1000 złotych podwyżki dla nauczycieli i obsługi administracji - pisma z takim żądaniem na przełomie stycznia i lutego trafiły na biurka dyrektorów inowrocławskich szkół. To pierwszy, formalny krok Związku Nauczycielstwa Polskiego w kierunku rozpoczęcia ogólnopolskiego strajku nauczycieli.
Szkoły nie mają pieniędzy
Dyrektorzy przyznają, że pieniędzy o jakie wnoszą związkowcy po prostu nie mają. Budżety szkół są zbyt małe, by starczyły na podwyżki dla wszystkich nauczycieli danej placówki.
- Związek Nauczycielstwa Polskiego, jako przedstawiciel nauczycieli, wszedł w spór ze szkołą. W budżecie na ten rok nie posiadam jednak takich pieniędzy, więc automatycznie odpowiedziałem, że nie widzę przeszkód we wprowadzeniu podwyżek, ale w momencie, kiedy środki na ten cel będą najpierw zabezpieczone przez ministerstwo. Takie są procedury - mówi nam Krzysztof Nowicki, dyrektor III Liceum Ogólnokształcącego w Inowrocławiu.
Do popularnej "Trójki" pismo trafiło 6 lutego. Nieco wcześniej otrzymała je dyrektor inowrocławskiej Szkoły Podstawowej nr 9.
- Wysłaliśmy odpowiedź do związku, że nie jesteśmy w stanie spełnić tych żądań. Teraz czekamy na dalsze kroki. Moi nauczyciele wiedzą, co się dzieje. Na radzie pedagogicznej zostali poinformowani, że zostały już uruchomione procedury - przyznaje Maria Lipińska-Ankiel, dyrektorka placówki.
Kolejne kroki
By strajk nauczycieli był legalny, związkowcy muszą wykonać kolejne procedury. Obecnie Związek Nauczycielstwa Polskiego prowadzi rokowania, a następnie rozpocznie mediacje. Dopiero kiedy mediacje zakończą się bez porozumienia, w szkołach będzie można zorganizować referendum strajkowe.
Na ostatniej konferencji prasowej prezes ZNP Sławomir Broniarz, podkreślał jak złe nastroje panują w pokojach nauczycielskich w całym kraju. Wywołało je podejście resortu edukacji.
- Na radykalizację nastrojów mają wpływ wypowiedzi premiera o czasie pracy nauczycieli i Anny Zalewskiej o rzekomym przełomie podczas ostatnich negocjacji płacowych – powiedział szef Sławomir Broniarz.
- Nauczyciele są oburzeni postawą pani minister, która pokazuje że zarabiają duże pieniądze, a oni ich w rzeczywistości nie mają. Nauczyciel stażysta po studiach dostaje 1700 zł na rękę, nie ma wysługi lat, nie ma wychowawstwa, bo dopiero wchodzi w zawód. Jak on ma za to żyć? Przy tak dużym obciążeniu, taka sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Nauczyciel musi się stale dokształacać i robi to własnym kosztem. Doskonali warsztat, by lepiej uczyć. To jest bagatelizowane. Nauczyciele są rozczarowani - czują się niedocenieni przez społeczeństwo oraz przez ministerstwo - komentuje Maria Lipińska-Ankiel, dyrektorka SP nr 9 w Inowrocławiu.
Niewykluczone, że jeśli dojdzie do strajku, to odbędzie się on podczas najważniejszych egzaminów - ósmoklasistów i gimnazjalistów oraz matur i egzaminów zawodowych. To miałoby sprowokować resort do podjęcia konkretnych kroków w sprawie podwyżek w oświacie.
- Ministerstwo zmusza nas do takich kroków. W tej chwili nie mamy z kim rozmawiać, to jest nasz monolog. Podczas strajku obwiniani będą znów nauczyciele, ale musimy działać - mówi nam anonimowo jeden z inowrocławskich nauczycieli.