Komisja ds. nielegalnej inwigilacji funkcjonuje od stycznia w Senacie. Nie ma uprawnień komisji śledczej, a z zasiadania w niej zrezygnowali parlamentarzyści partii rządzącej. Przesłuchiwani w niej byli już m.in. senator Krzysztof Brejza wraz z żoną Dorotą, mecenas Roman Giertych, czy lider "Agrounii" Michał Kołodziejczak. Dziś przed obliczem komisji stawił się prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza, a następnie posłanka Magdalena Łośko.

To właśnie te osoby, według ustaleń Amnesty International oraz dziennikarzy Gazet Wyborczej i Die Zeit miały być podsłuchiwane za pomocą systemu Pegasus. Członków senackiej komisji interesował - inny niż w pozostałych przypadkach - sposób infekcji urządzeń telekomunikacyjnych. Ryszard Brejza nie miał bowiem Iphone'a, jak jego syn, ale smartfona z systemem Android, który - jak wynika z pierwszych ustaleń - może być infekowany w inny sposób np. poprzez kliknięcie w specjalnie spreparowany do tego celu link.

Ryszard Brejza opowiadał o wielu podejrzanych wiadomościach sms z linkami, w które - jak przyznał - raczej nie klikał, ale po tylu latach nie ma też stuprocentowej pewności. Jak dodał, uzyskał on potwierdzenie o dziesięciu próbach zainfekowania jego telefonu w 2019 rok od lipca do sierpnia.

- Ostatnia próba zainfekowania mojego telefonu nastąpiła 20 sierpnia o godz. 12.06. 21 sierpnia został przejęty przez funkcjonariuszy CBA, którzy posiadali go tego dnia do godzin wieczornych. Można snuć różne przypuszczenia, jaki to ma związek, być może te próby były nieskuteczne, bo musiałbym kliknąć w strony z sms-ów - ocenił włodarz.

Jako przykłady prezydent wskazał sms-y z linkami do wiadomości w fałszywych serwisach informacyjnych, promocji w sklepie odzieżowym, hotelu, czy komunikatu operatora autostradowego. Zasugerował też, że aby otrzymać tak dopasowane i sprofilowane dla niego wiadomości, musiał być pod jakąś obserwacją.

Ryszard Brejza w odpowiedzi na jedno z pytań senatorów przyznał ponownie, że w ostatnich latach widzi wiele analogii do lat 70. i 80. i ówczesnych działań służb państwowych. - Troszkę mnie to wzmacnia. Taki powrót do mojej młodości, świadomość powrotu do walki o idee - dodał.

Niewiele mówiono dzisiaj o samej aferze fakturowej, w której główną oskarżoną jest była rzeczniczka prezydenta Agnieszka Ch. i wyprowadzonych z ratusza około 300 tys. zł oraz tzw. działaniach hejterskich. Ryszard Brejza uważa, że scenariusz dalszych działań, którymi mamy być świadkami, rozpoczął się w 2018 roku. Przywołał sprawę tzw. grupy hejterskiej na WhatsAppie, o której pisała później Gazeta Wyborcza, mówił o prześmiewczych komentarzach i rozmowach osób, które w okresie wyborczym miały mieć na celu "przyklejenie" Ryszarda i Krzysztofa Brejzów do afery fakturowej przez osoby związane m.in. z Solidarną Polską, a pracujące w jednostkach rządowych w terenie, urzędzie wojewódzkim, czy sądach i które miały kontaktować się z dziennikarzami TVP, autorami telewizyjnych publikacji na ten temat.

Z dzisiejszego przesłuchania mogliśmy się też dowiedzieć, że Ryszard Brejza w 2019 roku poważnie myślał o kandydowaniu do Senatu. Takie sugestie pojawiały się wtedy w niektórych publikacjach prasowych, ale dziś publicznie to potwierdził. Jak zaznaczył, był w kujawsko-pomorskiem pełnomocnikiem grupy samorządowej wspierającej Koalicję Obywatelską i sam miał kandydować do Senatu, podobnie jak np. ówczesny prezydent Nowej Soli, dziś senator Wadim Tyszkiewicz i także członek komisji ds. inwigilacji. To właśnie tę działalność włodarz podał jako prawdopodobny cel jego zainteresowania służb, ale jako główny powód wskazał syna, Krzysztofa Brejzę, który w tym czasie odkrywał różne afery związane z działalnością rządu Prawa i Sprawiedliwości.