Pod koniec lutego Ino.online ujawniło, że w Mątwach w sąsiedztwie ZEC-u ma powstać prywatne krematorium. Choć decyzja o pozwoleniu na budowę została już wydana, to nic w tej sprawie nie jest jeszcze przesądzone. Mieszkańcy i właściciele sąsiednich nieruchomości nie chcą bowiem takiego sąsiada i protestują przeciwko inwestycji. Boją się, że będą wydobywać się szkodliwe substancje, ale nie bez znaczenia jest też sam charakter obiektu.

- Takie krematorium jest jednak uciążliwe dla świadomości człowieka, bo będziemy widzieć, co się tam dzieje. Można sobie wyobrazić, że mamy ognisko, grilla, jakieś spotkania towarzyskie, a dosłownie przez płot będą palone ludzkie zwłoki - mówiła jedna z osób protestujących wskazując, że obszar oddziaływania takiej inwestycji powinien być znacznie szerszy, aniżeli granice działki.

Mieszkańcy zdają sobie sprawę, że Mątwy są dzielnicą przemysłową, ale - jak wyliczają - jest tego już za wiele, od oczyszczalni ścieków, przez ZEC po zakłady sodowe i planowaną spalarnię. Twierdzą, że wszystkie tego typu inwestycje lokuje się w ich dzielnicy, a to nie pozostaje bez wpływu na ich zdrowie, jak i spadek wartości nieruchomości.

Podczas czwartkowego spotkania w starostwie powiatowym, na które przybyło ponad 20 osób, urzędnicy wyjaśniali, że wydając pozwolenie na budowę mieli związane ręce miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, bo na budowę spopielarni zwłok nie jest - jak kiedyś - wymagana już decyzja o środowiskowych uwarunkowaniach, a więc proces inwestycyjny wygląda podobnie jak przy budowie domu, czy garażu. Sam plan dla tego terenu natomiast sięga lat 60. ubiegłego wieku, gdy zdecydowano o tym, że w tej części miasta dominować będą przemysł i usługi. Nowe domy nie mogą tam powstawać, ale właściciele tych już istniejących nie tracą swoich praw.

- Całym sercem jestem z wami, ale my jesteśmy administratorem, a nie gestorem gruntów. Do nas wpływają wnioski, my sprawdzamy czy są zgodne z przepisami, czy jest projekt, uzgodnienie i muszę wydać decyzję. Jeśli jej nie wydam, to złamię prawo i pójdę do więzienia - mówiła starosta Wiesława Pawłowska przypominając, że to władze miasta lub gminy decydują o polityce przestrzennej i urbanistycznej, a pozwolenie na budowę to tylko zabieg administracyjny.

Postępowanie zostało ostatnio wznowione na wniosek właścicieli sąsiednich działek, którzy wskazali, że powinni być stroną postępowania o wydanie pozwolenia na budowę. - Ponadto wpłynęło również odwołanie od wydanej decyzji, które zostało przekazane wraz z aktami sprawy do wojewody, który będzie teraz rozstrzygał w tej sprawie - powiedziała starosta Wiesława Pawłowska. Dzięki temu mieszkańcy będą mogli złożyć odwołanie i uczestniczyć jako strona w procesie administracyjnym.

Teraz od wojewody zależeć będzie, czy decyzja zostanie uchylona. Nie oznacza to jednak, że nie może rozpocząć się budowa, choć to zależy od inwestora. To zaskoczyło nieco uczestników spotkania, którzy wcześniej od władz usłyszeli, że jest inaczej. Inwestor pomimo zaproszenia nie pojawił się na spotkaniu. Część sąsiadów zarzuca mu, że miał wprowadzić ich w błąd co do zamiarów inwestycyjnych na tej działce mówiąc, że buduje zaplecze techniczne dla swojego zakładu i garaże. Uczestniczący w spotkaniu radny miejski Jacek Tarczewski zaproponował, aby w sprawę włączył się prezydent Inowrocławia i zaproponował inwestorowi działkę w innej części miasta.