4 marca 2018 r. wskutek wybuchu gazu zawaliła się część kamienicy na poznańskim Dębcu. Prokuratura ustaliła, że bezpośrednią przyczyną eksplozji było celowe odkręcenie przez Tomasza J. rury doprowadzającej gaz do kuchenki. W ruinach znaleziono ciała pięciu osób; rannych zostało ponad 20 mieszkańców kamienicy.
Proces Tomasza J. rozpoczął się w listopadzie ub. roku. Prokuratura oskarżyła go o zabójstwo żony, Beaty J., znieważenie jej zwłok, a także o zabójstwo czterech osób i usiłowanie zabójstwa 34 mieszkańców kamienicy poprzez doprowadzenie do wybuchu gazu. Mężczyzna został też oskarżony o spowodowanie wypadku drogowego, w wyniku którego ciężkich obrażeń doznał jego syn Kacper.
W środę Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał Tomasza J. na karę dożywotniego pozbawienia wolności. O warunkowe przedterminowe zwolnienie może się ubiegać nie wcześniej niż po 30 latach. Tomasza J. pozbawiono także praw publicznych na 10 lat. Wyrokiem sądu mężczyzna musi także zapłacić nawiązki i zadośćuczynienia m.in. swojemu synowi, a także rodzinom ofiar i mieszkańcom poszkodowanym wskutek wybuchu. Wyrok nie jest prawomocny.
Sędzia Katarzyna Obst podkreśliła w uzasadnieniu, że "to jedyna, adekwatna kara, jaką za te czyny można wymierzyć".
Odnosząc się do działań oskarżonego, sędzia wskazała, że Tomasz J., jako osoba dorosła, poczytalna – jak uznali biegli – musiał się godzić z tym, że odkręcenie w mieszkaniu gazu, który może wybuchnąć, grozi doprowadzeniem do śmierci wszystkich osób, znajdujących się w budynku. Podkreśliła, że "to zupełnie bezprecedensowa sytuacja, że oskarżony nie liczył się z życiem dziesiątek osób". Jak stwierdziła, biorąc pod uwagę choćby liczbę osób poszkodowanych w tej sprawie – ofiar mogło być znacznie więcej.
Mówiąc o postawie oskarżonego w trakcie procesu, który odmówił uczestnictwa w rozprawach, zaznaczyła, że oczywiście miał do tego prawo. Sąd nie dał jednak wiary w to, że nie było go na miejscu tragedii. "Nie dajemy wiary temu, że pan tego zdarzenia nie pamięta. Nie dajemy wiary temu, że pan nie był świadom tego, co robi, oraz nie dajemy wiary temu, że pan nie przewidywał tego, co pan robi" - wskazała sędzia.
"W tym momencie, panie oskarżony, ma pan wielki bagaż moralny i psychiczny, i kara powinna odpowiadać temu bagażowi, bo to jest jedyna słuszna kara za to, co pana decyzją przeżywają dziesiątki osób – bo to nie dotyczy tylko osób, które tego dnia były w kamienicy, ale wszystkich ich rodzin. Ja sobie nawet nie jestem w stanie wyobrazić, co chociażby przez kilka minut (w chwili wybuchu) do momentu kontaktu jeden członek rodziny z drugim musieli przeżywać. Myślę, że pan doskonale wie, z perspektywy czasu, jak to zdarzenie przebiegało i jak mogły się czuć osoby, które w tym domu były" – mówiła sędzia.
"Skorzystał pan z prawa nieuczestniczenia w rozprawie, nie słuchał pan wypowiedzi pokrzywdzonych, była to pana decyzja (…) niemniej osoba, która nie ma sobie nic do zarzucenia, nie ma też w ocenie sądu powodu, żeby nie spojrzeć w twarz, albo nie próbować wyjaśnić jakoś sytuacji, nie próbować chociaż przedstawić swojej racji w tej sprawie" – dodała.
O wyrok dożywotniego pozbawienia wolności wnioskowali w mowach końcowych prokurator, pełnomocnicy pokrzywdzonych, kurator syna oskarżonego, oraz oskarżyciele posiłkowi.
Obrońcy wskazywali z kolei, że brak jest dowodów jednoznacznie przesądzających winę oskarżonego, a istnieje co najmniej kilka prawdopodobnych wersji zdarzenia. Obrona podważała także opinie biegłych sądowych, w tym biegłych psychiatrów.
Oskarżony był obecny podczas odczytywania wyroku. W środę, przed zamknięciem przewodu sądowego, złożył oświadczenie, w którym przyznał się jedynie do spowodowania wypadku drogowego, w którym uczestniczył jego syn Kacper.
Jak mówił, "nie pamiętam okoliczności tego zdarzenia oraz przyznaję, że mogłem przekroczyć prędkość. Nie wiem, jak to się stało, być może zarzuciło prowadzony przeze mnie pojazd, może wyskoczyło zwierzę. Być może źle się poczułem, zrobiło mi się słabo, może się zamyśliłem. Jest mi bardzo z tego przykro i nie daje mi to spokoju. Bardzo martwię się o syna, nigdy bym jego nie skrzywdził. Bardzo mocno i z całego serca kocham Kacperka" - powiedział.
To były jedyne słowa, które oskarżony wypowiedział w trakcie procesu; na pierwszej rozprawie odmówił uczestnictwa w kolejnych. (PAP)
autor: Anna Jowsa
ajw/ jann/