Kultura odjedzie po nowym asfalcie

Kandydaci w zbliżających się wyborach obiecują naprawdę dużo. Nowe drogi, remonty, inwestycje, pojawiła się nawet idea powrotu tramwajów do inowrocławskiego układu komunikacyjnego. Nie ma w tym nic dziwnego, bo generalnie politycy, nawet ci lokalni, swoją wyborczą wiarygodność mogą budować tylko na obietnicach.

Ktoś może powiedzieć, że rozliczymy ich z tych obietnic w trakcie kadencji, a już na pewno przy następnych wyborach. Tak jest przy każdej okazji - kampania wyborcza ocieka lukrem obietnic i atrakcyjnych wizji, praktyka kadencji okazuje się zdecydowanie bardziej słodko-gorzka. Oczywiście sporo udaje się zrealizować, ale gdybyśmy za każdym razem mieli wykonać bilans wyborczej retoryki i wyników osiąganych po wyborach, to bez dwóch zdań będzie on zawsze ujemny.

Z trudnego do zrozumienia powodu większość kandydatów (a właściwie wszyscy) obiecują zwykle realizację samych "dużych" tematów - nowa droga, kolejny odcinek obwodnicy, 1000 mieszkań, 100 żłobków itd. itp. Wszystko oczywiście w skali odpowiedniej do swojego miejsca zamieszkania. Punktem odniesienia tych obietnic jest zawsze silna zniezdolność poprzedników. Oni (poprzednicy) to zwykle cienkie Bolki, bo nie zrobili tego, tego i tamtego też nie zrobili, a to co zrobili, to na pewno można było zrobić lepiej.

Nasze miasto pod tym względem nie odbiega od krajowego standardu, nasza kampania wyborcza rządzi się tymi samymi zasadami i przebiega według tych samych wzorców. Jednak jest coś, co w innych miastach - w mniejszości, ale jednak - obiecywane i realizowane jest lepiej, niż w Inowrocławiu (czyt. powyżej standardów). Tym "czymś" jest kultura.

W rankingu wydatków na kulturę Wspólnoty Inowrocław uplasował się na 151 miejscu wśród 247 wszystkich gmin miejskich (lata 2015-2016), co trudno uznać za sukces. W najbliższym takim zestawieniu, o ile powstanie, to miejsce może być jeszcze niższe. W roku 2016 na kuturę przeznaczono 2,76% budżetu, gdy w planie wydatków na 2018 rok jest to już tylko 2,37% (mimo wyższej kwoty). Słabym pocieszeniem może być to, że ponad połowa ocenianych miast też przeznaczało na kulturę mniej niż 3% budżetu. Lider rankingu, Pruszków, przeznaczył na ten cel ponad 12% budżetu, a ogólna średnia to ok. 3,5%.

Osobną sprawą jest podział zaplanowanych środków budżetowych. W tym zakresie inowrocławskie pieniądze trafią w 95% do instytucji i organizacji podległych samorządowi lub od niego zależnych. Tylko 5% jest przeznaczone na bliżej nieokreślone działania kulturalne, w których zapewne w części mieszczą się wszystkie imprezy, koncerty i wystawy, którymi miasto podnosi sobie współczynnik fajności.

Przez wiele minionych kadencji kolejne władze nie potrafiły dostrzec potencjału, jaki niesie kultura. Wiele miast w Polsce już to doceniło i przeznacza na kulturę kwoty wielokrotnie większe od tych, jakie planowane są w naszym mieście. I co najlepsze, osiągają dzięki temu realne korzyści. Trudno oczywiście mówić o ich ekonomicznym wymiarze w chwili angażowania środków, ale w perspektywie kolejnych lat zaczyna to także i na tym polu owocować.

Każdy nowy festiwal, atrakcyjna stała wystawa, lokalny teatr i każda inna ambitniejsza kluturalna aktywność, o ile jest z głową i pasją prowadzona i ma wsparcie lokalnej społeczności, potrafi odwdzięczyć się z nawiązką zwiększeniem ruchu turystycznego, bezpłatną promocją w kraju i zagranicą i wieloma innymi korzyściami, które często trudne do wyliczenia, jednak zdecydowanie poprawiają wizerunek miasta, a przy okazji pozytywnie wpływają na lokalną gospodarkę. Taka działaność ma też niebagatelny wpływ na lokalną społeczność - młodzi mogą zyskać okazję do kontaktu z tymi "kawałkami" kultury, które dzisiaj widzą tylko w telewizji, a seniorzy chętnie kupią bilet np. na teatralną sztukę (tak, seniorzy mają na to pieniądze), czego dzisiaj nie robią, bo wyjazd do Torunia lub Bydgoszczy czyni takie przedsięwzięcie zbyt skomplikowanym. Pamiętajmy, że Inowrocław ma naprawdę solidną scenę teatralną wykorzystywaną w stopniu minimalnym.

Niestety, w obecnym systemie podziału środków budżetowych trudno oczekiwać imponujących efektów, gdy o tym, na co przeznaczyć pieniądze decyduje urzędnik za biurkiem opierając się o kryteria raczej mało precyzyjne. Nie mam nic przeciwko artystom disco polo czy plenerowym koncertom wciąż atrakcyjnych gwiazd rocka czy bluesa. Jednak mam wrażenie, że takie imprezy z powodzeniem mogą być realizowane w reżimie komercyjnym - same się obronią lub nie, ryzyko ponosi organizator. Ponad 4 miliony złotych trafi w tym roku do samorządowych instytucji - klubów, domów i ośrodków kultury, świetlic, które w ramach swoich statutowych uprawnień będą te środki wydawały wg własnych planów. I dobrze jeśli dzięki nim będzie finansowana np. działalność amatorskiego teatru lub utrzymanie sali prób dla lokalnych zespołów muzycznych, jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak dysponowane pieniądze mogą być w dużej mierze po prostu marnowane - obsługa administracyjna, koszty stałe, wynagrodzenia itp. mimo, że łatwe do wytłumaczenia, to trudne do potraktowania jako kulturalne.

Dlaczego wzorem innych miast nie sięgnąć do sprawdzonej już procedury konkursów? Jawnych, przejrzystych i czytelnych? Nie chce mi się wierzyć, że w takim mieście, jak Inowrocław nie ma zdeterminowanych ludzi z pasją, którzy tworzą lub wspierają twórców, którzy mając możliwość udziału w konkursie o dofnansowanie swojego projektu, z tej możliwości by nie skorzystali. W obecnej sytuacji na tego typu projekty przenaczone jest ok. 450 tysięcy złotych, czyli ok. 5% całej kwoty planowanej na kulturę. To zawstydzająco mało.

Trochę na marginesie należy wspomnieć, że w obecnej strukturze wydatków na kulturę dominująca ich część jest w dyspozycji urzędników lub pracowników samorządowych, co już samo w sobie może budzić zastrzeżenia biorąc pod uwagę to, że są to wydatki bardzo "elastyczne" i trudne do weryfikacji. Rzeczywista umowność cen i kosztów może być pokusą do nie zawsze legalnych działań, czego niechlubnym potwierdzeniem jest "afera fakturowa", która niestety w dużym stopniu jest powiązana z finansowaniem kultury.

Może to naiwne lub zbyt idealistyczne, ale wierzę, a nawet jestem przekonany, że oddanie większej części środków budżetowych do dyspozycji ludzi, którzy naprawdę chcą w Inowrocławiu ambitniejszej, poważniejszej kultury i nie wiążą tego z uzyskaniem własnych korzyści, jest możliwe. Mamy już nawet tego dowody. Jestem też przekonany, że ktoś, kto w konkursie wywalczy pieniądze na realizację projektu, którym żyje, zadba o to, żeby wydać je jak najlepiej, do ostatniej złotówki.

Więc szanowni kandydaci, może oprócz nowego asfaltu i tramwajów, chociaż część swoich obietnic warto poświęcić kulturze? Takiej uczciwiej finansowanej, z odrobiną zaufania i wiary. Takiej przez trochę większe 'K'.