Zgodnie z przepisami ustawy o KRS obecnie I prezes Sądu Najwyższego zwoła posiedzenie ws. wyboru nowego przewodniczącego Rady w ciągu 30 dni od zwolnienia tego stanowiska. Posiedzeniu temu będzie przewodniczyć I prezes SN.
Wnioski o odwołanie ze stanowisk Leszka Mazura i Macieja Miterę złożył w czwartek podczas niejawnej części posiedzenia członek Rady sędzia Marek Jaskulski, w związku z "utratą zaufania".
Sędzia Mazur w rozmowie z PAP jeszcze przed decyzją o odwołaniu mówił, że absolutnie nie czuje się winny. Dopytywany, czy dostrzega w tej sytuacji czynniki polityczne odparł, że nie dostrzega ich. "Ja nie uczestniczę w walce politycznej, dlatego nie ma się za co mścić" - dodał.
Jego zdaniem, żądanie odwołania go z funkcji ma związek ze sporem w KRS dotyczącym zmiany regulaminu pracy komisji. Jak dodał wniosek o odwołanie związany jest też z udostępnieniem przez niego i rzecznika Rady części protokołów z obrad komisji KRS. "To się części członków Rady nie spodobało" - podkreślił.
Artykuły, w których powoływano się na protokoły z posiedzeń komisji KRS, publikował m.in. "Dziennik Gazeta Prawna". "DGP" donosił też, że KRS wyznaczała posiedzenia komisji w dniach, w których nie odbywały się posiedzenia Rady. Jak podano, miało to na celu uzyskiwanie większych diet przez członków Rady.
"Zaprzeczam, by odwołanie przewodniczącego i rzecznika Krajowej Rady Sądownictwa wiązało się z udostępnieniem przez nich części protokołów z obrad komisji KRS; myślę, że odwołanie sędziów jest wynikiem całokształtu oceny działalności - powiedział PAP poseł PiS, członek KRS Arkadiusz Mularczyk.
Przed głosowaniem nad wnioskami o odwołanie sędziów Mazura i Mitery odbyła się w Radzie kilkugodzinna burzliwa dyskusja. Obradom w tej sprawie przewodniczył wiceprzewodniczący KRS, poseł PiS Arkadiusz Mularczyk. "Ja nie mogę przyjąć wniosku, który zakłada enigmatyczne stwierdzenie +braku zaufania+, nie znam takiego pojęcia w Kodeksie karnym, cywilnym i innych normach prawnych" - mówił w dyskusji wiceszef KRS Wiesław Johann.
"Nie chcę wygłaszać w tym momencie laudacji pod adresem sędziego Mazura, ale w mojej ocenie, mając do porównania Radę, w której obradach uczestniczyłem w okresie wcześniejszym, która zakończyła swoją kadencję niepełne trzy lata temu, nie ma porównania, jeśli chodzi o przewodniczenie" - powiedział. "Proszę, aby sędzia Jaskulski sprecyzował zarzuty, których konkluzja będzie brzmiała: +nie mam zaufania+ (...) Ja tego wniosku po prostu nie rozumiem" - stwierdził.
"Gdy widzę problem, staram się go wyjaśnić" - tłumaczył z kolei sędzia Marek Jaskulski. Jego zdaniem sędzia Mazur powinien był w pewnym momencie "przyjść na posiedzenie Rady i odnieść się do zarzutów", które były mu znane "co najmniej od dwóch tygodni". "A zatem nie można mówić o jakimkolwiek zaskoczeniu" - ocenił.
Przed głosowanie nad wnioskiem o jego odwołanie b. już szef KRS odniósł się do stawianych mu zarzutów, zaznaczając przy tym, że obszerniejsze wyjaśnienia przygotuje pisemnie. "Przedstawię je państwu już ex post" - dodał.
Główna część jego wystąpienia dotyczyła sporu wokół posiedzeń komisji KRS. Jak mówił, wiele z nich "ożywiło się" dopiero w drugiej połowie 2020 r. Komisje były zwoływane przez przewodniczących poza posiedzeniami plenarnymi KRS mimo że - jak wskazywał Mazur - obrady często kończyły się ok. godz. 14, więc istniała możliwość zwołania komisji jeszcze tego samego dnia.
"Pojawiło się takie tłumaczenie (...), że +mieliśmy taki nawał pracy w drugiej połowie 2020 r., że fizycznie nie było możliwości zwoływania tych komisji+. Otóż nie jest to prawda, dlatego że w październiku, listopadzie i grudniu, w szczególności jeśli chodzi o listopad, kiedy praca tych komisji była najbardziej intensywna, mieliśmy posiedzenia, na których rozpoznawaliśmy nie więcej niż 50 kandydatów. O ile pamiętam, na jednym z posiedzeń rozpoznaliśmy 39 kandydatów. W czasie najbardziej obsadzonych posiedzeń rozpoznawaliśmy 100 albo 120 kandydatów" - mówił.
Sędzia Mazur wskazał, że z tytułu dodatkowej pracy w listopadzie ub.r. wypłacono członkom KRS łączną kwotę ponad 80 tys. zł. "To zagrażało budżetowi Rady w części dotyczącej diet" - powiedział.
Sędzia odniósł się też do problemu nieuprawnionego zdaniem niektórych ujawnienia informacji publicznej, m.in. protokołów z posiedzeń komisji. Jak wskazał, autorka opinii sporządzonej przez Biuro Analiz Sejmowych - która nie zapoznała się z udostępnionymi materiałami - założyła, że stanowią one "notatki wewnętrzne". "To nie są notatki wewnętrzne (...) Nie ma tam żadnych zapisków, żadnych wyliczeń, skreśleń, jest to po prostu protokół stanowiący dokument urzędowy podpisany przez przewodniczącego komisji" - wskazywał.
"To, że protokoły zostały udostępnione rzeczywiście szybko, wynika z tego, że większość materiału była już przygotowana do analizy na potrzeby prezydium i Rady. Protokoły posiedzeń komisji są dokumentem właściwie leżącym na półce, wystarczy wydrukować i zanonimizować je w bardzo niewielkim zakresie" - tłumaczył.
Zdaniem sędziego Mazura fakt, że Mularczyk wystąpił o opinię BAS, jest niefortunny. "Pan poseł Mularczyk jest też wiceprzewodniczącym KRS. Zasięgając opinii tam, jakby dyskredytował służby prawne KRS i naraża nas na zarzut upolitycznienia" - stwierdził Mazur.
Ostatecznie doszło w czwartek po południu do głosowania. Za odwołaniem Mazura głosowało 13 członków Rady, dwóch było przeciw, a dwóch wstrzymało się od głosu. W kolejnych głosowaniach KRS zdecydowała o odwołaniu Macieja Mitery ze stanowisk: członka prezydium i rzecznika prasowego.
"Co do odwołania przewodniczącego - ja mam wątpliwości, czy w ogóle można odwołać, bo przepisy na ten temat milczą, a nie domniemywa się kompetencji organu" - powiedział PAP po głosowaniu sędzia Mitera. Jak ocenił KRS miała pełne prawo odwołać rzecznika prasowego, ale także ma wątpliwości, czy Rada miała prawo odwołać członka prezydium. "Widocznie ta Rada wszystko może" - dodał.
Jak zaznaczył sędzia Mitera, teraz będzie on szeregowym członkiem Rady i uczestniczył w jej "zwykłej pracy". "Żałuję, bo ze światem dziennikarskim bardzo dobrze mi się współpracowało" - dodał, odnosząc się do odwołania z funkcji rzecznika prasowego.
Jak podawał w artykułach "DGP", sędzia Jarosław Dudzicz podczas posiedzenia jednej z komisji mówił, że "członkowie KRS są twarzami reformy, ale reformy, której nie było". Dudzicz miał narzekać na ograniczony zakres reformy sądownictwa. "Potrzebna jest prawdziwa reforma. (…) Politycy muszą grać z KRS w otwarte karty i ujawnić cel/kierunek reformy. Mówi się o reformie wymiaru sprawiedliwości, której de facto nie ma – to tylko hasło wyborcze" – mówił cytowany przez "DGP" sędzia Dudzicz podczas posiedzenia komisji 15 września ub.r.
"DGP" pisał też, że podczas innego posiedzenia tej samej komisji członek KRS, poseł Arkadiusz Mularczyk skrytykował działalność Izby Dyscyplinarnej SN. Według dziennika Mularczyk mówił, że "obecnie sędziowie tej izby nie wykonują swoich obowiązków w sposób sprawny i skuteczny". Według posła "to ta izba kreuje nieprawidłowości". "Jak jednak zauważył ID +nie ma dobrej prasy+ i istnieje pewne zagrożenie +polityczne+, jeśli i KRS zaatakuje ID. To go jednak nie powstrzymało przed stwierdzeniem, że irytujący jest fakt, że +świetnie wynagradzani sędziowie, powołani na swój urząd nie wykonują należących do nich obowiązków+" - podał "DGP". (PAP)
Autorzy: Mateusz Mikowski, Sonia Otfinowska, Marcin Jabłoński
mm/ sno/ mja/ robs/