Marci Wroński skierował właśnie zapytanie do prezydenta o koszty funkcjonowania rad nadzorczych miejskich spółek. Jak wyjaśnia, z taką prośbą zwrócili się do niego mieszkańcy.
- Wielu mieszkańców Inowrocławia miało nadzieję, że po zmianie prezydenta miasta zmieni się również polityka kadrowa. Na początku wydawało się, że jest na to szansa jednak każda kolejna decyzja pozbawia inowrocławian złudzeń. Od wielu lat uważałem i zdania nie zmieniłem, że w mieście wielkości Inowrocławia wystarczyłby jeden zastępca prezydenta, niestety mamy znów dwóch. W naszym mieście do 2006 roku mieliśmy jednego zastępcę. Jak widać przewrotnie wraz ze spadkiem ilości mieszkańców, mamy wzrost ilości zastępców. Są miasta o podobnej licznie ludności jak Inowrocław, w których prezydent ma tylko jednego zastępcę. Przykładem może być np. wielkopolskie Leszno. Może sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby na większości wydarzeń miasto reprezentował jeden przedstawiciel kierownictwa miasta, a nie dwóch, wtedy jeden mógłby zająć się pracą w urzędzie, a drugi reprezentacją - wskazuje radny.
Jak dodaje, sam nie widział w trakcie swojej dotychczasowej pracy zawodowej praktyk, aby na konferencje czy spotkania chodził minister, prezes, czy dyrektor generalny ze swoimi wszystkimi zastępcami.
- 2016 roku kiedy powoływano kolejną miejską spółkę IGKIM, a właściwie ją wydzielano z PGKiM ówczesny prezydent miasta zapewniał na sesji nas radnych, że nie będzie tworzył nowych stanowisk i będzie to proces prawie bezkosztowy - przypomina radny. - Uważałem i zdania nie zmieniłem, że obydwie spółki oprócz wspólnego zarządu powinny posiadać również taki sam skład osobowy rady nadzorczej, z tą różnicą, że w jednej spółce zasiadanie powinno być płatne, a w drugiej bezpłatne. Takie rozwiązanie jest zgodne z Kodeksem Spółek Handlowych i dawałoby niemałe oszczędności. Jednak poza wymianą członków rad nadzorczych na swojaków, nic takiego dającego oszczędności nie nastąpiło. Z przykrością należy stwierdzić, że na podstawie decyzji kadrowych podejmowanych w ostatnich miesiącach, mieszkańcy którzy liczyli na zmianę polityki kadrowej w mieście zostali nabici w butelkę - uważa Wroński w liście do mediów.