Muzyka jest w jej życiu bardzo ważna
Chyba możemy już przyjąć, że zaaklimatyzowałaś się w zespole. Od kiedy dokładnie występujecie razem na scenie?
Emilia Wikarska-Karbowiak: Tak, myślę, że zaaklimatyzowałam się dość szybko. To dzięki podejściu chłopaków, którzy są nie tylko dobrymi kolegami, życzliwymi i pomocnymi, ale także świetnymi nauczycielami. Cały czas dają mi wiele cennych wskazówek – mają w końcu niesamowite doświadczenie – Szulerzy są na scenie już od 18 lat! A ja z nimi "troszkę" krócej, bo około półtora roku. Zaczęłam śpiewać w Szulerach w styczniu 2018, a więc mamy teraz nasz drugi wspólny sezon koncertowy.
Co Cię skłoniło do tego, żeby zgłosić się na wokalistkę Szulerów? Ale najpierw wyjaśnij proszę czy jesteś spokrewniona z Markiem Wikarskim, wieloletnim basistą i kontrabasistą zespołu, czy to zbieżność nazwisk?
Emilia: Od razu wyjaśniam, to nie tylko zbieżność nazwisk, ale wbrew pozorom jest w tym dużo przypadku. (uśmiech) Jako że lubię słuchać opowieści moich dziadków, miałam pojęcie o istnieniu jakichś koligacji rodzinnych między nami. Z przeprowadzonego przeze mnie "wywiadu" wynika, że mamy wspólnych prapradziadków, nasi pradziadkowie byli braćmi. Ale zupełnie nie znaliśmy się wcześniej jako rodzina. Poznaliśmy się kiedyś przez wspólnych znajomych i żonę Marka. Luźna rozmowa zeszła wówczas na tematy muzyczne, wyszło, że śpiewam i tyle. Po kilku miesiącach odezwał się do mnie Marek z zapytaniem, czy nie chciałabym spróbować pośpiewać z Szulerami. Właściwie, więc nie zgłosiłam się, ale że do muzyki zawsze mnie ciągnęło i podobał mi się styl, w jakim grają Szulerzy, to postanowiłam spróbować. Oczywiście znałam ich twórczość, ale w związku z tą propozycją przyjrzałam się jej bliżej – i podobała mi się coraz bardziej i bardziej!
Jak wyglądało przesłuchanie?
Emilia: Chłopacy wprowadzili miłą atmosferę, więc w trakcie nie myślałam o tym jak o przesłuchaniu. To było raczej spotkanie, próba… Przygotowałam kilka wskazanych przez nich wcześniej utworów, zaśpiewałam, a potem rozmawialiśmy. Opowiedzieli mi o zespole, o tym, jak wygląda jego funkcjonowanie itd. Szybko znaleźliśmy wspólny język. Daliśmy sobie wszyscy czas do namysłu. Po kilku dniach chłopacy zadzwonili, że chcieliby ze mną działać dalej. Ja też już byłam zdecydowana – i tak zaczęła się moja przygoda z Szulerami. (uśmiech)
Opowiedz, jakie wrażenia miałaś po Waszym pierwszym wspólnym występie?
Emilia: Pierwsze, co pomyślałam: "To już? Tak szybko? Łee, jeszcze bym sobie pośpiewała". Ponad godzina koncertu minęła w mgnieniu oka. Gdy spotykamy się na próbie, trwa ona kilka godzin. Po miesiącach przygotowań i intensywnych próbach, ten pierwszy koncert wydawał się więc chwilą. Do tego świetnie bawimy się przy muzyce, którą gramy, czerpiemy z tego wiele radości, więc zawsze chciałoby się jeszcze trochę więcej, jeszcze trochę dłużej!
Jak długo w ogóle śpiewasz? Czy muzyka odgrywa ważną role w Twoim życiu?
Emilia: Śpiewam od zawsze, odkąd pamiętam. Muzyka zawsze była w domu. Moi rodzice śpiewali, siostra, dziadkowie, ciocie, wujkowie… Tata gra na gitarze, moja chrzestna na pianinie. W mojej rodzinie muzyka rozbrzmiewa zawsze i wszędzie, więc jest dla mnie bardzo ważna – nie mogło być inaczej. (śmiech)
fot. Wojtek Piotrowski
Czy wcześniej byłaś związana z jakimś innym zespołem? Występowałaś na scenie?
Emilia: Pierwsze doświadczenia zdobyłam w inowrocławskim zespole Po Stronie Nadziei. Graliśmy muzykę, którą można nazwać pop-gospelową. Śpiewałam w Po Stronie Nadziei od dziesiątego roku życia przez kilka ładnych lat. Ogromnie dużo nauczył mnie prowadzący zespół Michał Maciejewski, świetny inowrocławski muzyk, człowiek z wielkim sercem i muzyczną pasją. Kilka lat regularnych zajęć, prób, koncertów, spotkań z innymi członkami zespołu – to bezcenna lekcja. Po jakimś czasie Michał pokierował mnie do niesamowitej inowrocławskiej wokalistki, Kasi Ignaczak, abym z jej pomocą mogła rozwijać się w obszarze wokalu. Cudowna kobieta o pięknym i potężnym głosie, która wiele mnie nauczyła przez klika lat lekcji śpiewu. Potem przyszła matura, studia – na tym postanowiłam się skupić. Oczywiście cały czas starałam się rozwijać wokalnie na własną rękę, brałam udział w różnych warsztatach. Po drodze było oczywiście kilka epizodów z różnymi zespołami... No i wreszcie – trafiłam na Szulerów, Marcina, Miłosza i Marka. Kolejne fantastyczne osoby, od których mam okazję dużo się nauczyć. Są niesamowicie utalentowanymi i doświadczonymi muzykami. (uśmiech)
Czy miewasz tremę przed występami?
Emilia: Jasne. Zawsze daję z siebie wszystko, jednak przyznam, że kiedy na widowni znajdują się znajomi ludzie, to pojawia się jakiś dodatkowy dreszczyk. Im bliższe są to dla mnie osoby, tym jest większy. Najbliżsi zawsze wspierali mnie w muzycznej pasji: najpierw rodzice wozili na zajęcia, próby, konkursy. Teraz oprócz nich kibicuje mi jeszcze mój mąż, który akceptuje moją pasję. Kiedy są na koncercie, bardzo chcę im pokazać, że warto, że robię coś dobrego. Z reguły towarzyszy mi raczej pozytywne podekscytowanie, trema bardziej mobilizująca niż stresująca. Chłopacy są profesjonalistami, jesteśmy zawsze przygotowani, więc nie mam się czego bać. (uśmiech) Dodatkowo są między nami dobre relacje, co przenosi się na luz na scenie. Wiele osób mówi, że po prostu widać i czuć, że się lubimy i to, co robimy sprawia nam ogromną radość. O stresie nie ma więc mowy.
fot. Wojtek Piotrowski
A zdradź jak dbasz o głos? Jakie masz porady?
Emilia: Oj, tu trafiłaś w czuły punkt. Jeśli o to chodzi, mam trochę bzika. Jak tylko mogę, unikam klimatyzacji, ale to trudne latem – jest wszędzie: w pracy, w sklepie, na siłowni, w pociągu... Moi najbliżsi nie mają ze mną łatwo – nie pozwalam włączać mojemu mężowi klimatyzacji w samochodzie, gdy jedziemy razem. (uśmiech) Dodatkowo przydają się preparaty nawilżające gardło, inhalacje i te sprawy. Na wszelki wypadek nie jem też lodów i nie piję gazowanych i zimnych napojów.
Pochodzisz z Janikowa, mieszkasz jednak w Toruniu. Czym się tam zajmujesz?
Emilia: W Toruniu zamieszkałam 7 lat temu, kiedy zaczęłam tu studia. Skończyłam filologię polską, w czasie studiów zaczęłam w Toruniu pracę jako copywriter w agencji reklamowej. Teraz pracuję w firmie farmaceutycznej, zajmuję się komunikacją. Nadal działam także na uczelni w ramach studiów doktoranckich i projektu naukowego. Postanowiliśmy z mężem zostać w Toruniu na stałe, trochę nas już wiąże z tym miastem, podoba nam się tu i jest całkiem niedaleko na próby do Inowrocławia. (uśmiech)
Porozmawiajmy o inspiracjach. Masz swoich ulubionych wykonawców, zespoły, piosenkarki... ?
Emilia: To cały przekrój epok i stylów. Z domu wyniosłam szacunek do „starszych” zespołów i wykonawców, np. od Anny Jantar po Mannam czy Dżem. Z domem dziadków kojarzy mi się natomiast dźwięczny głos Ireny Santor, więc ją też uwielbiam. Sama z siebie zawsze lubiłam klimaty „retro”, amerykańskich klasyków, takich jak: Nat King Cole, Frank Sinatra, Billie Holiday czy Aretha Franklin... Słuchałam ich jednak, nie zastanawiając się, jaki to gatunek. Gdy teraz pomyślę, to sporo moich ulubionych utworów jest niedaleko bluesa i soulu. Ze współczesnych uwielbiam Norah Jones, jej głosu mogłabym słuchać godzinami. Z polskich wokalistów cenię Anię Dąbrowską, Kubę Badacha, ostatnio lubię też Mroza. Ale najbardziej lubię teraz i słucham najwięcej tego, co podpowiedzą mi chłopacy – oni wiedzą, co dobre, więc czerpię pełnymi garściami. (śmiech) Dzięki nim odkryłam Ann Peebels, pokochałam Imeldę May. Na nowo odkryłam Otisa Reddinga, nie zdając sobie sprawy z tego, że tak wiele jego piosenek znałam i lubię. Jak coś mi się spodoba, to zaczyna się faza i mogę tego słuchać na okrągło. Teraz piłuję na przykład płyty Raya Charlesa, które podarował mi nasz menadżer.
Jakie są Twoje najbliższe plany, marzenia?
Emilia: W najbliższym czasie to oczywiście nagranie płyty. I to jest bardzo realny plan, bo przez ostatnie miesiące intensywnie pracowaliśmy nad materiałem na tę płytę. Także przed nami ostatnie szlify i czekamy na wejście do studia jesienią.
Przed nami VII Blues Ino Festiwal. Powiedz, co przygotowaliście w tym roku dla inowrocławskiej publiczności?
Emilia: W tym roku w muszli koncertowej w Solankach 17 sierpnia 2019, oprócz Szulerów, zagrają Paweł Szymański Trio, grupa charakteryzująca się ciekawym brzmieniem, łączącym różne style: gospel, ragtime, jazz i folk oraz wrocławski zespół Blues Menu, prezentujący swoją autorską twórczość oraz sięgający do kanonu blues-rockowych standardów. Muzyka rozbrzmiewać będzie również w autobusie linii numer 27. O godzinie 16:05 w specjalnym blues-busie MPK dla inowrocławian zagra fantastyczny duet Bluesferajna. My w tym roku przygotowaliśmy dla inowrocławskiej publiczności coś specjalnego – po raz pierwszy zagramy na scenie kilka zupełnie nowych utworów, które powstały z myślą o nowej płycie. Chcieliśmy bardzo, aby to właśnie inowrocławianie usłyszeli je jako pierwsi. Zapraszam więc serdecznie - zaczynamy o 18:00.
Dziękujemy za rozmowę.