Test: Nissan Qashqai. Ten sam napęd, ale w nowej szacie
Odświeżony wygląd, garść nowości w środku i ten sam, udany napęd hybrydowy. Przetestowałem najnowszą odsłonę crossovera, który niegdyś zbudował ten segment.
Trzecia generacja tego popularnego modelu jest na rynku od 2021 roku, a w tym roku Nissan wypuścił odświeżoną wersję. W sierpniu na zaproszenie polskiego importera braliśmy udział w pierwszej prezentacji na lotnisku warszawskiego aeroklubu. Teraz miałem okazję spędzić w towarzystwie Qashqai’a cały tydzień.
Co się zmieniło?
Z przodu to nowy kształt osłony chłodnicy oraz reflektorów. W przypadku tego pierwszego elementu podobno inspirowano się dawnymi japońskimi zbrojami. W 3 z 5 wersji wyposażenia standardem są matrycowe LED-y. Fajnie, że są, ale do skuteczności tych w Skodzie, czy Volkswagenie trochę im brakuje.
Światła dzienne to teraz paski powyżej głównego reflektora oraz elementy w kształcie przecinków, po pięć na każdą stronę. Ten górny element pełni też funkcję kierunkowskazów i po raz pierwszy może by sekwencyjny.
Z tyłu zmian jest mniej. Kształt lamp pozostał niezmieniony, ale klosz jest teraz bardziej przezroczysty. Po każdej stronie wtopiono w niego, tym razem cztery, świetlne elementy.
Nowością w cenniku jest wersja wyposażenia N-Design, którą akurat otrzymałem do testu. Umiejscowiono ją jako środkową spośród pięciu dostępnych. Jej wyróżnikiem są 20-calowe felgi, nadkola w kolorze nadwozia, ekologiczna czarna skóra z alcantarą i panoramiczne okno dachowe.
Do palety dostępnych kolorów dołączyły trzy nowe propozycje. To perłowa biel, perłowa czerń oraz Deep Ocean (taki jak mój). W zależności od rodzaju światła, ten ostatni lakier przypomina trochę ciemną zieleń, trochę turkus. Z pewnością wygląda interesująco. Zewnętrzne zmiany stylistyczne w Qashqai’u oceniam pozytywnie. Samochód wygląda nowocześniej od poprzednika, a duże felgi i ciekawy lakier z czarnym dachem przyciągają spojrzenia.
Wnętrze
Zmiany, które zaszły w kabinie najlepiej widać na moim porównaniu wersji sprzed i po lifcie. Najbardziej w oczy rzuca się inny kształt deski rozdzielczej oraz większy ekran centralny. W kategorii materiałów, Qashqai robi bardzo dobre wrażenie. W N-Design producent nie żałował alcantary, którą obszyto fragmenty drzwi (również tylnych), deski, tunelu środkowego i foteli.
Więcej uwagi poświęcono oświetleniu wnętrza, które znajdziemy też w tylnej części kabiny.
System kamer 360 posiada teraz funkcję 3D, dzięki której możemy zmieniać punkty widzenia. Jakość obrazu jest bardzo dobra. Przy wyjeżdżaniu z miejsc parkingowych o utrudnionej widoczności, pomagają szerokokątne kamery, dzięki którym dostrzeżemy ruch poprzeczny.
Nissan wspomina też o udoskonaleniu systemów bezpieczeństwa, m.in. hamowania awaryjnego, czy utrzymania na pasie ruchu. Ten drugi w połączeniu z aktywnym tempomatem spisywał się bez zarzutów, natomiast pierwszego nie miałem okazji testować.
Do Qashqai’a po raz pierwszy zaimplementowano usługi Google. Tą samą drogą kilka lat temu poszło Renault. Nawigacja opiera się zatem na mapach tego producenta, a na pokładzie jest jego asystent głosowy. Ten dobrze sobie radzi z komendami dotyczącymi m.in. ogrzewania foteli, czy zmiany temperatury.
12,3-calowy ekran centralny jest dość prosty w obsłudze. Pod nim znalazło się pokrętło i kilka przycisków do najważniejszych funkcji. Szkoda, że ustawieniami auta nadal sterujemy na ekranie przed kierowcą przyciskami na kierownicy, co nie należy do wygodnych.
Plus za tradycyjny panel od klimatyzacji i grzanych foteli z wygodnymi przyciskami. Równie łatwo, bo dedykowanym pokrętłem, możemy dostosować jasność ekranów.
W moim egzemplarzu N-Design doposażonym o pakiet Komfort miałem na pokładzie 2-strefową automatyczną klimatyzację, grzane fotele przednie i kierownicę, elektrycznie sterowany fotel kierowcy, podgrzewaną przednią szybę, panoramiczny dach z elektryczną roletą, funkcjonalny head-up display, czy elektryczną klapę bagażnika. Są też cztery porty USB-C, dwa z przodu i dwa z tyłu, ładowarka indukcyjna do smartfona i gniazdo 12 V. Wniosek? Wyposażenie było raczej kompletne i powinno zadowolić wymagających użytkowników. W bogatszych odmianach Tekna i Tekna+ dostajemy ponadto m.in. lepszy system audio oraz masaż foteli.
Na tylnej kanapie Qashqai nie należy do najprzestronniejszych w swojej klasie, ale dwie dorosłe osoby nie powinny narzekać. Zajmowanie miejsc ułatwia szeroki kąt otwarcia drzwi.
Jazda
Pod maską mojego Qashqai’a znajdował się układ e-Power, czyli najbardziej zaawansowany układ hybrydowy, jaki trafia do aut japońskiego producenta. To hybryda szeregowa, w której koła napędza wyłącznie silnik elektryczny, a spalinowy służy tylko do wytwarzania energii. Samochód tankujemy benzyną, jak każdą inną hybrydę.
Układ składa się z 3-cylindrowego silnika spalinowego o pojemności 1,3 litra, silnika elektrycznego o mocy 190 KM, falownika, który odpowiada za przekazywanie energii elektrycznej oraz z akumulatora o pojemności 1,8 kWh. Nie ma za to skrzyni biegów. Nad sprawną pracą całości czuwa oczywiście komputer.
Jak to sprawdza się w praktyce? Jazda Nissanem bardziej przypomina jazdę elektrykiem, niż w przypadku tradycyjnych hybryd. Auto na samym prądzie potrafi przejechać nawet 2-3 kilometry. Kierowca może w tym celu wybrać tryb EV. Nawet bez korzystania z niego, odcinki pokonywane w ciszy w trybie elektrycznym są wyraźnie dłuższe, niż w tradycyjnych hybrydach.
Kiedy przychodzi pora na doładowanie baterii, silnik benzynowy pracuje na podwyższonych obrotach. Jest to słyszalne w kabinie, ale specjalnie mi to nie przeszkadzało. W trakcie dynamiczniejszego przyspieszania dźwięk silnika spalinowego nie jest skorelowany z tym, w jaki sposób nabieramy prędkości. Mam tu na myśli, że do naszych uszu dobiega jednostajny dźwięk podobny do aut z przekładniami CVT. Nie ma tu mowy o wirtualnych przełożeniach zarówno w kategorii dźwięku, czy samej pracy.
Dzięki temu sama jazda Qashqai’em jest idealnie płynna, niezależnie od warunków, prędkości czy traktowania pedału gazu. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek szarpnięciach.
190 KM pozwala osiągnąć pierwszą setkę w 7,9 sekundy. Proces przyspieszania jest na tyle łagodny, że nie ma tu mowy o jakichś emocjach podczas nabierania prędkości. Zwłaszcza w początkowej fazie wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Prędkość na zegarach rośnie, ale w kabinie specjalnie tego nie czuć.
Do dyspozycji kierowcy są trzy poziomy rekuperacji - standardowy, w którym auto niemal swobodnie się toczy, mocniejszy tryb B oraz e-Pedal. Ta ostatnia funkcja działa podobnie jak w Nissanie Leaf'ie z tą różnicą, że auto nie zatrzymuje się do zera. W tej końcowej fazie zwalniania kierowca musi jednak użyć pedału hamulca.
Qashqai jest dostępny również w wersjach z miękką hybrydą i napędem na 2 lub 4 koła. W przypadku e-Power dostępny jest tylko napęd na przód. Miałem okazję sprawdzić, jak jeździ się wersjami MHEV w Juke’u i dla mnie wybór jest prosty. Jeśli zastanawiacie się nad tym modelem, to warto dopłacić do e-Power. Kultura jazdy i przyjemność podróży są tu dużo wyższe. Różnica w cenie to w zależności od wyjściowej wersji silnikowej od 30 600 zł do 7 300 zł.
Ceny
Kwota wyjściowa za 140-konną miękką hybrydę i 6-stopniowy automat w wersji Acenta to 125 000 zł. Egzemplarz, któy testuję wyceniono na 190 950 zł. To efekt napędu e-Power oraz bogatego wariantu N-Design. Za rozsądnie wyposażone auto z takim samym napędem ale bez stylistycznych fajerwerków typu 20-calowe koła, trzeba wydać około 170 000 zł.
Podsumowanie
Nissan Qashqai po liftingu to auto ciągle godne zainteresowania. Wygląda lepiej od poprzednika i ma sprawdzony, przyjemny w codziennej jeździe napęd hybrydowy. Z pewnowścią nie będzie mu łatwo zwojować konkurencyjnego rynku crossoverów. Zwłaszcza dlatego, że polski rynek szturmuje obecnie chińska konkurencja.
Cennik:
Dziękuję Astara Poland za udostępnienie auta do testu.