Test: Kia Stonic - mały crossover na miasto
Chcesz kupić nowego crossovera, ale masz do wydania mniej, niż 100 tys. zł? W gamie Kii aut z podwyższonym nadwoziem jest siedem, a we wspomnianym pułapie cenowym tylko jedno - Kia Stonic.
Wygląd - może być kolorowo
Długość nadwozia wynosząca 4,14 m, to o 3 cm więcej, od Skody Fabii, ale o 4 cm mniej, od Hyundaia Bayona. Sylwetka Stonica jest całkiem zgrabna. Terenowe cechy, oczywiście tylko pod kątem wyglądu, podkreślają plastikowe nakładki z przodu i z tyłu. Kontrastowe zestawienie lakierów na dachu i reszcie nadwozia to cecha charakterystyczna Stonica, choć można go zamówić również w jednobarwnej wersji. Ta dwukolorowa to wydatek 3,5 tys. zł.
Nieco bardziej zadziornie ten mały crossover prezentuje się w najwyższej wersji wyposażenia GT Line - przyciemniane szyby, stylizowane na sportowo zderzaki, czy podwójne końcówki wydechu (udawane, ale z daleka nie widać). Wersja GT Line w odróżnieniu od mojej L, czyli środkowej, posiada ponadto w pełni LED-owe oświetlenie. To nie tylko lepsza widoczność na drodze, ale i nowocześniejszy wygląd auta. W standardzie każdej wersji LED-owe są za to światła dzienne i pozycyjne.
Dla jasności warto zaznaczyć, że nie każde reflektory w technologii LED świecą jak marzenie, bo te mogą być lepsze, lub gorsze. W kilku ostatnich testowych autach miałem jednak okazję jeździć właśnie wyłącznie na LED-ach i w każdym przypadku świeciły lepiej, niż tradycyjne żarówki w Stonicu.
Wnętrze - plastikowo i ergonomicznie
Obsługa małej Kii nie jest skomplikowana. Osobny panel od klimatyzacji (standard w każdej wersji, a w L i GT Line jest automatyczna), kilka najważniejszych fizycznych przycisków pod ekranem dotykowym, wielofunkcyjna kierownica - to wszystko ułatwia sterowanie funkcjami auta. 8-calowy ekran dotykowy dobrze spełnia swoją rolę, choć zdecydowanie nie jest to wyświetlacz z najwyższej półki pod kątem parametrów obrazu. Przy parkowaniu przydaje się kamera cofania, ale tylko przy świetle dziennym, bo po zmroku niewiele przez nią widać.
W ciemnym wnętrzu przyjemnie dla oka prezentują się niebieskie wstawki tutaj akurat współgrające z kolorem nadwozia (mogą być niebieskie lub żółte). W kabinie dominuje plastik, którego nie szczędzono również na drzwiach. Wielu doceni zlokalizowane tam sporej wielkości kieszenie oraz schowek na okulary w podsufitce. Pomiędzy tradycyjnymi i czytelnymi zegarami umieszczono wyświetlacz o przekątnej 4,2 cala, który dobrze spełnia swoją funkcję.
Stonic nieźle wypada pod kątem systemów bezpieczeństwa i wspomagania kierowcy. W standardzie środkowej wersji L dostajemy chociażby system awaryjnego hamowania, tempomat, czy systemy utrzymania na pasie i jazdy jego środkiem. Dużym atutem jest możliwość włączenia tych ostatnich niezależnie od siebie oraz korzystanie z nich bez aktywnego tempomatu, a dedykowany przycisk na kierownicy to spełnienie marzeń.
Dlaczego? Na drogach bez wyraźnych linii wspomniane systemy często bardziej przeszkadzają, niż pomagają. Kontrowanie kierownicą w niespodziewanych sytuacjach, czy ciągłe dźwiękowe ostrzeganie o zbliżaniu się do krawędzi powoduje, że chcemy je jak najszybciej wyłączyć. W wielu markach wszystkie aktywują się po każdym uruchomieniu silnika, co oznacza, że przy każdej podróży muszę wykonać sekwencję co najmniej kilku kliknięć, by najczęściej przez menu wirtualnych zegarów, je dezaktywować. W Kii Stonic trwa to sekundę, a przycisk jest pod ręką, na kierownicy.
Na tylnej kanapie dwie osoby o wzroście 180 cm mogą podróżować bez obaw o ilość miejsca nad głową i na nogi, o ile będą pamiętać, że siedzą w aucie segmentu B, a nie w limuzynie. W oparciach przednich foteli znajdują się kieszenie. Po stronie braków należy wymienić nieobecność nawiewów z tyłu oraz podłokietnika i uchwytów na kubki.
Silnik - mały, ale trohcę głośny
Podstawową jednostką silnikową w Stonicu jest 4-cylindrowy benzynowy motor 1,2 DPI o mocy 84 KM występujący z 5-biegowym manualem. Oprócz niego mamy do wyboru jeszcze litrowego benzyniaka z turbo o mocy 100 KM lub 120 KM (z hybrydą MHEV). Ten silnik ma trzy cylindry i występuje tylko z 6-biegową manualną skrzynią biegów.
Ja testowałem właśnie taką, 100-konną wersję. Mimo niewielkiej mocy, Stonic przyspiesza do pierwszej setki w 10,7 s, bo jest stosunkowo lekki - waży 1 120 kg. Prowadzenie, komfort jazdy i osiągi - wszystko wygląda tu tak, jak powinno, o ile dostosujemy nasze wymagania do segmentu, o którym mowa. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że Stonic odrobinę bardziej, niż na komfort, jest nastawiony na pewniejsze pokonywanie zakrętów. Auto nieźle się prowadzi, co chwilami jest równoznaczne z większym odczuwaniem nierówności.
Osoby bardziej wyczulone na dźwięki od razu rozpoznają, że silnik ma trzy cylindry. Może nie warczy na tyle, by przeszkadzał w codziennym użytkowaniu, ale nie jest to najcichsza tego typu jednostka na rynku.
Spalanie
Niewielkie, benzynowe, turbodoładowane silniki w moich testach już niejednokrotnie udowodniły, że nie są mistrzami ekonomii, zwłaszcza w miejskich warunkach. Stonic w trakcie jazdy po Inowrocławiu zużywał średnio 8-8,5 l/100 km. Poza miastem zużycie wynosiło 5,4 l/100 km, przy stałej prędkości 120 km/h było to 6,1 l/100 km, a przy 140 km/h - 7,6 l/100 km.
Ceny
Na wstępie wspomniałem, że Stonic to jedyny crossover w gamie Kii wyceniony poniżej 100 tys. zł. Konkretniej mówiąc, jego ceny startują od 74 900 zł za silnik 1,2 DPI w wersji wyposażeniowej M, a kończą się na 99 400 zł za hybrydę MHEV w GT Line. Moja testowa, pośrednia odmiana, to koszt 86 900 zł. W codziennym użytkowaniu trudno powiedzieć, by cokolwiek mi w niej brakowało, może poza LED-owymi reflektorami, ale te można dokupić w pakiecie Business Line za 5 tys. zł, który zawiera również m.in. podgrzewane fotele i kierownicę, czy bezkluczykowy dostęp.
Podsumowanie
Jaskrawe i dwukolorowe nadwozie może sprawić, że Stonic będzie rzucał się w oczy na ulicach, co w segmencie niewielkich aut jest zjawiskiem mile widzianym przez klientów. We wnętrzu takiej ekstrawagancji już nie znajdziemy - poza paroma kolorowymi wstawkami dominuje czerń i plastik, który zwłaszcza na drzwiach, wygląda trochę... smutno. Zaletą jest tutaj z kolei prosta obsługa, bo wszystko jest pod ręką.
Dopłata względem bliźniaczej Kii Rio, która jest o kilka centymetrów krótsza i jednocześnie nie jest crossoverem, to prawie 10 tys. zł. Sporo, ale to, co modne, swoje kosztuje.
Cennik:
Dziękuję Kia Polska za udostępnienie auta do testu.