- W 2014 roku prezydent Ryszard Brejza nieznacznie wygrał ze mną w wyborach prezydenckich. Od tamtej chwili zmieniła się struktura organizacyjna Urzędu Miasta. Powstał nowy wydział, zaczęła się mowa nienawiści i hejt w kierunku członków opozycji - mówi radny Marcin Wroński.

Jak twierdzi, nieprzychylne komentarze oraz memy uderzające w rodziny miały być reakcją urzędników na inicjatywy ze strony opozycji, które nie podobały się prezydentowi Ryszardowi Brejzie lub posłowi Krzysztofowi Brejzie. Niektóre z tych spraw były zgłaszane do prokuratury.

- Często nie udawało się ustalić adresu IP, z którego publikowane były posty, ponieważ wykorzystywano oprogramowanie TOR. Udało się to zrobić w sprawie mojej koleżanki - osoby związanej z opozycją. W czasie postępowania ustalono, że negatywne komentarze pochodziły z domu, w którym mieszkały osoby o takim samym nazwisku, jak sławna pani naczelnik, a zarazem rzecznik urzędu miasta (Chodzi o Agnieszkę Ch., główną podejrzaną w tzw. aferze fakturowej - przyp. red.). Wysłano je z domu w Janikowie - twierdzi radny.

Marcin Wroński w śledztwie dotyczącym tzw. afery fakturowej ma obecnie status osoby pokrzywdzonej. Jak mówi, wątek działania tzw. wydziału propagandy w inowrocławskim ratuszu - o którym poinformował wcześniej portal TVP.info - został do niej włączony z uwagi na możliwe wykorzystywanie urzędników państwowych niezgodnie z ich przeznaczeniem.

- W 2016 roku w jednej z lokalnych gazet opublikowano artykuł, w którym pojawiły się nieprzychylne i nieprawdziwe informacje na mój temat. Tekst sprawiał pozory, że napisał go niezależny dziennikarz, jednak wyszło na jaw, że został opłacony z budżetu Urzędu Miasta. Nikt nie chciał wskazać autora tego paszkwilu, ale po dwóch latach dostaliśmy oryginał z poprawkami. Charakter pisma jest identyczny, jak Ryszarda Brejzy - mówi Marcin Wroński.

Prezydent Inowrocławia był o to ponownie pytany na poniedziałkowej konferencji prasowej.

- Każdy materiał, który wychodzi z Urzędu Miasta, wpływa też do mnie. Jeśli mam jakieś uwagi, to ich dokonuję, a rzecznik albo je przyjmuje albo nie. Informacje dotyczące miasta wymagają mojej akceptacji. Nie wykluczam, że w tej sytuacji było podobnie - przyznał Ryszard Brejza.

Radny jest także przekonany, że urzędnicy z inowrocławskiego ratusza stoją za donosami, które były rozsyłane do mediów, polityków, ale przede wszystkim do miejsc pracy osób związanych z opozycją.

- Potwierdzają się nasze przypuszczenia, że członków opozycji chciano zdyskredytować także na drodze zawodowej. Do naszych miejsc pracy rozsyłano donosy. Co jest w tej sprawie najciekawsze? Pracownicy z Bydgoszczy, którzy byli rzekomo pokrzywdzeni i wysyłali donosy, robili to z Inowrocławia. Zabezpieczono już koperty. Porównaliśmy charakter pisma. Bez względu na to, do jakiej firmy trafiał donos, zawsze podpisywała go ta sama osoba - informuje Marcin Wroński.