa droga w Polsce wybudowana w standardzie obwodnicy, wkrótce będzie oddany odcinek łączący się z drogą na Bydgoszcz. A przecież bywało trudno, w 2011 byłem pod Kancelarią Prezesa Rady Ministrów, za co miałem stracić głowę, zostałem karnie przesunięty na siódme miejsce, ale znowu "krzyżyk" ludzi, ich zaufanie zdecydowało, że miałem drugi wynik po Radku Sikorskim, liderze listy. I wtedy była to konsekwencja aktywności, tej regionalnej.

Jako patriota lokalny powiem, że dzisiaj jestem naprawdę dumny wracając z częstych podróży do Inowrocławia i widząc np. nowoczesne autobusy, gdy w wielu miastach Polski jeżdżą jeszcze stare Jelcze. Te elektryczne autobusy, stacje ładowania to prawdziwy XXI wiek, na co mieszkańcy Inowrocławia zasłużyli, m.in. także dzięki Unii Europejskiej. Oczywiście opinie bywają podzielone, ale Inowrocław mając ambicje bycia miastem uzdrowiskowym musi skłaniać się w stronę inwestycji nisko-emisyjnych.

Komisariat policji - wyremontowany, a miał być sprzedany w przetargu, budynek Urzędu Skarbowego, wyremontowany dworzec PKP, wyremontowane ulice, rewitalizacja śródmieścia też z unijnych środków i dzięki współpracy z marszałkiem województwa, i wreszcie Park Solankowy, który jest naszą perłą. Warto też pamiętać, że żaden z dużych zakładów pracy w Inowrocławiu nie upadł, bezrobocie znacznie spadło, wbrew temu, co w swojej narracji próbują nam narzucić nasi przeciwnicy. Dla ludzi w mieście średniej wielkości najważniejszy jest komfort życia - ja patrzę na "Orliki" pełne wieczorami, odwiedzam nowoczesny piękny stadion, wyremontowane pływalnie. Na tyle, na ile można, poprzez zgodę, poprzez też wsparcie UE, miasto staje się bardziej komfortowe dla mieszkańców, te usługi są coraz lepsze. Uważam, że dlatego jest się w polityce - żeby służyć i żeby ludziom żyło się lepiej.

Warto jednak zauważyć, że nie wszystkie z podanych przez pana inwestycji zostały przyjęte z równym entuzjazmem. Przy okazji remontu policyjnej siedziby pojawiły się głośne uwagi, że nie jest to najlepszy pomysł, padały sugestie, że pieniądze można było przeznaczyć na budowę nowej, np. w okolicach Urzędu Skarbowego, gdzie spełniłaby lepiej swoje zadanie.

Proza życia, faktycznie padały różne argumenty, było też dużo hejtu, ale ja zawsze odpowiadam - śródmieściu to się należało, sam mieszkam w śródmieściu, centrum dla mnie jest bardzo ważne i te różne usługi, także usługi tej administracji, która tam była od lat, powinny tam nadal być. Tam też mieszkają ludzie i ten nowoczesny obiekt im służy, zapewnia bezpieczeństwo. Siedziba policji po remoncie jest piękna, a piękno przyciąga piękno, wierzę w to, że kolejne lata to będą też remonty elewacji śródmiejskich kamienic, Inowrocław zmienił i cały czas zmienia swoje oblicze.

Swój obecny, trochę wojowniczy wizerunek zawdzięcza pan przede wszystkim swojej aktywności, ale też zgrabnie wykorzystuje pan media, które oczywiście kochają zdecydowane postawy i jednoznaczne opinie. Jednak jest pan także aktywny w mediach społecznościowych. Obserwuję pana konto na Twitterze, a wraz ze mną dziesiątki tysięcy innych osób. Sieć pomaga panu w bieżącej aktywności, czy też pana aktywność w Internecie wynika z prostej konieczności - "nie ma cię w Sieci, czyli nie istniejesz"?

Wszystko przenosi się do Internetu. Internet łączy ludzi, z pewnością jest to bardzo istotny kanał informacyjny, natomiast dbam o to, żeby moje komunikaty były czytelne, dbam o to, by były merytoryczne. Nie podoba mi się kierunek polityki, w którym to wszystko zmierza, jest coraz więcej nienawiści wśród ludzi, to już jest post-polityka. PiS [w mediach społecznościowych] ogranicza się tylko do wymiany ciosów, do obrażania, nie ma bitwy na argumenty, tylko jest bitwa na wulgaryzmy sprowadzona do kto kogo wyprowadzi z równowagi. Ja lubię działania merytoryczne i cieszę się, że udało się zbudować te profile oparte na czystej merytoryce. Bez insynuacji, bez manipulacji.

Przecież "drugie pensje" Beaty Szydło, te wszystkie nagrody, które sobie przyznawali, to wszystko praca na dokumentach, na faktach. W tym nie ma nawet grama żadnego przekłamania, wbrew temu, co politycy PiS próbowali insynuować. Nigdy nie kłamałem, nigdy nie insynuowałem, wygrałem proces ze SKOK-ami - wraz z żoną wygraliśmy z Kasą Krajową SKOK - oni twierdzili, że kłamałem, a sąd udowodnił, że nie. Uważam, że trzeba tej post-polityce, a czasem pato-polityce mówić dość, bo niestety ta polityka się strasznie zbrutalizowała, bywa bardzo patologiczna. Ta polityka zaczyna sprowadzać się do tego, żeby naruszać godność jednostki, niszczyć drugiego człowieka, odzierać go z dobrego imienia. Im bardziej ktoś kogoś skrzywdzi personalnie, tym większym jest zwycięzcą. A przecież tak nie jest! To jest jałowe, puste, ale przede wszystkim niszczące dla nas, jako dla Polski, dla wspólnoty.

Nie obawia się pan, że kiedyś puszczą panu nerwy i w jakiejś emocjonalnej dyskusji z agresywnym internetowym adwersarzem padną z pana strony słowa, które mogą w przyszłości wrócić w najgorszym z możliwych momencie? Polityk ma zawsze wybory przed sobą, a widzimy, że w kampanii wyciąga się kandydatom wypowiedzi sprzed wielu lat, a nawet dekad. Często wypowiadane pod wpływem emocji dzisiaj stają się ciężarem i powodem do krytyki.

Bardzo ważę słowa, dlatego też nie wchodzę w żadne hejterskie dyskusje, nie dam się sprowokować. Mam taką żelazną zasadę, żeby hejterstwo omijać, ignorować, unikać złych emocji, a niestety dużo jest tego w polityce. Pamiętam taką sytuację, gdy któregoś dnia w Sejmie dopadła mnie ekipa pisowskiej telewizji, dwójka młodych ludzi wyrzuconych potem z TVP, biegła za mną od samego pokoju pracy poselskiej w Sejmie, aż do mojego mieszkania wynajmowanego w Warszawie. To był niesamowity spacer, cały czas podstawiali mi mikrofon, zadawali złośliwe pytania, próbowali sprowokować. I pamiętam, że ostrożnie zamykałem furtkę, żeby nie uszkodzić mikrofonu. Tak trzeba do takich zachowań podchodzić, spokojnie ignorować. To jest nasza odpowiedzialność, bo my, politycy, dajemy przykład, powinniśmy być wzorcem zachowań. Jeżeli te wzorce zaczynają się psuć i ludzie zaczną uważać, że normą jest obrażanie, mówienie że "zamordowaliście mi brata", czy że "jesteście kanaliami" i "mordy zdradzieckie", to zaczną podobne metody i język stosować między sobą. A to jest straszne, jak bardzo społeczeństwo jest podzielone i jak duże są pokłady nienawiści, zwłaszcza wśród tych, którzy nazywają siebie chrześcijanami, ludzie, którymi powinno kierować miłosierdzie.

Pan wyraża obawę, a według mnie to już się stało. Klimat debaty publicznej osiągnął taką temperaturę, że stał się wyzwalaczem ludzkich złych emocji. I nie jest to efekt tylko ostatnich czterech lat, wcześniej było niewiele lepiej. Najgorsze, że zaczynamy się do tego przyzwyczajać.

Przed naszą rozmową byłem na spotkaniu z nauczycielami w Barcinie (od red. rozmawiamy w okresie strajków nauczycielskich), rozmawialiśmy bardzo szczerze, widzę ich wielki ból w oczach i rozgoryczenie, widzę, że byli poddani w ostatnich tygodniach mechanice szczucia i niszczenia ich godności przez wiadome media, kilka pań się rozpłakało podczas tego spotkania. To są ludzie wrażliwi, ludzie bardzo przyzwoici i uczciwi, ale przede wszystkim wrażliwi. I to jest najgorsze, że ta władza doprowadziła do tego, że wrażliwość jest zabijana. Wrażliwość, która powinna być podstawą komunikacji między ludźmi. Szczucie, nagonki - to trafia na wszystkich, byli sędziowie, samorządowcy, osoby niepełnosprawne, lekarze. Teraz są nauczyciele, później będą może przedsiębiorcy. To jest cecha populizmu, a my niestety żyjemy w czasach, w których jak na drożdżach rośnie europejski populizm i musimy się z tym zmierzyć. Populizm żeruje na strachu i nienawiści, te strachy, te demony teraz dominują, a my musimy to zwalczyć.

Pojęcie "polityczna poprawność" zniknęło z polskiego dyskursu, politycy, o sympatykach nawet nie wspominając, utracili umiejętność mówienia rzeczy nieprzyjemnych, trudnych czy kontrowersyjnych językiem ludzi kulturalnych. Mówienia w sposób, który sprawia, że adresat wypowiedzi doskonale ją rozumie, ale nawet gdy wypowiedź jest krytyczna, nie czuje, że jest bezwzględnie atakowany.

Wszystko sprowadza się do tego, czy w centrum uwagi ma być człowiek ze swoją godnością, czy też jakiś abstrakcyjny byt. Dla naszych oponentów takim bytem stało się pojęcie patriotyzmu, sprawnie podzielili Polaków na patriotów i nie-patriotów, godnych i niegodnych. A ja uważam, że w centrum powinien być Polak jako człowiek i my, Polacy, jako wspólnota. Dla nich to hasło patriotyzmu jest takim narzędziem służącym do wykluczania z tej wspólnoty wszystkich tych, którzy nie pasują do PiS-u. I w rzeczywistości nie ma to nic wspólnego z patriotyzmem. To bardziej nacjonalizm, rządowy nacjonalizm. Wykluczanie jednostek ze wspólnoty dlatego, że nie pasują do wizji aktualnie rządzących, to cecha rządów autorytarnych - każdy, kto ma inne zdanie, inny pogląd, orientację seksualną lub wyznanie, może ktoś niepełnosprawny, nie pasuje do wzorca zdefiniowanego przez partię rządzącą. Taką osobę należy marginalizować, szczuć, odzierać z godności, bo wszystkich trzeba zunifikować, a indywidualizm się zabija. To jest myślenie wschodnie.

W tym kontekście, wracając do spraw europejskich, my musimy obronić Europę zachodnią, to jest podstawowa rzecz. 80 lat pokoju, bez wojny, ze stabilnym rozwojem zapewniła Unia Europejska, a Rosja, siły wschodu zawsze wspierały ruchy, które miały rozmontować Unię, zniszczyć ją. Proszę zauważyć, po dramatycznym pożarze katedry Notre Dame, wspaniałego zabytku architektury gotyckiej, narracja języka pisowskiego, języka partii władzy i jej ideologów, była identyczna z narracją Władimira Putina - oto upada Francja, upada Unia Europejska. Gdzie upada?! Oni by chcieli, żeby upadła, a Putin już nie musi do Berlina na czołgach wjeżdżać, wystarczy, żeby pobudzić pana Salviniego, panią Le Pen i mieć tutaj Jarosława Kaczyńskiego z Antonim Macierewiczem.

A czasy są bardzo niepewne - my się już przyzwyczailiśmy, weszliśmy do NATO, weszliśmy do Unii, wydawało się, że już jest koniec historii i jesteśmy na długiej prostej, a tu nagle zaczynamy się zastanawiać nad przyszłością naszych dzieci. Widzimy, co się dzieje na Ukrainie, "zielone ludziki" zabrały Krym, w Donbasie wojna z ofiarami cywilnymi - z tym musimy się liczyć, z tym musimy się mierzyć.

W polskim Internecie jest cała masa treści antyeuropejskich, bardzo duża ich część bazuje na strachu i uprzedzeniach. Wątek imigrancki jest regularnie eksploatowany, ilustrowany czarnymi wizjami stref szariatu i muzułmańskim zagrożeniem.

Oczywiście jestem zwolennikiem regulacji imigracji ekonomicznej i pomocy tym ludziom w krajach ich pochodzenia, stabilizacji rozwoju tych państw. Ale mamy też do czynienia z uchodźcami - gdzie jest miłosierdzie dla ludzi, dla tych, którzy uciekają z objętej wojną Syrii? Ja zauważam to także w polskim kościele, co mnie bardzo boli - pomieszanie kwestii imigracji [ekonomicznej] i uchodźców, ludzi uciekających przed wojną, matek z dziećmi.

Sondaże dają pańskiemu ugrupowaniu premię za zjednoczenie, ale trzeba pamiętać, że w poprzednich wyborach Platforma Obywatelska samodzielnie zdobyła kilka mandatów więcej, niż dzisiaj dają nawet najlepsze sondaże Koalicji Europejskiej. Jak pan realnie ocenia szanse w tych najbliższych wyborach? I nie mówmy o nazwiskach, a listach wyborczych.

Realnie jestem przekonany, że wygramy te wybory. Teraz często rozmawiam z ludźmi podczas wyborczych spotkań i z tymi spotkanymi na ulicy, widzę bardzo dużo sympatii, bardzo duże ożywienie i zdaję sobie sprawę z tego, że sondaże obarczone są jednym czynnikiem - to czynnik strachu. Ludzie boją się, polskim życiem publicznym zawładnęła nienawiść, a konsekwencją tej nienawiści jest strach, ludzie nie ujawniają swoich poglądów, nawet wobec ankieterów. Dlatego jestem pewien, że PiS jest przeszacowany, a my znacznie niedoszacowani. Cieszę się, że powstała Koalicja Europejska, że dołączyli koledzy z PSL, z SLD i z innych ugrupowań, że są z nami w jednym ugrupowaniu i bardzo mi zależy na tym, żeby tę współpracę podtrzymać.

Spotykam się z dużą sympatią ludzi lewicy, z którymi ostatnio mam okazję się spotykać. W Inowrocławiu osób o takich przekonaniach jest niemało. Bardzo wielu w rozmowach wprost deklaruje oddanie dla mnie swojego głosu, co mnie niezmiernie cieszy. Bardzo mnie też cieszy, że po wielu latach w powiecie inowrocławskim udało się osiągnąć porozumienie i stworzyć lokalną koalicję w Radzie Powiatu. Moim zdaniem jest to koalicja, która powinna rządzić po wygranych wyborach.

Zjednoczona Prawica skutecznie nadaje ton kampanii wyborczej. Mimo europejskiego ich charakteru w głównym nurcie debaty są jednak sprawy krajowe, odniesień europejskich jest niewiele, a jeżeli są, to raczej negatywne, np. deklaracja o niewchodzeniu do strefy Euro. Koalicja Europejska jakoś niemrawo przebija się ze swoim przekazem.

Europejskie ceny PiS już wprowadziło, wystarczy wejść do pierwszego z brzegu sklepu spożywczego. Z kolei do europejskich wynagrodzeń ustawiła się w PiS długa kolejka chętnych. Ja widzę korzyści płynące dla Inowrocławia z faktu otwartych granic i wolnego handlu. Wielu z mieszkańców nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele towarów wytwarzanych w Inowrocławiu i regionie trafia do Niemiec, do Włoch, Francji i wielu innych krajów Europy zachodniej. I co się stanie, jeżeli PiS nadal będzie podsycał tę antyunijną narrację nacjonalistyczną, ograniczania obecności Polski w Unii Europejskiej i wykluczania Polski z kolejnych etapów integracji? A Unia będzie się integrowała w oparciu o państwa "starej Unii", to jest poza dyskusją.

Jarosław Kaczyński już jeden swój cel osiągnął - sojusznicy PiS, brytyjscy torysi z James'em Cameronem na czele doprowadzili do brexitu. Wszyscy pamiętamy, jak prezes Kaczyński deklarował "będziemy budować sojusz z Wielką Brytanią" i to jest aktualne. Ideałem Kaczyńskiego jest sojusz państw poza Unią Europejską i wyprowadzenie Polski z Unii. Konserwatysta Cameron wyprowadził Wielką Brytanię z Unii Europejskiej, mimo że podobno nie chciał, i taki jest też cel PiS-u. Wycofanie Polski z integracji europejskiej, wyjście Polski z Unii, albo sprowokowanie sytuacji, w której Polska wyjdzie w modelu brytyjskim - podgrzewanie atmosfery antyunijnej do takiej temperatury, że ten antyunijny kociołek zacznie wrzeć tak, jak to miało miejsce w Londynie. I to będzie proces nieodwracalny.

Ze strony Koalicji Europejskiej wszelkie spekulacje o możliwym wyjściu z Unii mogłyby być przecięte jednym ruchem - deklaracją o wejściu do strefy Euro. Jest oczywiste, że prawdopodobieństwo wyjścia z Unii przez państwo w walutą europejską jest bliskie zeru.

Ale to są decyzje na wybory krajowe. Ja nie pozwolę sobie narzucić przez Jarosława Kaczyńskiego żadnej narracji, jeżeli Kaczyński chce rozmawiać i chce deklaracji, to niech on i jego kandydaci podpiszą deklarację, że nie przyjmą dziesiątków tysięcy Euro na swoje konta. Albo niech prezes Kaczyński podejmie rzeczową rozmowę o kredycie dla Srebrnej liczonego w setkach tysięcy Euro właśnie.

Wróćmy na koniec na lokalne podwórko, krótkie podsumowanie - po co Inowrocławiowi Europa?

Być może zabrzmi banalnie, ale najcenniejsze jest życie mieszkańców i ich komfort życia w Inowrocławiu. Nie ma niczego cenniejszego. A życie w Inowrocławiu jest lepsze, kiedy jest obwodnica wybudowana m.in. z unijnych środków, życie jest lepsze, kiedy jest zmodernizowany dworzec kolejowy, drogi, wyremontowane i doposażone szkoły, seniorzy szkolą się z środków unijnych, młodzi też z nich korzystają choćby w postaci unijnych stypendiów. Dzięki otwartym granicom i wolnemu handlu inowrocławscy przedsiębiorcy mogą zatrudniać nowych pracowników, także przy finansowym wsparciu Unii. W tej chwili priorytetem staje się podłączenie Inowrocławia do sieci dróg szybkiego ruchu w tym m.in. Inowrocław-Bydgoszcz, Inowrocław-Toruń. Udało się zdobyć środki na najdłuższą obwodnicę w Polsce, co daje nam silną kartę przetargową, by te 23 kilometry wpiąć w system krajowy.

Jeszcze dużo można osiągnąć - zgoda z Unią Europejską buduje, a nie 27:1. I oczywiście będę walczył o kolejne środki wspierające lokalny rozwój, nie tylko drogi. Ale należy pamiętać o tym, że UE to nie tylko pieniądze, to przede wszystkim wartości, to cywilizacja judeochrześcijańska, cywilizacja zachodnia, gdzie w centrum powinien być człowiek i relacje pomiędzy ludźmi. Dlatego ważne jest też inwestowanie dotacji europejskich w ludzi - w seniorów, młodzież, w organizacje pozarządowe, w kulturę i edukację. Żebyśmy dzięki temu budowali nasz dobrze rozumiany lokalny patriotyzm inowrocławski. Patriotyzm, który łączy, a nie dzieli.

Za kilka miesięcy wybory krajowe, sondaże dla tych wyborów są bezlitosne - PiS deklasuje konkurencję. Nie oczekuję zdecydowanej deklaracji, ale jak pan widzi przyszłość Koalicji Europejskiej?

Jestem przekonany, że wygramy najbliższe wybory i że będzie to sygnał dla naszych partnerów, żeby koalicję utrzymać i jeszcze rozwijać. Jesteśmy razem - Platforma, PSL, SLD, Zieloni, Nowoczesna i wierzę, że kolejne ugrupowania mogą do nas dołączyć. Bardzo zależy nam na tym, żeby byli wśród nich Bezpartyjni Samorządowcy, Związek Miast Polskich i inne związki samorządowe, to bardzo silne środowisko mocno doświadczone w kontaktach z obecną władzą. Bardzo nam zależy na tym, żeby pójść razem w wyborach październikowych.

Jestem pewny, że po 26 maja będziemy kontynuować współpracę w ramach koalicji w jeszcze szerszej formule.