SN podkreślił, że sąd niższej instancji miał prawo obniżyć wymierzoną wcześniej karę dożywocia do kary 25 lat więzienia. Jak wskazano, ta pierwsza oznaczałaby zupełne wykluczenie mężczyzny ze społeczeństwa, a ma on jeszcze szansę na resocjalizację.

Do zbrodni doszło w 2017 r. w Biedrzychowicach w województwie dolnośląskim. 43-letni Daniel L. wrócił właśnie do kraju - wcześniej mieszkał na stałe za granicą. Jak podawała "Gazeta Wyborcza", około Wielkanocy, po tym, gdy wypił litr wódki z dwójką innych krewnych, postanowił odwiedzić nocą swoją siostrę i szwagra. Mężczyzna miał od początku zachowywać się agresywnie, jednak w pewnym momencie udało mu się uspokoić i razem ze szwagrem zaczął znowu pić alkohol.

Gdy L. po raz kolejny wpadł w szał, siostra poprosiła go o opuszczenie mieszkania. Mężczyzna chwycił wówczas za krzesło, na którym siedział, połamał je, a nogą, z której wystawał kilkucentymetrowy gwóźdź, zaczął bić ją i jej męża. "Po jednym z takich uderzeń Jarosław T. stracił przytomność i to – jak twierdzi prokuratura – go uratowało. Nie dawał bowiem oznak życia, więc Daniel L. przestał go bić. Dorota T. nie miała tyle szczęścia" - podawała w 2019 r. "GW".

Po tym, jak sąd I instancji skazał mężczyznę na dożywocie, w kwietniu 2019 r. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu obniżył wyrok do 25 lat pozbawienia wolności. Kasacjami w tej sprawie – wniesionymi zarówno przez obronę mężczyzny, na jego korzyść, jak i przez Prokuratora Generalnego, na niekorzyść – w czwartek zajmowała się Izba Karna Sądu Najwyższego. Sąd postanowił oddalić obie, uznając, że są "oczywiście bezzasadne". W kasacji obrony kwestionowano, czy Daniel L. w ogóle zbrodni dokonał, natomiast w kasacji Prokuratora Generalnego stwierdzono m.in., że wymierzona kara jest rażąco niewspółmierna w stosunku do winy.

Odnosząc się do kasacji obrony, sędzia sprawozdawca Dariusz Świecki zauważył, że na etapie śledztwa nawet sam oskarżony nie kwestionował tego, że czynu dokonał, tylko zasłaniał się niepamięcią. Jak wskazano, jego stanowisko ewoluowało dopiero podczas procesu. Sędzia podkreślił jednak, że wszystkie okoliczności przestępstwa ustalone zostały przed sądem I instancji, a potem potwierdzone przez sąd odwoławczy. "Nie ma podstaw, by zakwestionować ustalenia faktyczne" - zaznaczył. Jako niezasadny sąd uznał również zarzut dotyczący nieprzeprowadzenia badania wykrywaczem kłamstw, podkreślając, że brak tego dowodu ma znaczenia dla rozstrzygnięcie prawidłowości sprawy.

Uzasadniając oddalenie kasacji Prokuratora Generalnego, sąd najwięcej uwagi poświęcił zarzutowi dotyczącemu niewspółmierności kary. "Katalog okoliczności został ustalony w sposób pewny i nikt ich nie kwestionuje – jakie są okoliczności obciążające, a jakie łagodzące. Jest tylko pytanie o ich ważenie" – podkreślił sędzia.

Zdaniem Sądu Najwyższego sąd odwoławczy miał prawo obniżyć wymierzoną Danielowi L. karę do 25 lat więzienia, uwzględniając właśnie – praktycznie pominięte przez sąd I instancji – okoliczności świadczące na jego korzyść. Chodzi o fakt, że oprócz popełnienia przestępstwa narkotykowego za granicą mężczyzna przez ponad 40 lat swojego nie miał żadnych problemów z prawem, a decyzję o popełnieniu zbrodni podjął w sposób nagły, pod wpływem alkoholu i kłótni rodzinnej.

"Inaczej trzeba ocenić takie zachowanie sprawcy, które nie świadczy o jego demoralizacji, ale o braku kontroli nad samym sobą od zachowania sprawcy, a inaczej zachowanie kogoś, kto popełnia przestępstwo zabójstwa w sposób kontrolowany, czyli planuje, chce, ustala" – mówił sędzia.

Jak podkreślono, mimo całej drastyczności zbrodni sąd miał prawo uznać, że Daniel L. nie zasługuje na "całkowitą eliminację ze społeczeństwa". Najsurowsza kara wykluczałaby też możliwość resocjalizacji, która – zdaniem sądu – jest w tym przypadku jeszcze możliwa.(PAP)

autorka: Sonia Otfinowska

sno/ jann/